piątek, 4 marca 2016

Od Aidoni C.d. Fortis

Po krótkiej wizycie w osadzie i upewnieniu nadpobudliwego nieco detektywa amatora ze nie porwali mnie żadni kosmici i wszczynanie alarmu oraz rozwieszanie listów gończych na wszystkich drzewach przy głównej szosie jest raczej zbędne powróciłam podziemnym korytarzem z powrotem do centrum dowodzenia. Ponieważ dostałam popołudniowy dyżur, a było jeszcze bardzo wcześnie udałam się do jadalni, gdzie zasiadłam nad talerzem wystygłej nieco potrawy, o dziwacznym, choć raczej apetycznym wyglądzie, ułożonej artystycznie przez kucharza na czyściutkim owalnym, dość dużym półmisku i zaczęłam bezcześcić ten doskonały twór gmerając w daniu tępo i bez przekonania. Nie podniosłam pyszczka nawet słysząc nad sobą znajome dzwonienie zawieszki przy obróżce Sigmuntusa i jakoś nie zastanawiało mnie dlaczego właściwie ten samotnik zjawia się nagle w miejscu tak tłocznym i gwarnym zupełnie nie przystającym do jego preferencji. Być może dlatego nie poświęcałam temu głębszych rozważań, że sama zachowywałam się niezwykle dziwnie ja energiczny terierek, którego wszędzie pełno teraz siedzący najspokojniej nad zdecydowanie za wczesnym śniadaniem. Pies dosiadł się do mnie i zaczął się przyglądać jak to miał w zwyczaju nieco zbyt badawczo i natarczywie.
- Jak się czujesz? - zapytał spokojnie.
- A jak się mam czuć! - wykrzyknęłam. Spojrzenia wszystkich zgromadzonych w sali zwróciły się na mnie poczułam że pod powiekami gromadzą mi się łzy.
- Chodź - szepnął grzywacz i bez dalszych protestów podążyłam z nim do swojej kwatery. Zaprowadził mnie do pokoju, ale zatrzymał się w progu, nie lubił łamać zasad, a raczej nie praktykowano, by starszy członek i to płci przeciwnej przebywał w pokoju kadeta. Uśmiechnęłam się, bo przecież jego obawy co do plotek czy czegokolwiek innego były zupełnie bezpodstawne.
- Wejdź
Nieśmiało wszedł do wnętrza i ułożył się na fotelu. 
- Nie możesz się tak przejmować wszystkim...
- Chcesz mnie pouczać - prychnęłam - mam być odludkiem jak ty.
Przez jego nic niemówiącą twarz przemknęło coś jakby grymas smutku prześwitujący przez to jego ciągłe zamyślenie jak obrazek przez mocno już sfatygowaną i pożółkłą kalkę. 
- Nikomu nie życzę by kiedykolwiek stał się mną - odparł zagadkowo - ale przecież to nie koniec świata 
- Jak to? Prawie mnie wyrzucili z agencji...
- Słusznie zauważyłaś PRAWIE.
- Co to zmienia, zawsze będę tylko tym od patrolowania.
- Teraz w czasie wojny to bardzo ważna funkcja, dowód zaufania, bo przecież Fortis z resztą mogą być spokojni i zająć się...
- Dużo ważniejszymi zadaniami - fuknęłam
- Oho, obrażalską księżniczkę Funię, ktoś pociągnął za ogonek.  
- Wypraszam sobie, jestem pilotem, a nie psiakiem na posyłki.
- Tak ci się zdaje to zacznij psia kość zachowywać się jak pilot weź się w garść, wiesz jaka jest siła nas małych psów ze jak złapiemy choćby za nogawkę to nie puścimy nigdy choćby nas ktoś kopał i bił nie wiadomo jak, a ty od razu się boczysz bo los śmiał ci sypnąć piachem w oczy
- Bo tak jest zawsze! - grymasiłam jak kapryśny szczeniak z łzami w oczach.
- Bo się mazgaisz i mu na to pozwalasz rozmemłana galareta, uparta pęknięta fontanna rozlewająca potok, gdzie jej się podoba i to nawet nie dlatego że tak trzeba... ona zrobi tak, bo tak...
- Powiedz normalnie, nie mam dziś ochoty na te twoje zagadki
- Mam wrażenie ze w ogóle nie masz ochoty na moje towarzystwo, ale spokojni obecnie możesz liczyć na wzajemność
Wyszedł i trzasnął drzwiami. Wybiegłam za nim, ale już go nie było znów zniknął. Zawsze mnie to zdumiewało choć przecież należało do jego powszechnie znanych wad, które nie przysparzały mu przyjaciół. Mały, nie specjalnie przystojny, złośliwy, nie przewidywalny, pogrążony w niebezpiecznych badaniach i przez to, jak niektórzy mówią świrnięty. Polubiłam go od razu jak to mawiała Fortis dobraliśmy się jak w korcu maku i trafił swój na swego - dwa wariaty nie trzymające się zasad. Zerknęłam na zegar i chwyciwszy niezbędne materiały pobiegłam do samolotu. Zajęłam miejsce i podawałam maszynę. Skoro tak się złożyło trudno ruszę na ten patrol. Jak zawsze lot nieco mnie uspokoił. Niebo było spokojne i nie zatłoczone. Zorientowałam się w sytuacji na granicy i zerknęłam tęsknie w stronę gór. Chciałam tam polecieć, ale wiedziałam, że nie powinnam.Wreszcie wylądowałam na ziemi i postanowiłam rozejrzeć się między drzewami. Zamaskowałam samolot i ruszyłam na obchód. Było tak nudno. Wiedziałam ze nic się nie będzie działo. Nagle dostrzegłam dwie małe błękitne plamki drgające w powietrzu. Poczułam ze powinnam się ukryć. Obiekty zakręciły się i zawróciły. Uderzyłam w jednego z nich. Urządzonko uderzyło w drzewo i spadło. Drugie poleciało. Chwyciłam zdobycz w zęby i pobiegłam za drugą, aż do granicy, ale tu zawahałam się. Wiedziałam, że nie powinnam się oddalać. Uruchomiłam obrożę. 
- Tu agent 35, Widziałam jakiś dziwny punkt świecący na niebiesko, strąciłam go i przypomina trochę jakiegoś owada, ale chyba jest metalowy, drugi uciekł, co robić? - odbiór.
- Może to jakiś przerośnięty świetlik - usłyszałam z bazy i zaraz rozpętała się burza uszczypliwości.
- Albo Aiduś się nie wyspała i ma zwidy
- Cóż dla takiego maleństwa, każdy owad jest przerażający tylko nie wiele większy od niego
- Możesz go zjeść słowiczku...
- A może to on połknie ciebie  
Nie słuchałam specjalnie tego co mówili, bo przecież już przywykłam do tych przytyków. Natomiast martwił mnie znikający powoli punkcik. 
- Idę za nim
- o wreszcie nauczyła się prosić o pozwolenie
- Nie proszę o pozwolenie stwierdzam fakt
Zrobiłam już dobre kilka kroków, gdy na nagle spośród drzew spadli na mnie trzej koci wojownicy. 
"A niech to pomyślałam" Jak mogłam być tak głupia przecież w bazie racz\ej nie wielu się ze mnie wyśmiewało i po za tym nie znałam tych głosów. Jak mogłam być tak głupia dałam się wciągnąć w pułapkę. Po długiej wyczerpującej walce udało mi się jakoś ich pokonać, a przy najmniej większość bo reszta wciąż siedziała mi na ogonie i tym sposobem udało mi się oczywiście dzięki wielkiemu szcześciu odbiec dość daleko od terenów i wpaść pomiędzy grupę magów pracujących nad jakimś zaklęciem. Jak we śnie wychwyciłam pojedyncze słowa i byłam pewna że knują coś złego. Skupiłam się więc i zaczęłam przyspieszać prędkość wiatru zawijając go w spiralę i w ten sposób tworząc tornado blokujące moc kotów. Na ich szyjach błyszczały obroże z fioletowymi kryształami. Czułam ze słabnę. Zaklęcie wymagało zbyt wiele energii. Namierzyłam na obroży jakieś wzgrubienie, którego nie pamiętałam i szarpnęłam za nie. Tak jak myślałam założyli mi podsłuch i włamali się do systemu. 
- Tu agent 35. Baza słyszycie! Miałam podsłuch w obroży zabezpieczcie granice. Magowie wrogowie coś knują... Nie szukajcie mnie
Nie skończywszy przekazywać komunikatu zemdlałam.
<Fortis? Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz