sobota, 27 lutego 2016

Od Samuela



Samuel przysypiał lekko, leżąc na grzbiecie Pakt. Podróżowali już długo bez jakiegokolwiek postoju, przemierzając pola i łąki. Pies niczym na łodzi, która była grzbietem przyjaciółki, sunął nad oceanem traw, szumiących sobie tylko znaną melodię. Mimo, że powinno być zimno, ta część świata wyglądała, jakby zatrzymała się w stanie pośrednim między jesienią a zimą. Temperatura była niska, lecz nigdzie nie widać było śniegu. Wokół dwóch podróżników aż po horyzont rozciągały się tylko zmarznięte rośliny i błoto.
- Kapitanie, na horyzoncie widać las! - Sam podparł się przednimi łapami i przysunął bliżej ucha swojej łodzi.
- Tu też ani śladu zimy... Nasze poszukiwania trwają - odpowiedziała Pakt, lekko poruszając barkami by przenieść ciężar ciała Samuela i skierowała się w stronę spowitego poranną mgłą lasu.
Drzewa wyglądały pięknie, wysokie i rozłożyste. Podłoże było usiane różnokolorowymi liśćmi, które spadły na jesieni. Kilka z nich nadal trzymało się na drzewach, jakby nie mogły pogodzić się z myślą, że pora na śmierć w wielkim stylu. Sam rozglądał się wokoło, a jego uszy starały się wychwycić jakieś dźwięki wśród nieco niepokojącej ciszy. W pewnej chwili Pakt zauważyła strumień i stając w miejscu, powiedziała:
- Zatrzymamy się tutaj, Sam. Padam z łap.
Samuel zeskoczył z jej grzbietu i raźnym krokiem zbliżył się do chlupoczącej wody. Pochylił pysk i zaczął pić, podczas gdy aussie szykowała dla nich legowisko. Samuela dopadało coraz większe zmęczenie, niemal zasypiał z głową pochyloną w stronę wody i zanurzonym nosem. 
Poczuł naciągającą się skórę i zęby zaciskające się na jego karku, gdy przyjaciółka podniosła go i ułożyła na stercie zgarniętych liści.
- Biorę pierwszą wartę, Sam. Wyśpij się - pies popatrzył na nią przez półprzymknięte powieki, gdy wskakiwała na niski konar i układała na nim, by mieć dobry widok na okolicę.
- Dobranoc, mimo, że jest ranek - ziewnął i wciskając nos w przyjemnie pachnące liście, zasnął.
***
Samuel natychmiast obudził się, słysząc jakieś głosy. Wyskoczył spod warstwy liści, która pokryła go, gdy spał i przeciągnął się. Popatrzył ciekawie na źródło odgłosów, którymi były dwie suczki, stojące nieopodal. Jego przyjaciółka i jakaś border collie zawzięcie dyskutowały.
- Powinnaś ze mną pójść - przekonywała tamta Pakt z uśmiechem.
- Nie ruszam się stąd, Fortis - aussie lustrowała przenikliwym spojrzeniem collie.
Zanim suczka zdążyła wyrazić zdziwienie uporem Pakt czy choćby zmienić wyraz pyska, Sam wcisnął się pomiędzy rozmawiające samice.
- Co jest? - odskoczyła Fortis ze zdziwieniem na widok małego chihuahua zagradzającego jej dostęp do rozmówczyni. - A to kto?
- Mój przyjaciel, Samuel. Teraz już możesz nam pokazać tę wielką tajemnicę - aussie rzuciła suczce krótkie spojrzenie. - Mówiłaś, że jak się nazywasz?
- Fortis Charlotte Naingr, ale możesz się do mnie zwracać Fortis.
- I tak zapomni - mruknął pod nosem Samuel, podążając za suczkami, które skierowały się w stronę pnia jakiegoś drzewa. Chwilę później Fortis zniknęła w jego wnętrzu, wskakując do dziupli, której wcześniej Pakt i Sam nie zauważyli.
- Wchodźcie - zawołała ich collie.
Pakt wkroczyła do środka ostrożnie, a Samuel wskoczył za nią. Jego oczom ukazał się dziwny obraz, winda wyłożona miękkim materiałem, która ruszyła, zanim Sam zdołał zapytać, skąd i po co w środku lasu winda. Zaczął jednak przypatrywać się całemu mechanizmowi, pogrążając się w swoim świecie maszyn i komputerów. Od czasu do czasu mamrotał niewyraźnie pod nosem komentarze w stylu: "Sprytne rozwiązanie" czy "Właśnie tam bym to zrobił!".
Gdy dotarli na dół, oczom Samuela ukazała się hala pełna psów. Zajmowały się najróżniejszymi rzeczami, jedni coś pisali, inni podnosili ciężary. Rozmawiali, jedli, kłócili się, spali, biegali na bieżni, czytali. Sam jeszcze nigdy nie widział tylu psów w jednym miejscu. Szybko oszacował wymiary hali, po czym obliczył wynik. Wyszło mu, że jest tu ponad sto psów.
Fortis poprowadziła ich do znacznie mniejszego i przytulniejszego pokoju, z biurkiem i fotelem pośrodku. Wskazała Samuelowi i Pakt trochę mniejsze, znajdujące się po drugiej stronie.
- Znajdujecie się w siedzibie HAU, tajnej organizacji mającej na celu ochronę ludzkości - potem powiedziała szerzej o obowiązkach członków i misjach, wymieniła stanowiska i zapytała, czy chcieliby dołączyć.
Pakt i Samuel szybko przeprowadzili telepatyczną rozmowę, naradzając się w kwestii przystąpienie do tej dziwnej i zróżnicowanej społeczności. Samuel był nieco zaniepokojony faktem, że mieliby przebywać wśród takiej masy innych. Pakt jednak widziała wielką okazję, by nieco zarobić, pracując dla HAU. W końcu chihuahua ustąpił, dodając tylko, że chce mieć potem prawo do powiedzenia "a nie mówiłem?".
- Zgadzamy się - oznajmiła Pakt, zwracając się do Fortis.
- Dobrze, w takim razie poproszę was o imiona, pseudonimy operacyjne i tak dalej... - powiedziała collie, wyjmując z szuflady stos kartek.
Szybko uporali się z formalnościami, następnie przywódczyni HAU zabrała ich na specjalny treningowy tor, na którym mieli odbyć testy. Oczywiście Pakt przodowała w szybkości i wytrzymałości, test zmysłów również wyszedł jej dobrze, natomiast Samuel miał okazję do popisania się swoją inteligencją i szybkością kojarzenia faktów. W teście zwinności wyprzedził swoją przyjaciółkę, docierając na szczyt ściany wspinaczkowej na długo przed nią. Siła jednak nie wypadła dobrze w żadnym przypadku. Aussie nie przejęła się tym zbytnio, Samuel jednak dostał białej gorączki.
- Teraz na pewno mnie wyleją! Co to za agent, który nie potrafi nawet podnieść najlżejszego ciężarka? - rozpaczał, załamując łapy.
- Dobrze, to już chyba wszystko - Fortis zbliżyła się z nosem w jakiś kolejnych formularzach. - Za mną, zaprowadzę was teraz do waszych pokoi. Ty Samuelu, będziesz z resztą szczeniąt, Pakt twój pokój to numer 77... - zamilkła, widząc, że przyjaciele nie ruszyli się z miejsca. Patrzyli tylko na nią, jakby Fortis była kosmitką.
- No już - ponagliła ich. - Nie mamy całego dnia.
- Nie rozdzielicie nas - warknęła Pakt, stając blisko Sama w odruchu obrony.
- Pakt, Samuel będzie bezpieczny, razem z resztą szczeniąt, pod fachową opieką naszych najlepszych nauczycieli i opiekunów - zdziwiona Fortis tłumaczyła suczce.
- Nie rozdzielicie nas - powtórzyła spokojniejszym głosem suczka i pokręciła głową, chowając kły, nie zmieniając jednak swojej wojowniczej pozycji. Sam stał obok niej patrząc na Fortis wyzywająco.
- Nie stwarzajcie problemu, proszę was - parsknęła Fortis.

<Fortis?>

piątek, 26 lutego 2016

Od Fortis C.d. Aidonii

Moje oczy ciskały piorunami w stronę truchtającej jak gdyby nigdy nic Aidonii. Zwęziłam ślepia, suczka zerknęła na mnie z niepokojem.
- Nie potrafisz wykonywać rozkazów psów wyższych rangą! - zagrzmiałam na powitanie.
- Też się cieszę, że cię widzę. - odparowała.
- Milcz! - warknęłam. - jestem zawiedziona twoim zachowaniem. Ja tu jestem Alfą, rozumiesz? Nie szanujesz mojego zdania. Nie słuchasz innych. Powinnam cię wyrzucić. Gdyby to zależało ode mnie.., ale nie zależy. - Aidonia otworzyła pyszczek by coś powiedzieć, lecz ja wtrąciłam. - Nie umiesz nawet szanować własnej obroży. Tylko, że tamta, którą posiadasz, była pożyczona. Oddaj mi ją, proszę. - spojrzałam na nią lodowatym wzrokiem. - Nie ukończyłaś szkolenia. Wysłałam cię, byś przeleciała się jedynie tamtym myśliwcem.
- Stop! Wiedz, że gdybym cofnęła czas, to zrobiłabym to samo! - ściągnęła usta. - Nie żałuję swojej decyzji, zrobiłam to dla dobra HAU.
- I właśnie dlatego zostajesz. - rozszerzyła źrenice.
- Ale.. powiedziałaś..
- Że gdyby to zależało ode mnie. Nie zależy. Nie mogłam cię wyrzucić. Kup sobie porządną obrożę, kosztuje około 20 $SP. Wróć do mnie, gdy skończysz szkolenie. - odwróciłam się i zniknęłam w czeluściach korytarzy.
Aż wreszcie pojawiłam się w moim gabinecie. Po drodze minęłam stołówkę, salę ćwiczebną i mignęłam tylko przez zalążek zbrojowni. Na niewielkim telewizorku wyświetlone zostały psie wiadomości. Położyłam się więc na kanapie i słuchałam informatorów z różnych części świata. Poniekąd to właśnie moje zajęcie. Obserwować..
- Nasi wywiadowcy informują, iż pewna kotka, którą znamy pod pseudonimem Kitty.. - Rzeczywiście oryginalny pseudonim! Aessar! - zaatakowała wyspę zamieszkałą przez koty ze sławnej agencji MIAUK'u. Zarejestrowano także tubylcze kocio-podobne stwory. - Nie powiedzieli nic więcej ponad to, co już wiedziałam. Zaraz! O ataku na MIAUK nie wiedziałam! No przecież! Meoreci? To już tak szybko?
- Sidney! - wybiegłam na korytarz i poleciłam Husky'emu by podszedł. Był on poniekąd naszym posłańcem, czym sobie dorabiał gdy nie wykonywał dla nas projektów pojazdów. - Przekaż załodze - tak nazywałam powszechnie tę wyżej ustawioną społeczność - By wysłała szpiegów na Varanth. Mają się dowiedzieć co i jak. Dowódcy wojowników każ wyposażyć wojsko, możliwe, że będziemy musieli pomóc w odparciu ataku na MIAUK. Zrozumiano? - gdy kiwnął głową odrzekłam: - Wykonać! - w wielkim stylu nacisnęłam większy przycisk na ścianie, a przede mną ukazał się ekwipunek używany przeze mnie na większe wypady. Plecak, w środku niewielka, lecz podręczna apteczka wraz z bandażami, dwa sztylety naostrzone przeze mnie tego ranka, hełm, kamizelka kuloodporna i kusza oraz parę przedmiotów, których zdradzić nie mogę. Przynajmniej nie teraz.
Ubrałam się w cały uniform i wstąpiłam na chwilę do mojego kruka, który czyścił sobie tylko piórka masywnym dziobem i nie spojrzał nawet w moją stronę. Prychnęłam i wysunęłam się z gabinetu zabezpieczając go tak, by nikt niepowołany tam nie wszedł, a następnie wstąpiłam do stołówki biorąc coś na ruszt, ponieważ wojna wojną, ale głodnym być nie można.
Wtem postanowiłam ogłosić wszystkim komunikat. Mówiłam w nim mniej-więcej o tym, jakich mamy wrogów (doszły mnie słuchy, gdy jeden z przeznaczonych do tego - przesłuchał Aidonię), kto i gdzie zaatakował oraz kto zostanie wyznaczony do walki. Czyli grupka szpiegów na przeszpiegach, zwiadowcy, magowie, piloci, strzelcy i oczywiście wojownicy. Oczywiście uwzględniłam, że ci, którzy nie skończyli szkolenia, nie mogą brać udziału w bitwie, chyba że się to ogłosi. Takim przypadkom wyznaczyłam bezwzględne usunięcie się z szeregów PiK'u. Ale nie mieli po prostu nic nie robić! Ich zadaniem było strzec granic Xaranth i pilnować wejść.
Potem dotarły mnie wiadomości od szpiegów. Sytuacja kryzysowa, obcy zdołali wejść na tereny Varanth, poczynili też ogromne szkody, gdyż usunęli całkowitą łączność MIAUK'u z HAU i koci wojownicy musieli wycofać się do centrum dowodzenia.
<Aidonia? Nie mam weny, przepraszam.>

Oto Ungula Miet Milady!



,,Bo coś w szaleństwach jest młodości || Wśród lotu wichru, skrzydeł szumu || Co jest mądrzejsze od mądrości || I rozumniejsze od rozumu"
Imiona: Ungula Miet Milady
Płeć : kotka
Wiek : 1 rok 
Pseudonim: Miet, Una
Urodziny : 25 luty 
Rasa : dachowiec
Ranga: zwyczajny członek
Stanowisko : wojownik
Żywioł: Iluzji
Moc: 
- Potrafi tworzyć iluzje dowolnej osoby na podstawie przedmiotu z nią związanego, a także wszelkiego rodzaju inne
- Rozpoznaje, gdy ktoś kłamie, a jednocześnie potrafi idealnie ukrywać własne emocje
- Widzi rzeczy nie widzialne, a także potrafi zostawiać magiczne wskazówki
- Może tworzyć w głowie mapy miejsc, w których się znajduje i tworzyć ich hologramy
- Posiada też zdolność przeglądania cudzych wspomnień i usuwania ich fragmentów
Umiejętności:
- siła 0/10
- zręczność 2/10
- szybkość 2/10
- inteligencja 1/10
- zmysły 0/10 
Partner : Szuka choć nigdy się do tego nie przyzna
Szczeniaki : Chętnie, ale też o tym nie mówi
Zauroczony/zauroczona w : najpierw musiałaby pozwolić komuś do siebie się zbliżyć
Charakter : Miet jest typową kotką: zadziorna i opryskliwa zazdrośnie broni swojego terenu i przestrzeni osobistej, której lepiej nie naruszać. Nie boi się niczego przez co niestety często działa nadto impulsywnie. W głębi duszy niezwykle uczuciowa. Rzadko to okazuje choć niektóre koty sądzą, że z nimi flirtuje, za który to błąd słono płacą jeśli dadzą jej to wprost do zrozumienia. Nie zmienia to faktu iż kotka wierzy w swój urok osobisty który gotowa jest wykorzystać do odpowiednich celów. Dumna i pewna siebie nie pozwala się kontrolować nikomu. Do życia podchodzi z ironicznym dystansem. Potrafi każdego wywieść w pole i nie wzdryga się przed użyciem kłamstwa, czy innymi przestępstwami. Bycie agentem uważa za swoje powołanie i jest pewna, że znajduje się w gronie najlepszych. Nie lubi jednak skupiać na sobie uwagi i woli ciche akcje. Lubi ryzyko i jeśli powie się, że coś jest niemożliwe można być pewnym że zaraz za to się weźmie. Źle znosi krytykę, nawet słuszną, do czego gotowa jest się przyznać, ale tylko przed kimś kogo naprawdę szanuje, a takich jest raczej nie wielu. Miewa swoje humory i uwielbia posyłać innym uszczypliwe żarciki. Arogancka, ale też niezwykle zręczna i pomysłowa. Indywidualistka nienawidząca pracy w grupie. Ufa tylko sobie i to z umiarem. Ciekawska i czasem wręcz wścibska. Rzadko jednak okazuje emocje.
Historia : Urodziła się w bogatej rezydencji, ale nigdy nie przepadała za przepychem i upierała się by żyć po swojemu. Objęła we władanie spory kawałek podwórza i zaczęła go zazdrośnie bronić. Pewnego dnia odwiedził ja agent PIK'u i udzielił wskazówek jak odnaleźć siedzibę organizacji. Początkowo niechętna wszelkiemu zwierzchnictwu kotka odrzucała myśl o dołączeniu tam. Wreszcie jednak kocury i głód tak dały jej się we znaki ze postanowiła przystać na propozycję. I w ten sposób znalazła się w PIK. 
Coś Dodatkowego :- Nikomu nie pozwala się dotykać i naruszać swojej przestrzeni osobistej
- Ma złodziejskie zdolności
- Rodzina w której się wychowywała miała lekkiego bzika na punkcie "Trzech Muszkieterów" stąd jej imiona i zdolność posługiwania się bronią
- Imię nadał jej ojciec (wie to choć nigdy go nie poznała) matka zawsze wolała bardziej arystokratyczne klimaty
Ekwipunek: brak
Właściciel : fantazjalonka

Od Narratora C.d. Game Overa

Pies zajrzał do środka i zmarszczył brwi, gdy jego spojrzenie napotkało dziwaczny obrazek:
Potem rozejrzał się dookoła uważnie i przestudiował jeszcze raz zawartość kartki. Zdawać by się mogło, że zrozumiał.
<Game Over?>

Od Game Over'a - „Poszukiwacze skarbów”

Zamaszysty ruch pędzlem i kolejna wstęga oranżowego promienia, rozrywającego horyzont. Gęste obłoki gnane wiatrem, właśnie skupiły się nad wierzchołkami okolicznych gór w swym wyimaginowanym wyścigu, płynęły tylko dalej. Trawa, wysoka do łopatek straciła swój soczyście zielony blask. Oświetlona przez zachód była równie złocista, co niebo. Przystanąłem w miejscu i uniosłem głowę, gdy wiatr wpadł w moją sierść i rozwiał ją niedbale. Wraz z tym, w powietrze uniosło się kilka garści jesiennych liści, z pobliskiego drzewa. Nabrałem powietrza głęboko w płuca czując, jak te rozrywa niepohamowana żądza, bezkresnej wolności. I płoną, toną, topnieją i giną, gdzieś w odmętach ziem. Przemieszczałem się przez pole wolnym krokiem. Uroczystym, płynnym. Jakbym właśnie miał zamiar odebrać uhonorowanie, choć w cale nie było za co. W HAU jestem zaledwie od kilku dni. Nie poznałem nawet połowy członków, ale psy które miałem okazje napotkać kojarzę jedynie z wyglądu. I chociaż chciałbym, żeby nie zostało to odebrane jako ironia jestem ciekaw, czy wszyscy tutaj, są równie interesujący? Skrytość to podobno okno duszy, na które przeciętny obserwator nie ma czasu rzucić okiem. Niedostępność znaczy nie, a lenistwo to rzecz powszechna. Osobowość płytka, to jej brak, ale czy każdemu zaraz chce się nurkować do dna oceanu? Ruszyłem przed siebie wolnym truchtem, przyśpieszałem jednak z każdym krokiem, a mój oddech skrócił się. Zmierzałem w stronę jasnego półkola, zlewającego się z horyzontem, uciekającego w dal. Przedarłem się przez ostatnie kępki wysokiej trawy, po czym znalazłem się na normalnym podłożu. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem piłkę, którą rzucił mi Eric. Siedemnastoletni syn rodziny Davenport, gdzie aktualnie mieszkam. Złapałem zabawkę do pyska, słysząc kroki chłopaka. 
- Joker! -Zawołał, przywołując mnie ruchem ręki.- Wracaj! 
Już miałem zawrócić w jego stronę, gdy zaciekawiła mnie nora znajdująca się nieopodal dalej. Wypuściłem kolorową piłkę i podbiegłem w stronę znaleziska. Na tyle ile pozwalała mi wielkość dziury, wetknąłem do niej głowę. W środku emanowała delikatna poświata błękitnego promienia. Skąd światło pod ziemią? Wczołgałem się głębiej nory, która zaczęła się rozszerzać. Moje łapy ślizgały się na ziemi, która prowadziła w dół. Przeszedłem jeszcze kilka metrów, gdy światło stało się bliższe. Ujrzałem coś na kształt... teleportu? Błękitno granatowa obręcz, w swej środkowej części była całkowicie bezbarwna. 
- Jo! -Ponowny krzyk Eric'a, który zignorowałem w miarę szybko. 
Mam nadzieję, że to nie skończy się, jak zwykle. Powoli przedarłem się przez portal, czując przy tym łaskotanie na całym ciele. Obraz rozmył się i zaczął wirować, przyjmując najróżniejsze barwy. Przymknąłem oczy czując nie komfort, a gdy je otworzyłem znów byłem na powierzchni... Xaranth to mi to jednak nie przypominało. Mroczny las, sam w sobie nie jest do niczego podobny. Wokół masywnych, wysokich drzew, kręciły się świetliki, które widząc mnie, podleciały i usiadły na mym pysku. Wnet moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz. Znacie to uczucie? Kiedy bezmyślnie zajęci sobą czujcie na sobie czyjś wzrok, i wtedy uświadamiacie sobie, że to spojrzenie towarzyszy Wam już od dawna? Rozejrzałem się po otaczających mnie krzewach. Pod jakimś drzewem stała postać. Podszedłem w stronę nieznajomego, który okazał się być psem. Był to samiec. Nieco niższy, starszy, o rudobrązowej sierści. W dłuższe pasma przy uszach miał wplecione różnorakie korale, oddzielone brązową skórą i zakończone piórami. Na końcach nielicznych znajdowały się odłamki kości. Pod oczyma miał krwistoczerwone, łukowate kreski. Te łączyły się dopiero przy nosie. 
- Kim jesteś? -Mruknąłem, nie spuszczając z niego wzroku. 
Tym razem jednak moje oczy napotkały spojrzenie nieznajomego. 
- Lepiej powiedz mi kim Ty jesteś! -Uśmiechnął się do mnie wesoło. -Mi mów Squarellit. -Dodał. 
- Fall. -Odparłem po namyśle. -Gdzie ja jestem? 
- Wiedziałem, że prędzej czy później o to zapytasz. -Jego entuzjazm był przeogromny. -Owa kraina nosi miano Inria, a sugerując się tym, że pojawiłeś się tutaj, musiałeś przybyć przez portal z innego świata. Xaranth lub Varanth, prawda? -Skinąłem głową.- Jaki jest twój cel podróży do nas? 
- Chyba przypadek... Jak stąd wrócić do domu? 
- Tak jak drogą, którą przybyłeś. -Zwrócił głowę w stronę portalu. -Rozejrzyj się po okolicy. Czeka na ciebie wiele niespodzianek. 
Już miałem odpowiedzieć, co o tym sądzę, gdy pies zwrócił się w stronę dróżki i uciekł . Zirytowany, położyłem uszy po sobie i niechętnie udałem się przed siebie. Zewsząd widać było błękitny pył, który spadał z drzew i osiedlał się na trawie. Ta prawie lśniła. W Inrii panowała noc. Przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż ciemne niebo obsypane było gwiazdami. Podszedłem do jednego z drzew i uniosłem głowę w górę, obserwując koronę. Interesujące miejsce. Bez dwóch zdań. Niespodziewanie z jednej gałązki spadła zgięta na pół kartka. Była przymocowana złocistym sznurkiem. Pewnie wiatr ją zdmuchnął. Otworzyłem ją i spojrzałem do środka zaciekawiony. 

[Narrator?]

środa, 24 lutego 2016

Oto Samuel!

,,Zaufanie - to świadomość, że ktoś może cię skrzywdzić jednym łatwym ruchem i stuprocentowa pewność że tego nie zrobi." 

Imiona: Samuel 
Płeć: Pies 
Wiek: 1 rok
Pseudonim: Skrót od imienia - Sam, lub Lo, czyli pseudonim. 
Urodziny: 14 czerwiec
Rasa: Chihuahua krótkowłosa 
Ranga: Zwyczajny członek 
Charakter: Jest dosyć wyszczekanym, niekulturalnym młodzieńcem, który nie daje nikomu się dotknąć ani zbliżyć. Tak naprawdę jest bardzo wrażliwy i nieśmiały, ale ukrywa to pod maską buntownika, z tej prostej przyczyny, że boi się innych. Boi? Aż dziwne, prawda? Nie daje po sobie tego poznać, ale to główny motor jego działań. Wiele rzeczy nie rozumie, ma zaburzony światopogląd. Wybuchowy, stara się hamować swoje słabości, ale w środku nadal jest zwykłym dzieciakiem. Potrzebuje przede wszystkim akceptacji i uwagi. Jest bardzo inteligenty, zna się na wielu dziedzinach nauki. Podziwia indywidualność Pakt. Sam boryka się z przezwyciężaniem wizerunku ‘dobrego ucznia’ i pała chęcią nowych wyzwań, aby udowodnić swoją wytrzymałość i wytrwałość. Jest w tym kierunku zdeterminowany i nieco obsesyjny. Ma niskie poczucie własnej wartości, pragnie wszystkich naokoło utwierdzić w przekonaniu, że nie jest słabeuszem. Często jednak w obliczu zagrożenia paraliżuje go strach i woli zniknąć za klawiaturą komputera. Jest słaby psychicznie, na jego umyśle jest wiele szczelin, które powstały w wyniku ciężkiego dzieciństwa. Był bity i poniżany zanim jeszcze nauczył się mówić. Jedyną rzeczą, która sprawia mu przyjemność to świadomość, że może pomagać innym i że jest potrzebny. Notoryczny kłamca - prawdopodobnie dzięki "świetnemu" wychowaniu pod okiem tajnej zabójczyni. Mówienie prawdy sprawia mu wiele trudu, łatwiej mu jest coś zmyślić. Niektórzy mogą go uznać z tego powodu za nielojalnego, ale on zdaje się tym nie przejmować. Uważa, że spotkanie Pakt było jedną z najlepszych rzeczy w jego życiu, często powtarza, że jest jej dłużnikiem, kiedy suczka stara się go powstrzymać od różnych niebezpiecznych zajęć. Postawił sobie za cel pomagać jej ze wszystkich sił, ponieważ uratowała mu życie. Jest istnym wulkanem energii, często sprawia wrażenie, że przebywa na innej planecie. Mówi do siebie samego, albo do komputera. 
Historia: Boczna uliczka. Ciemny wieczór. Młoda suczka, leżąca w pustym pudełku po butach a obok niej sześć nowo narodzonych szczeniąt. Tak oto Samuel zaczął swoje życie. Już w pierwszych jego chwilach zaznał dotyku zimnego deszczu, głaszczącego po maleńkich ciałkach jego oraz rodzeństwa. Niestety ich matka nie miała zbyt dużego doświadczenia z maluchami - był to jej pierwszy miot. Zdecydowała się porzucić połowę szczeniąt, gdy były na tyle duże, że nie musiały pić mleka. Wśród pechowych wybrańców znalazł się Samuel - mały piesek o brązowo-kremowej sierści. Z ulgą jednak opuścił rodzinę, która zamiast dawać wsparcie - tępiła go i pomijała w codziennym życiu. Starał jakoś sobie radzić na ulicy, nie raz żebrał o jedzenie u ludzi. Często był jednak atakowany, brany za łatwy cel. Został zaszantażowany przez dwa wielkie wilczury i obiecał dostarczać im codziennie jedzenie. Wkrótce jednak okazało się, że mały piesek nie ma tyle szczęścia w łowach i dwa psy postanowiły dać mu nauczkę. Gdyby w tamtej chwili pewna suczka merle nie przechodziła tamtędy, Samuel na pewno zostałby zabity. Nie miał szans w tej niewyrównanej walce, ale gdy tylko pojawiła się Ona - zyskał nowe życie. Od tej chwili pracował pod przykrywką, jako jej wierny wspólnik i przyjaciel. Wspierali się nawzajem, Pakt była dla niego niczym starsza siostra. Czasem upierdliwa i wymagająca, to fakt - ale nadal siostra. Teraz znaleźli się w wielkim lesie, gdzie spotkali suczkę border collie, przedstawiającą się jako Fortis. Tak właśnie trafili do PiK. 
Coś Dodatkowego
> Spec Pakt od spraw technicznych, od której jej miesza się w głowie. 
> Jest "cudownym dzieckiem" we wszelkich komputerowych sprawach. 
> Jest zachwycony, gdy może pokazać komuś swoje umiejętności. Wtedy też znika jego maska, którą zakłada na co dzień. 
> Nazywa siebie i Pakt "Drużyną Dziwaków". 
Ekwipunek: brak 
Właściciel: tobik5 (doggi-game)

Oto Pakt znana także jako Silent!


,,Doświadczenie to nazwa, którą każdy nadaje swoim błędom." 
Imiona: Było ich naprawdę wiele. Przyjmowała imiona jedno po drugim, nie przywiązując się do żadnego z nich. Jednak w jej podświadomości nadal odbija się od czasu do czasu słowo "Pakt". To właśnie to imię nadała jej rodzicielka. 
Płeć: Suczka 
Wiek: 4 lata 
Pseudonim: Najczęściej przedstawia się imieniem Silent. 
Urodziny: 4 styczeń 
Rasa: Owczarek australijski (typ amerykański). 
Ranga: Zwyczajna członkini 
Stanowisko: Płatna zabójczyni 
Żywioł: Umysł 
Moc
> Bariera < Na Pakt nie działają ataki mentalne, czytanie w myślach, narzucanie woli poprzez umysł etc. 
> Blokada < Czasowe nałożenie na obszar, lub konkretną osobę bariery, blokującą wybraną moc. 
> Wstrząs < Niedawno odkryta moc, powodująca zmiany w tkance mózgowej. Może mieć różne skutki, od bólu głowy po śmierć. Nie do końca opanowana. 
> Telepatia < Pakt może komunikować się poprzez myśli z dowolną osobą, odległość nie może jednak przekroczyć kilometra. 
> Odczytywanie < Dla Pakt nie stanowi problemu odczytanie emocji i uczuć danego osobnika. Zwraca uwagę na pozornie niezauważalne zmiany w postawie innych, stając się żywym wykrywaczem kłamstw. 
Umiejętności
> siła 1/10 
> zręczność 1/10 
> szybkość 1/10 
> inteligencja 1/10 
> zmysły 1/10 
Partner: Kto wie? Może znajdzie kogoś, komu nie będzie przeszkadzał charakter Pakt? 
Szczeniaki: Uwielbia te małe puszyste kuleczki. Jednak czy byłaby dobrą matką? 
Zauroczona w: Utrzymuje, że nie ma czasu na miłość czy rodzinę, ale czy naprawdę tak sądzi? Może to tylko wymówka... 
Charakter: Pakt z pewnością zdaje się być bardzo odpychającą suczką. Mało mówi. Zdecydowanie woli żyć w ciszy, niż ciągłym hałasie, dlatego trudno się z nią dogadać. Jest też bardzo pewna siebie i czasami zdaje się, że nie przestrzega żadnych zasad. Wszędzie czuje się jak u siebie w domu. Kiedy pracuje, staje się naprawdę chłodna i oderwana od rzeczywistości. Polega tylko na swoich umiejętnościach, a także na swoim jedynym przyjacielu. Nie jest istotą złą, takie ma zdanie o sobie. Uważa, że robi to co musi - zabija, by mogła żyć. Nie przywiązuje się do osób, miejsc, imion. Dlatego też nie dziw się, jeśli w ciągu dziesięciu minut trzy razy zapyta cię o imię. Kieruje się żelazną logiką. Ocenia, co pomoże jej wykonać zadanie, nie bacząc na swoje osobiste odczucia czy pragnienia. Jest świetnym żołnierzem, ale aby zaczęła szanować dowódcę, najpierw trzeba jej pokazać, że jest się wartym swojego stanowiska. Ceni sobie szczerość; silniejszym od siebie nie będzie prawić fałszywych komplementów tylko po to, by wkupić się w ich łaski. Nie znosi cwaniactwa, dla niej jest to po prostu rodzaj tchórzostwa, godnego pogardy. Również niezależnie od okoliczności, zawsze pozostaje sobą. Nie wstydzi się swoich przekonań, swojego sposobu życia. Nigdy przed nikim nie udaje kogoś innego, niż jest w rzeczywistości i nie martwi się tym, co inni o niej myślą. Nie jest typem samotnika, ani psem, który daje się łatwo zdominować i zmanipulować. Posiada swój własny, niezmienny system wartości, którego się twardo trzyma. Jest uosobieniem spokoju, chodź z cierpliwością u niej gorzej. Jedną z rzeczy, która ją niezmiernie denerwuje, to dziecinność i głupota. Z właścicielem obu tych cech stara się nie obcować. Aby komuś zaufać, potrzebuje dużo czasu. Ma irytujący nawyk przypatrywania się uważnie nowo napotkanym. Jest inteligentna, nieraz udawało jej się uwalniać z pułapek, więc jeśli chcesz ją uwięzić, musisz wymyślić coś naprawdę specjalnego. Nie pokazuje byle komu swoich umiejętności, działa po cichu. Niewiele o niej wiadomo. 
Historia: Cztery lata wcześniej, w pewnym domu narodziły się trzy szczenięta. Pakt szybko stała się oczkiem w głowie matki, jako jedyna suczka z miotu. Mijały miesiące, a samica rosła wraz ze swoimi braćmi, odbywając coraz to nowe szkolenia pod nadzorem właściciela - byłego żołnierza. Nauczył on swoje psy wielu przydatnych umiejętności, które potem nie raz okazały się pomocne w życiu na ulicy, gdzie Pakt wylądowała po skończeniu roku. Nie została wyrzucona, po prostu nudziło ją monotonne życie. Spacery, pilnowanie podwórka, wieczne sprzeczki z braćmi. Dlatego też wyruszyła w świat, zdobywając doświadczenie i kształtując charakter wśród brutalnych psów na ulicy. Często by przeżyć, musiała walczyć z innymi, dużo starszymi i silniejszymi od niej psami. Pewnego dnia, jako trzylatka, uratowała małego szczeniaka, który później stał się jej najlepszym przyjacielem i wspólnikiem, a także pomocnikiem. Przeżyli razem dużo i teraz żadna siła nie potrafiłaby ich rozdzielić. Są niczym rodzeństwo, rozdzielone zaraz po urodzinach i odnalezione po latach rozłąki. Kilka dni temu znaleźli się w lesie, gdzie spotkali tajemniczą suczkę border collie, która zaproponowała im pracę w PiK. Tak właśnie Pakt oraz Samuel się tutaj znaleźli. 
Coś Dodatkowego
> Nienawidzi biedronek i boi się ich, chodź w życiu się do tego nie przyzna. Najchętniej wybiłaby wszystkie owady tego gatunku na planecie, a widząc chodź jednego przedstawiciela dostaje szału. Na razie nikomu nie zdradziła, czym spowodowana jest jej niechęć. 
> Uwielbia czytać. Mogłaby godzinami siedzieć w miejscu i robić tylko to. Licz się z tym, że oderwana od swojego ulubionego zajęcia może być nieco opryskliwa. O, i nie radzę w jej obecności niszczyć książek. 
> Jedyną osobą, której ufa i troszczy się o nią, jest Samuel. Razem tworzą wspaniały zespół - inteligencja Sama i jej umiejętności agenta. Dałaby się pokroić za tego małego chihuahua. 
Ekwipunek: Czerwono-biała chusta 
Właściciel: tobik5 (doggi-game)

niedziela, 21 lutego 2016

Od Sam C.d Game Over'a

Przestąpiłam z łapy na łapę i spuściłam głowę w dół czując na sobie jego wzrok.
-Szukam... przyjaciela - odparłam cicho - A raczej szukałam
-Przyjaciela? - spytał z rozbawieniem - A gdzie go zgubiłaś?
Cofnęłam się o krok i stając przypadkiem na zraniona kończynę syknęłam.
-W prawdzie mówiąc, to nie mam pojęcia gdzie jestem - spojrzałam mu głęboko w oczy, ale dość szybko odwróciłam wzrok.
Nie lubię jak ktoś się we mnie wpatruje, stresuje mnie to.
-...Wiesz może gdzie się znajdujemy...? Straciłam pamięć i obudziłam się nie tak dawno tutaj...
Nie wiedząc w jakim miejscu skupić wzrok zaczęłam się rozglądać po otaczającym nas lesie. Nigdy nie widziałam podobnego lasu. Uniosłam wzrok w górę, ale i tak zobaczyłam gałęzie oraz liście.

[Fall? Brak weny...]

Od Aidoni C.d. Fortis

Czekałam ukryta w jaskini, aż wszyscy wyjdą, śledząc ruchy królika dzięki mocy widzenia przez ściany. Gdy wreszcie oddalił się z centrum dowodzenia szybem na górę, przybrałam swoją niewidzialną postać. Czułam ze robi mi się niedobrze. Powinnam przystopować z tym użyciem mocy, bo się wykończę. Szybko podbiegłam do wieży mając nadzieję schronić się w windzie, ale znów czekało mnie rozczarowanie. Dostępu do urządzenia broniło hasło. Przysiadłam i z rozpaczą wpatrzyłam się w klawiaturkę. Nagle dostrzegłam, że niektóre przyciski są brudne i wytarte. Spróbowałam pierwszej kombinacji jaka przyszła mi na myśl mając ochotę warknąć z wściekłości, bo oczywiście musiało się z tej piekielnej maszyny dobywać tak głośne, irytujące pikanie, że mało uszy nie pękły. Po chwili na monitorze wyświetlił się wielki czerwony napis "Hasło błędne. Alfie nie pij tyle". Spróbowałam jeszcze raz i znów błysnęła informacja zwrotna "Hasło błędne. Kolejny błąd uaktywni mechanizm obronny". Zdenerwowana zaczęłam naciskać klawisze w poruszając się po kole. Ciężko zgadnąć czemu właściwie. Jakoś tak przyszło mi na myśl kółko w którym zwykle biegają chomiki. Padłam na ziemię czekając na wybuch i oddychając ciężko nie tyle jednak ze strachu co z powodu utraty mocy nakryłam pysk łapami. Nie stało się jednak nic niebezpiecznego. Zamek szczęknął i drzwi się otworzyły. Pospiesznie rozejrzałam się dookoła i jednym susem wskoczyłam do wnętrza. Wróciłam do normalnej postaci. Ze zgrozą uświadomiłam sobie, iż tyran może w każdej chwili wrócić, a ja grzebałam się dość długo by ktoś mógł przyuważyć że klawisze wciskają się same. Na razie jednak wolałam nie używać mocy by trochę się zregenerować, choć wiedziałam że jeśli szybko nie znajdę czegoś do jedzenia moje środki ostrożności i tak nie wiele dadzą. Moje rozmyślania przewał dzwonek świadczący o tym iż dotarłam już na właściwe piętro. Ostrożnie wyszłam z windy i rozejrzałam się. Było tam mnóstwo komputerów i różnych dziwnych maszyn. Podobne widziałam w PIKu. Inne wyglądały zupełnie obco i wręcz złowrogo. Na stoliku koło radia dostrzegłam moją obróżkę. Podbiegłam do niej i włączyłam nadawanie. Zamiast znajomego trzeszczenia nie usłyszałam jednak nic. Po chwili zastanowienia uznałam, iż Fortis musiała zorientować się ze mnie porwali i dezaktywować moją obrożę. Byłam zrozpaczona. Nie miałam jednak w zwyczaju tak łatwo dawać za wygraną. W oczy rzuciła mi się radiostacja. Komputer sterujący nią był na szczęście dość nowoczesny i zapisywał ostatnie operacje. Przejrzałam ostatnie zapisy. Przy okazji usunęłam dane z lokalizacyjne PIK'u (nie wiele tego było za szybko przerwali połączenie) i poznałam inne kontakty, a także dorwałam się do jakiś tajnych dokumentów i uwieczniłam je na zdjęciach. Wreszcie uznałam, iż czas zrealizować to po co przyszłam. Nastawiałam odpowiednią częstotliwość i nadałam komunikat do bazy: "Tu agent 35, tu agent 35, proszę o aktywowanie obroży. Odbiór". W odbiorniku usłyszałam znajomy głos psa, którego imienia jednak nie mogłam sobie przypomnieć "Skąd mam wiedzieć że to ty? Odbiór". Zastanowiłam się przez chwilę i nerwowo rozejrzałam po pomieszczeniu. Nikt jednak nie nadchodził. "Nie wiem, ale nie mam teraz czasu na jakieś testy jestem w centrum dowodzenia wroga. Odbiór" odparłam. Zapadła cisza. Po chwili zaś usłyszałam głos Fortis "Skoro jesteś agentem 35 podaj hasło. Odbiór". "Ale Fortis, przecież nie nauczyłaś mnie żadnego hasła" sapnęłam z rozpaczą. " W porządku, aktywować obrożę". Szybko przerwałam kontakt bo wydało mi się ze słyszę kroki. Skasowałam zapisy z rozmowy i zjechałam windą na dół. Jeszcze raz użyłam mocy, bo na dole czekał już następny pasażer, którego zresztą musiałam przeskoczyć. Skierowałam się do lochów. Namierzyłam wejście i otwarłam je a potem zbiegłam na dół. Strażnicy na szczęście spali. Lawirując między ich ciałami  dotarłam do laboratorium. Aktywowałam obrożę i odezwałam się do głośnika: "Słyszy mnie ktoś? Odbiór." Odpowiedziało mi przeciągłe ziewnięcie a potem w słuchawce rozległ się głos naszego radiowca. "Tylko ja, ale kto mówi? Odbiór". Uśmiechnęłam się pod nosem i szepnęłam "Ja... to znaczy agent 35... możesz wezwać Terminatora? Odbiór". Nastąpiło kolejne zwinięcie, które zignorowałam. "No, to jest dobry wybór on raczej nie śpi... pewnie znów siedzi nad eksperymentami." Usłyszałam kroki rozmówcy, który niechętnie wlókł się korytarzem. "Terminator...odbiór" usłyszałam znajomy głos. "To ja Aquila pamiętasz, jak skradziono ci plany tego eksperymentu z agresywnymi zwierzętami... wiem kto to zrobił. To gryzonie" poczekałam chwilę, aż mój znajomy ułoży sobie fakty."Aida no to pięknie... słyszałem o twoim locie, wiesz ze chcą cie wywalić?" Serce w mnie skamieniało, ale zaraz przypomniałam sobie o chwili obecnej i rzeczywistym celu tej rozmowy."Słuchaj czy używałeś czegoś co mogłoby rozpuścić metal? Odbiór." Usłyszałam jak głośno się zastanawia i wymieniając setki jakiś niezrozumiałych nazw. "Po ludzku proszę". "No musisz po prostu znaleźć taki pomarańczowy kwas" "Super, coś by mogło spowodować wybuch, a to musisz pomieszać takie coś niebieski z takim czymś czerwonym, ale kiedy..." Nie zdążył skończyć bo rozłączyłam się nie mogłam ryzykować że mnie namierzą.  Laboratorium było raczej kiepsko strzeżone, więc pożyczyłam sobie kartę wstępu od strażnika i wkroczyłam do jasnego sterylnie czystego pomieszczenia. O dziwo bez większego problemu namierzyłam te kolorowe buteleczki jednak nie byłam pewna kiedy mieszanina wybuchnie. Pewnie od razu po połączeniu się składników. Gdyby to można jakoś opóźnić. Rozejrzałam się dookoła i wreszcie moje spojrzenie spoczęło na podłodze. Był to niczym nie przykryty piaskowiec. Mało ni podskoczyłam z radości i natychmiast zabrałam się do pracy. Wykopałam rowek na tyle długi, by zapewnił mi około godziny czasu i przewróciłam buteleczki. Sama chwyciłam pomarańczową i popędziłam do więzienia. Bez trudu uwolniłam wszystkie psy, ale uświadomiłam sobie, iż nadal nie mam pewności jak stąd wyjść coś kazało mi jednak skręcić w pewien korytarzyk, który okazał się prowadzić do magazynu pojazdów. Po krótkiej zabawie z moimi ukochanymi zamkami szyfrowymi wszyscy znaleźliśmy się na wolnym powietrzu. Ledwie przekroczyliśmy próg rozległ się okropny huk. Bomba zadziałała. Pewna, że jeśli się nie pospieszę będę mieć towarzystwo, popędziłam do myśliwca. Resztką sił odblokowałam wejście i  wgramoliłam się za ster samolotu. Nawiązałam łączność z bazą i powitał mnie głos nie kogo innego, a Sygmunta. „I jak sobie radzisz maleńka? Odzew” Powitał mnie wesoło. „Całkiem nieźle staruszku. Bez odbioru” Nie miałam ochoty z nim teraz rozmawiać miałam inne sprawy na głowie. Nagle w głośniku odezwał się jego spłoszony głos. „Słuchaj, a te czerwone punkciki co czasem pojawiają się na radarach to co to jest? Odzew”. Zaśmiałam się ”Zazwyczaj wrogowie, a po za tym mów się odbiór. A co? Odbiór. ” „Bo kilka takich siedzi ci na ogonie” Zerknęłam na monitor. „A niech to.. spokojnie, zgubie ich”. Wleciałam między skały. Tym razem odezwała się Fortis „Co ty wyprawiasz! ? Rozbijesz się! Odbiór”. „Nic mi nie będzie. Bez odbioru.” Wleciałam w kotlinkę gdzie obróciłam się i natarłam wprost na przeciwnika. „Ile mam naboi. Odbiór” „Żadnych, to miał być lot testowy… Aquila ściga cię pięć myśliwców”, „Oj tam, oj tam”, „Aida lecisz wprost na jeden z nich”, „Wiem”. Pilot wrogiego myśliwca skapitulował. Chciał odsunąć się, ale zawadził o skałę i spadł. „Jeden zero dla terierka”. Zapikowałam ostro w dół szykując się do zrobienia pętli i powodując w ten sposób rozbicie się kolejnych dwóch myśliwców. Ruszyłam na przód na pionową ścianę i w ostatnim momencie wyłączyłam silniki powodując prawie pionowe spadanie samolotu. Jeden się rozbił. Spiralnie wzbiłam się w górę pamiętając o ostatnim wrogu po długim czasie kluczenia między skałami zaczynałam tracić nadzieję ze go zgubię. Wreszcie dojrzałam wąski przesmyk „Nawet o tym nie myśl” usłyszałam w odbiorniku. „Ja nie myślę ja działam” i wleciałam miedzy skały zostawiając za sobą przeciwnika. „Już wiem czemuście się tak z terminatorem zakumplowali… jak to mówią ciągnie swój do swego… jesteście siebie warci wariaci. ”W ten sposób opuściłam góry i skierowałam się w stronę bazy. Myśliwiec był naprawdę szybki w parę minut znalazłam się na lądowisku. Wysiadłam z samolotu. Chciałam biec na spotkanie zbliżającej się Fortis, ale jej groźna mina sprawiła że zrezygnowałam i tylko przywołałam na twarz sławna minę niewiniątka.
<Fortis? Proszę o łagodny wyrok>

sobota, 20 lutego 2016

Rejected odchodzi


,,Są ludzie, którym szczęście mig­nie tyl­ko na mo­ment, na mo­ment tyl­ko się ukaże po to tyl­ko, by uczy­nić życie tym smut­niej­sze i okrutniejsze.''
Imię: Rejected [z ang.odrzucony] Został tak nazwany przez matkę (jeżeli można ją tak nazwać), tym imieniem się posługuje.
Płeć: Pies
Wiek: 3 lata
Pseudonim: Często mówią na niego ''kot'',wynika to z jego ilości przespanych godzin.
Urodziny: 27 kwietnia, jednakże nie obchodzi takowego święta.
Rasa: Husky
Ranga: Zwykły, szary członek.
Stanowiska: Szpieg
Żywioł: Śmierć
Moc:
- Rozmowa ze zmarłymi
- Widzi zmarłych dzięki swojemu przeklętemu lewemu oku (tylko lewym okiem ich widzi, prawym widzi tak jak każdy)
Umiejętności:
- siła 1/10
- zręczność 1/10
- szybkość 1/10
- inteligencja 1/10
- zmysły 1/10 
Partner: Gdy zdejmie soczewkę nagle wszystkie suczki znikają...
Szczeniaki: ---
Zauroczony: ---
Charakter: Rej jest psem pesymistycznie nastawionym do świata. Pomaga tylko wtedy kiedy uważa to za słuszne. Wszystkie uczucia dusi w środku. Jego mina nigdy się nie zmienia, czy jest on szczęśliwy czy też nie. Przeważnie milczy. Stworzenia dzieli tylko na dwie grupy, na tych którzy boją się jego oka, oraz na tych którzy chcą je wykorzystać. W środku jest bardzo uczuciowy oraz rodzinny. Trudno go zrozumieć. Nigdy na nikim nie polega. Woli działać sam. Nienawidzi samego siebie. Wie co to poczucie winy.
Historia: Urodzony na ulicy. Rej nie miał rodzeństwa. Mimo tego matka nie zwracała na niego uwagi. Odrzucony przez rówieśników z powodu swojego oka nie zaznał akceptacji oraz szczęścia. Gdy pies osiągnął rok matka chciała go zabić, spowodowane było to jego okiem. Jednakże pies z naprzeciwka wtargnął na ''podwórko'' (teren na którym się znajdował) i przeszkodził matce Rej'a.Ten nigdy nie mógł zrozumieć czemu owczarek go uratował, uważał że jak matka chciała go zabić to mógł na to pozwolić. Jego matka uciekła. Rej w wieku dwóch lat chciał popełnić samobójstwo ze względu na oko, jednakże przeszkodził mu ten sam pies, powiedział mu coś nad czym Rej zastanawia się do dziś. W wieku trzech lat uciekł i trafił tutaj.
Coś dodatkowego: Pies ten przeważnie zakłada soczewki. Jego źrenica jest nienaturalnie zwężona, zaś jego oko często przybiera kolor czerwony.
Jak już wcześniej wspomniałam wszystkie emocje zachowuje w sobie.
Ekwipunek: Brak.
Właściciel: Pernille

Od Game Over'a C.d. Samanthy

Szeleszczący dźwięk liści, po których aktualnie szedłem, wprawiał mnie w melancholijny nastrój. Na niebie oprócz, jasno świecącego słońca, nie było ani jednej chmury. Zbliża się wiosna. Jedna z moich najmniej lubianych pór roku. Zwiastuje przybycie lata, co mi wróży rozpuszczanie się pod okolicznym drzewem. Ćwierkanie ptaków sprawiło, że uśmiechnąłem się lekko sam do siebie. One zawsze, niezależnie od nastroju jeżeli tylko pogoda im pozwala dają długi, piękny koncert, za który nie trzeba płacić. I nie trzeba stać w tłumie, co jest jeszcze większym plusem. Na tą końcówkę zimy dobrze by było znaleźć sobie również, jakichś karmicieli. Rodzinę. Jak to niektórzy potocznie określają. Pozytywną zmianą jest się też osiedlić. Tyle że gdzie? Panie i Panowie samotny husky lata po mieście szczerząc dary matki natury zwane kłami, do każdego przechodnia. Łapy nieco bolały mnie po kilku dniach wędrówki, ale mimo to nie miałem zamiaru odpocząć. Czułem się jakbym była stale ścigany, jakby ciągle ktoś za mną chodził. To nie było pozytywne uczucie. W pewnym momencie poczułem woń obcego zwierzęcia. Do moich uszu dotarł jego ruch. Puściłem się truchtem przed siebie i zatrzymałem na kilka metrów od krzewów. Te dzieliły mnie od wiodącej na wprost ścieżki. Jednym ruchem przeskoczyłem nad krzakami, z których wyfrunęły ptaki. Jednakże zamiast obok przyszłej ofiary, wylądowałem obok wilka. 
- Huh... - Samica spoglądała na mnie z zainteresowaniem, zmierzyłem ją wzrokiem.- Kim jesteś? - Dodała. 
- Ten kto pyta, wpierw powinien sam się przedstawić. - Odparłem spokojnie.
- Jestem Samantha. - Uśmiechnęła się słabo. - Możesz mówić mi Sam. 
- Fall. I mojego imienia raczej nie skrócisz. - Przekrzywiłem głowę, unosząc prawy kącik pyska. - Co tutaj robisz, Sam? 

[Samantha?]






Od Game Over'a



A co dokładnie podkusiło mnie na tą wieczorną, przyjemną wędrówkę? Absurdalne, bezkompromisowe i beznadziejne nic. Od roku to właśnie ciekawość wodzi mnie za nos. Nieprzerwanie. Rosło obeznanie świata... Podobnie jak moja niechęć, do jego dalszego poznawania. Oczekuje kresu ścieżki, w którym zatrzymuje się, aby już nigdzie niczego nie szukać. Nie gonić tego, czego nie ma. Skręciłem w stronę oblodzonej dróżki, przecinającej łąkę. Obserwowałem tajemniczy gatunek kwiatów, który jako jedyny kwitł, ignorując warunki pogodowe. Roślina krokusem nie była i gdyby to był jeden z moich produktywnych dni, pewnie zastanawiałbym się nad tym, co to właściwie jest. Choć trawa ukryta była pod warstwą śniegu, te kwiaty zdecydowanie dodawały całemu miejscu barwy. Zatrzymałem się, spoglądnąwszy na barwny horyzont. Ów zachód słońca był niesamowity. Mienił się barwami różu, który od lewej strony kumulował się w żółć. Nieboskłon przechodził do pomarańczowej barwy, a następnie znów wracał do różowej, która przyciemniała się aż do fioletu. Wyżej tkwiło już tylko granatowe niebo, symbolizujące powolną śmierć dnia. Odwróciłem głowę od tego boskiego obrazu, gdy moje uszu usłyszały kroki, a do nozdrzy dotarła nieznajoma woń. Ujrzałem obcego psa i takowy fakt nie zdziwił by mnie zupełnie, gdyby nieznajomy nie podszedł w moją stronę, a następnie na mnie wpadł. W pysku trzymał pęk tych tajemniczych kwiatów, które pod wpływem zderzenia upadły na ziemię. Koń przeprosił mnie krótko, pozbierał bukiet, a następnie wyminął mnie i zatrzymał się ponownie przy innym miejscu, w którym rosło więcej roślin. 
- Uważaj, bo znów na kogoś wpadniesz. - Zagadnąłem rozbawiony. 
Choć nie szczególnie mnie to interesowało, przyglądałem się jak nieznajomy szybko zrywa kolejne łodygi, oddala się, a następnie znów zatrzymuje i zbiera. 
- Robisz wianek? - Zapytałem żartobliwie, wyczuwając niekomfortową ciszę. 
- Nie. - Odparł, nie obdarzając mnie nawet najkrótszym spojrzeniem 
- To sorry, ale po co Ci te chwasty? - Kontynuowałem znużony. 

[Ktoś?]


Oto Game Over/Jocker


,,Nic nie jest niemożliwe." 
Imiona: Oskarżanie skrajnej kreatywności jego matki, czy podejścia do rzeczy tak istotnej jak imię, w tym przypadku nie zawiodłoby. Game Over, skarbie. Wśród ludzi jego imię zmienia się równie często, jak rodzina. Joker - tak nazywany jest obecnie. 
Płeć: To stuprocentowy samiec. 
Wiek: 4 lata 
Pseudonim: Fall. Zazwyczaj pod tym imieniem się przedstawia. 
Urodziny: Pierwszy dzień stycznia 
Rasa: Siberian Husky 
Ranga: Jest nowy. To oczywiste, że znajduje się na samym dole. 
Stanowisko: Jedyna z najważniejszych decyzji w procedurze dołączania do nowej społeczności... Z początku pragnął zostać bibliotekarzem. Teraz jednak wie, że jego predyspozycje charakteru sprawiłby, że przeczytałby wszystkie książki jednym tchem, przy okazji wygryzając ulubione strony. Po tym, jak gdyby nigdy nic, usiadłby za biureczkiem i zaczął rysować pieska patyczaka wzorując się na pięknych malunkach z powieści. Kolejnym punktem zainteresowania była profesja informatyka. Ta została odrzucona, gdy zorientował się, że jedyne co potrafi to włączyć Painta i zrestartować system. Dalsza droga była prosta. Medyk. Przez całe życie studiował anatomię najróżniejszych zwierząt, lecz jakoś nie przyszło mu na myśl by lepiej obejść się ze swoim gatunkiem. Choremu podałby cis lub jakieś inne kolorowe zielsko. W życiu nic nie uszczęśliwia bardziej od kolorów! W ostateczności chciał podjąć się pracy jako wojownik, jednakże coś tak banalnego dla tak oryginalnego psa jak on? Zniesie to w miarę chęci. W prywatnym zakresie szkoli inne psy z zakresu walki. Jest to jedyna umiejętność, którą naprawdę może się pochwalić. 
Żywioł: Iluzja 
Moc: 
• Manipulacja rzeczowa - Polega na nadawaniu przedmiotom żywym, bądź martwym własnej woli. Posiadacz tej umiejętności może dowolnie kontrolować swą ofiarę. Rozróżniamy trzy stadium tej mocy: kontrola snów, kontrola ciała, kontrola czynności. 
• Dermooptyka - Zwana również psychometrią. Jest to moc pozwalająca na widzenie dotykiem. Game Over, za pomocą swojego ciała potrafi odczytać o czym myśli inne stworzenie. Każdy dotyk uwidacznia mu nie tylko myśli, ale i ważne informacje podstawowe oraz wydarzenia, które wpłynęły na psychikę danego osobnika. 
• Mentalizm - Umiejętność pozwalająca na bezbłędne odczytywanie mimiki twarzy. Mentalista jest w stanie określać emocje oraz uczucia innych za pomocą jednego spojrzenia. Potrafi stwierdzić czy dana osoba kłamie, czy też mówi prawdę. Ocenia i zdobywa informacje, na podstawie zachowania, wyglądy i środowiska, w którym żyje dowolne stworzenie. Zwraca uwagę na wiele niezauważalnych i z pozoru, nieważnych szczegółów. 
• Potrafi wpłynąć na zachowanie, czyny oraz myśli stworzenia, na które spojrzy. Jest to pewien rodzaj hipnozy, umożliwiający również wpływanie, modyfikowanie czy wymazywanie wspomnień. W rezultacie tworzy barierę za pomocą magii, która blokuje dostęp do jego umysłu. Wszelkie próby manipulacji telepatycznej na jego osobie, kończą się atakami silnego paraliżu pnia mózgowego, a w rezultacie śmiercią. 
• Udoskonalane zmysł słuchu. Słyszy dźwięki o każdej częstotliwości z dużych odległości. 
Umiejętności: 
- siła 1/10 
- zręczność 1/10 
- szybkość 1/10 
- inteligencja 1/10 
- zmysły 1/10 
Partner: Zwykle jak się zakochuje, to w kimś u kogo nie ma żadnych szans. 
Szczeniaki: Może kiedyś... 
Zauroczony w: Sobie ♥ A tak na poważnie, to jeszcze nikogo nie zdążył poznać. 
Charakter: Game Over jest samcem o dość skompilowanej osobowości, choć na pierwszy rzut oka to tylko młody, przeciętnie wyglądający husky o równie zwyczajnym podejściu do życia. Streszczenie jego charakteru nie jest łatwe, gdyż zmieniał się on wraz z doświadczeniami, które nabył w ciągu życia. Stosunek z jakim będzie się odnosił do danej osoby, zależy głównie od tego w jakim obecnie jest nastroju, a ewentualnie, co poczuje, gdy pierwszy raz złapie z nieznajomym kontakt wzrokowy. Podejście obcego nie pozostaje obojętne, chamstwo za chamstwo, jak pewien mądry człowiek powiedział. Nadmieńmy, że jest on typem stworzonym wyłącznie do irytowania swych pobratymców, co można uznać za kreatywną wadę. Jego mocną stroną jest zdecydowanie asertywność oraz stanowczość, a także niezłomny upór. Ów osobnik jest w stanie odmówić nawet najbardziej upartemu rozmówcy. To właśnie ambicja jak i chęć osiągnięcia jak największych sukcesów wykształciły w nim zawzięcie. Do celu dojdzie choćby i po trupach, zrobi to za wszelką cenę. Porażki go nie zatrzymują. Wręcz przeciwnie. Działają jak płachta na byka i tylko pobudzają do działania. Tak również obiera swoje działania, jeśli już - rzuca się na głęboką wodę, bo jak uważa stamtąd jest najdalej do dna. Znacznie pewniej czuje się w towarzystwie, o czym świadczy jego wiecznie uśmiechnięta gęba. Pytaniem pozostaje, co ten cyniczny grymas w jego domniemaniu, może oznaczać? Bywa, że zdarzy mu się poważniej kogoś zranić. Usprawiedliwia się tym, iż świat nigdy nie będzie tak piękny i sprawiedliwy, jak każdy chciałby, żeby był. Niestety, jego głupie odzywki są tylko dowodem jak naprawdę potrafi być niedojrzały. Jednakże Fall doskonale ze swojego zachowania, zdaje sobie sprawę, za co można winić irytującą pewność siebie. Zawsze stara się przekonać całe otoczenie do swoich racji, co za pomocą umiejętności manipulacji i retoryki, udaje mu się w mig. Osobnik lojalny. Sekretów, które zostały mu powierzone będzie chronił mimo wszystko. 
Historia: Nieba już prawie nie było nad ziemią. Padał tylko śnieg tak gęsty i zimny, że nawet w grobach marzły ludzkie popioły. Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca? Pierwszy raz... Obudzony delikatnym podmuchem ciepła otworzył swe ślepia i rozglądnął się wokoło, świat był przepiękny. Jasny i... promieniujący energią. Wtulony w bok swej matki zaskomlał cicho, gdy ta musnęła nosem jego grzbiet. Usłyszał delikatny, prawie niesłyszalny dźwięk, jego źródłem był człowiek, który okrył go bezpiecznym cieniem. Na swych, jeszcze nieposłusznych łapkach podbiegł do krawędzi koszyka. Napotkał uśmiech ciemnowłosego chłopaka, który klęczał niedaleko. Wyciągnął swoje ręce i wziął w objęcia pieska, a ten bezbronnie zamachał ogonkiem. Jednakże nagle dał się słyszeć donośny huk. Kobieta wybiegła z jednego z pomieszczeń i chwyciła chłopaka za ramię, który pod wpływem jej szarpnięcia upuścił szczenię na podłogę. Padło kilka krzyków, a następnie nastała głucha cisza. Piesek pisnął, gdy jego matka chwyciła go delikatnie za skórę na karku, a następnie sama pobiegła w stronę korytarza. Wsłuchiwał się on w jej głośne warczenie wymienne ze szczekaniem. Do jego uszu dotarł strzał, a następnie, rozmowa i kroki. Ujrzał przed sobą mężczyznę odzianego w zielony strój. Podszedł on do kosza z pieskami, a następnie wziął go w ręce i opuścił mieszkanie. Nigdy nie pytano go jak właściwie znalazł się na Syberii. Na domiar tego jak trafił do służby w rosyjskim wojsku. Jednakże pamięta wiele - żołnierzy, który wpadli do mieszkania, gdy dowiedzieli się, że ojciec ciemnowłosego chłopczyka będąc oficerem, zdradza kraj. Widzi ciało swej matki w kałuży krwi, po tym jak jeden z mężczyzn ją zestrzela. Ojca, który biegnie za kobietą z dzieckiem oraz swoich braci, którzy umierają po kilku dniach z powodu wyziębienia. Wraz z siostrą trafia do ośrodka zajmującego się tresurą psów wojskowych. Po kilku tygodniach Nzuri zostaje odesłana do schroniska. Pojawiły się problemy ze wszczepieniem jej tytanowych zębów oraz z tresurą. Joker został w ośrodku sam. Gdy skończył trzy lata został oddany wojsku. Otrzymał go pod opiekę mężczyzna imieniem Josh. Pracowali razem głównie w Afganistanie. Przy jednej z walk rosyjski odział skapitulował, a wielu ludzi straciło życie. Psy trafiły do obozów żołnierzy z którymi walczyły. Miały zostać zatrzymane i użyte w Afganistańskiej armii. Wówczas przy przewozie wiele zwierząt nie udało się złapać. Uciekły. Jednym z nich był Game Over. Wraz z kilkoma innymi psami przekroczył granicę i trafił do Iranu. Od tego czasu jego wędrówka trwa nieustannie. W swojej drodze trafił tu, a jego historia pisana jest nadal. 
Coś Dodatkowego: 
Głos
• Wychował się w rosyjskim klimacie okołobiegunowym. Ze względu na panujące tam warunki jest znacznie wytrzymalszy na ciężkie warunki pogodowe. Jak można się domyślić - nie znosi lata, a co za tym idzie, również upałów. 
• Prowadzi koczowniczy tryb życia, a jego żywiołem są podróże i przygody. Nie wie na jak długo zostanie w tym miejscu, gdyż nic nie trzyma go przed dalszą wędrówką. 
• Wieczorami i późną nocą siedzi przed domem i obserwuje księżyc. Lubi to robić zwłaszcza, gdy jest pełnia. 
• Ma trudności z oddychaniem w pomieszczeniach z ciepłą klimatyzacją. Nigdy nie zastanawiał się czym jest to spowodowane, aczkolwiek funkcjonowanie w takich pokojach, sprawi mu wiele trudności. 
• Oczy. Najbardziej charakterystyczny element jego wyglądu. Pies ten ma przepiękne oczy. Są lazurowe i enigmatyczne, niczym najczystszy ocean. Ciągle mienią się i w każdym świetle mają inną poświatę. 
• Uwielbia deszcz w którym mógłby przebywać bez końca. 
• Intryguje go ogień. Lubi patrzeć na niego i wsłuchiwać się w dźwięk palącego się drewna. 
• W USA oraz w Rosji psom pracującym w wojsku wszczepiane są tytanowe kły, aby były najgroźniejsze na świecie. Dzięki nim są skuteczniejsze w walce oraz potrafią m.in. przegryźć metal czy kamizelkę kuloodporną. Fall także je posiada. 
Ekwipunek: As w kieszeni, sztylet za pasem i cięty język. 
Właściciel: Wefree (Doggi-Game)


piątek, 19 lutego 2016

Od Raven C.d. Fortis


Podszedł do mnie czarny kot:
- Jestem Deimond, i będę cię szkolił, jakie chcesz objąć stanowisko?
- Strzelec, mogę też walczyć ale przydam ci się jako łucznik.
- Skąd ta pewność? - zadrwił
W ułamku sekundy z mojego sztyletu otworzył się łuk i nieomylna nawet o milimetr strzała trafiła w kubek z kawą na biurku jakiegoś kota.
- Wystarczy? - warknęłam
- Tak.. - na chwilę zaniemówił ale się otrzepał - Chodź
Podążyłam za kocurem. Wprowadzono mnie do sali gdzie było wiele tarcz.
- Cele będą się ruszać, traf w co najmniej połowę.                                                    

Czekałam tylko na start. Gdy wszystkie tarcze ruszyły otworzyłam łuk

Celnie trafiałam do każdego celu, został ostatni najszybszy. Zamknęłam oczy i starałam się "usłyszeć" czas kiedy mnie mija. Podpaliłam strzałę i odliczyłam sekundy, puściłam cięciwę i strzała wylądowała na samym środku celu. Otworzyłam oczy, obok mnie stał Deimond,
<Deimond?>

czwartek, 18 lutego 2016

Od Fortis C.d. Aidonii i Raven

~ Wcześniej ~
- No rusz się, Deimond. - spiorunowałam go wzrokiem. - Czeka cię porządne wyszkolenie nowego agenta. - potem dodałam ciszej: - Wygląda na takiego, co nie lubi gdy mu się rozkazuje. Podrażnij ją trochę. - puściłam jej oko i opuściłam MIAUK. Miałam wtedy mnóstwo pracy.
~~~~
- Macie zlikwidować około dziesięcioosobową armię Meoretów. - wydawałam polecenia kilku doświadczonym psom. Bernardynowi, huskiemu, dingo, dwóm mieszańcom, akicie i chihuahuie. Wszyscy zgodzili się na ochotników, byli przygotowani, więc czemu nie? Ja w tym czasie miałam ważniejsze sprawy.
~ Później ~
Skierowałam jeszcze raz spojrzenie ku Aidonii. Była jakby nieobecna, trochę jak..
- Najpierw, przede wszystkim, przyjdź we własnej osobie. - odparła rozmówczyni.
- To nie Aidonia. - oznajmiłam stanowczo.
Odpowiedział mi drapieżny chichot.
- I co?
- Jak sądzisz, co powinno spotkać kogoś, kto uprowadził albo zabił agencji PiK'u agenta?
- Po co mnie o to pytasz?
- Bo.. nie masz jej.. Nie potraficie wymyślić niczego lepszego? - skwitowałam rzucając kamieniem w postać terrierki, ta się nieco rozmyła, gdy skała przez nią przeleciała, ale zaraz powróciła do ostrości.
- Wasza przyjaciółka jest w lochach, oto jej obroża. - wyszczerzyła się upiornie. - Przecież mogłaś zlekceważyć polecenie.
- Dzięki temu wysłaliście wiadomość. Dzięki obroży. - skonsternowałam. - Ale to nie znaczy, że tam jest Aidonia. Naszych agentów nie zdołacie pochwycić ani przechytrzyć.
- A jednak cię mamy. - odparła beznamiętnym głosem.
- Taak? - przechyliłam łeb.
- To ja mam was. - Nie zrozumiałam o co jej chodziło, więc ochlapałam ją wodą. Ot tak. Wtedy syknęła:
- Wkrótce się was pozbędę. - wycharczała jeszcze wiązankę przekleństw i odeszła w stronę pojazdu, którym tu przybyła. - Zresztą, chciałam się tylko zorientować. - rzuciła mi nieszczery uśmiech.
- Meoreci są bezbronni wobec naszych najnowszych technologi. Wy jesteście tylko nieliczną grupką kotów. Co możecie nam zrobić? - rzuciłam jej jeszcze, a kotka wyprostowała uszy i odwróciła się nagle znikając w latającym pojeździe i odjechała. Dzięki temu odzyskałam własne ciało i odezwałam się do centrum dowodzenia.
- Agencie numer 25, mówi 1. Zablokujcie obrożę 35 i namierzajcie latający obiekt z miejsca niedaleko mnie. Odbiór.
- Przyjąłem. Bez odbioru.
Gdy wróciłam do agencji, ów latający obiekt został zarejestrowany. Podczas gdy oblewałam kotkę wodą, w wodzie znajdował się czujnik, za pomocą którego mieliśmy o wiele ułatwione zadanie. Teraz tylko czekać na równie ułatwione rezultaty.
Już kwadrans później namierzona została stacja badawcza obcych. W dolinie.
<Aidonia i Raven? Odpiszcie obie, Aidonia o akcji z tymi wrogami, a Raven o szkoleniu prowadzonym przez Deimonda. Nie miałam wen, przepraszam. >

Od Raven C.d. Fortis

- Jak zwykle szukam zaczepki - burknęłam.
Za nami biegły wściekłe... no nie wiem co to ale było złe. Odwróciłam się wykręciłam salto i posłałam dwie ognisto-różowe kule w stronę wrogów, ale to jeszcze bardziej ich rozwścieczyło. Zaklęłam pod nosem.
- Nie denerwuj ich, sami nie damy im rady! - wysapał pies
Milcząc wywinęłam kolejne salto, wyjęłam sztylet z którego momentalnie wysunął się łuk. Wycelowałam precyzyjnie w ułamku sekundy i opadłam na ziemię kontynuując ucieczkę. Usłyszałam pisk. Coś trafiłam. Obejrzałam się i kontem oka dostrzegłam czarne coś ze strzałą wbitą w łeb. Reszta odwracająca wzrok na chwilę na piszczące stworzenie nie zauważyła że dwa obiekty pogoni zniknęły w dziupli drzewa. Zjechaliśmy windą i czymś na kształt samochodu. Wylądowaliśmy w jakimś centrum kotów. Podszedł do nas czarny kocur.
- Hej Fortis! Kto to? - zapytał
- Raven - przerwałam suczce która zamierzała się odezwać
- Po co panna przybyła? - mruknął
- Potrafię używać magii, poza tym w świetnym stylu zgubiłam nasz pościg, więc uznałam że się tu przydam.
Wyprostowałam się bacznie obserwując rozbiegany wzrok kocura. Po chwili Fortis odezwała się:
<Fortis?>

środa, 17 lutego 2016

Od Fortis

Wyciągnęłam się na mojej pozycji czując się całkowicie bezpiecznie. Była noc, a zachmurzone niebo zasłaniało księżyc i gwiazdy, ja jednak widziałam ich doskonale. Grupa obozujących Meoretów, czyli wędrownych wojowników z tegoż dzikiego plemienia. Posługują się mową ússas, którą mało kto rozumie. Meoreci mają długie, kocie spiczaste uszy, długie spiczaste pyski, które rozszerzają się u nasady, ostre, długie zębiska, wielkie cielska wielkości tygrysa o kształcie niedźwiedzia, łapy z pazurami wzmagającymi przyczepność i poduszki umożliwiające ciche poruszanie się. Ogona nie posiadają, bo obcinają go sobie tłumacząc: ,,tylko by przeszkadzał".
Z obrzydzeniem patrzyłam jak rzucając się na upieczone jedzenie rozszarpując je niby swoją ofiarę. Już od tygodnia patrzyłam jak Meoreci plączą się po stepach zmierzając widocznie do jakiegoś punktu. Było ich dziesięciu i był to jedynie oddział rozpoznania. Teraz rozbili obóz i rozpalili ogniska. Drżąc przyglądałam się jak malutkie ogienki najpierw liznęły drewno, a potem zaczerniły je i zapaliły. Ja sama miałam w ekwipunku mały zestaw szczapek i zapalniczkę w obroży, jednakże nie mogłam sobie pozwolić na takie luksusy. Zjadłam więc twardy jak podeszwa kawałek wołowiny, który smakował całkiem, całkiem, jednakże trzeba było go dość długo gryźć. Co jakiś czas spryskiwałam się jakimś specyfikiem mającym na celu ukryć mój zapach, gdyż Meoreci mają wyczulony zmysł węchu, natomiast już gorzej widzą. Są jednakże doskonałymi myśliwymi i wojownikami. Na jednego w walce na kły i pazury potrzeba trzech psów lub pięciu kotów.
Po zjedzonym posiłku wypsikałam się cała i zaczęłam się skradać na zawietrznej w stronę ogromnego namiotu obsadzonego przez straże przy wejściu. Zawsze wydawało mi się, że Meoreci są nieco pozbawieni wyobraźni.
Tak czy siak, teraz było mi to na łapę.
- Yuarath phuisoth inner manuira senum uather lelmim ualnes sathiaro. - odezwał się donośny, władczy głos. Na szczęście jako tako posiadłam umiejętność mówieniu w ússas, poza tym ich wódz czyli Tollair mówił w miarę prostym językiem i miał chrapliwy, lecz zrozumiały głos. To zdanie oznaczało, że mają spotkać się z jakimś obcym, czyli inner na wschodnim wybrzeżu i że dojdą tam już jutro. Potem dodał - Naiwunde limar. - W imię Naiwunde. Odezwały się na to trzy inne głosy:
- Aessar. - czyli po prostu ,,tak". Naiwunde było ich jakimś pogańskim bóstwem. Szczerze, to nie wiedziałam czym lub kim to było, ale prawdopodobnie jakimś demonem. Tylko po co przysięgać w imię jakiegoś nieistniejącego i bóstwa i demona? Tego się nie dowiedziałam. Usłyszałam tylko spotęgowane głosy:
- Inner! Inner! Inner! Shierrar inner! - Obcy! Obcy! Obcy! Zabić obcego!
Wkroczyłam do środka i ujrzałam czarnego jak pióra Rena kota. Podobnego do Deimonda. Gwizdnęłam na niego, odwrócił się i już zaczął biec w moją stronę, ale zagrodził mu drogę jakiś Meoret. 
- Yurarusa inner! - Yurarusa to zostawić w spokoju. Warknęłam tak na nich, a oni nieco zdumieni moją umiejętnością mówienia w ich języku, zamarli. - Silmul! - wyszczerzyłam zęby, gdy kot przeskoczył zdezorientowanych Meoretów. Silmul to dziękuję. Kotka biegła za mną dalej i dalej, a oni udali się w pościg za nami. Przygotowani, trzymali w łapach ciężkie dziryty i zaczęli ciskać nimi prosto na nas.
- Znasz wspólną mowę? - zapytałam kotki. Ta kiwnęła. Mogłam przyjrzeć jej się bliżej. Miała piękne, karmazynowe oczy i aksamitną, czarną sierść. - Co tu robisz? - zagadnęłam w biegu.

<Raven?>