niedziela, 5 czerwca 2016

Event: Od Raven C.d. Aidonii

Lecąc w dół nie byłam pewna co do sprawności umysłowej towarzyszki. 
- Brawo idioto, jak zginiemy... - warknęłam 
Uderzyłam o grunt. Spadłam tradycyjnie na cztery łapy co nie mogłam powiedzieć o tych niezdarach. 
-Au - jęknęła suczka 
Parsknęłam wrednym śmiechem 
- Co? Piesek się pogruchotał? Trzeba było nie zrzucać nas w przepaść! 
- Ja?! 
- A kto? - przybrałam najbardziej wnerwiający ton głosu. 
Zobaczyłam schody. Skierowałam się do nich. 
- Halo? Te schody idą w dół, a rozwiązanie na górze! - marudziła Aida 
- Byłam na górze, czas nadać własne zasady 
Nie wiedziałam czy dobrze robię schodząc niżej, ale nie wiem czemu głęboko wierzyłam, że coś tam jest. Kolejne piętro, zgaduję że 4. Zrobiło się zimno. Zawiał potworny wiatr ze śniegiem. Poczułam pod łapami biały puch. Na szyi miałam swój czerwony szalik. 
- Pomocy! - usłyszałam zduszony krzyk, znam ten głos, znam ten głos! 
Pobiegłam tak jak kiedyś na wschód. Zobaczyłam rudego kocura zagrzebanego pod lawiną, wstawał mu tylko nos i łapa. Był nieprzytomny. Zabrałam go. Krok po kroku ścigając się z czasem i śmiercią zbliżałam się do lodowej jaskini. Weszłam do środka i rozpaliłam ogień. Po paru (oczywiście tu Raven ma świadomość paru godzin, na prawdę to tylko kilka minut) godzinach obudził się. 
- Kim jesteś? - zapytał 
- Twoim koszmarem - ucięłam - Uratowałam ci tyłek boś się wpakował burzę śnieżną! - warknęłam 
- Ja, ja nie sam... Porwali mnie i zostawili tutaj, argh i tak nie uwierzysz 
- Może to i lepiej - zmarszczyłam nos. 
- Raven - mruknął 
- Zaraz co? 
- Co? 
- Znasz moje imię, ale ja ci go nie mówiłam... 
Wtem wszystko się rozwiało. Stałam pusto wgapiona w ziemię. Końcówka ogona drgała niespokojnie. Wizja, chol. wizja! Dla czego?! Aida z tego co wiem rozwiązuje je myśląc co ma się zdarzyć. Ja tego nie potrafię, gdy się zaczyna zapominam, żyję tą wymyśloną chwilą. I czemu to tak uderza w moją przeszłość? Każda z dwóch przedstawiała coś co się wydarzyło. Odczułam pustkę. Uświadomiłam sobie jak brakuje mi rudego kocura... Muszę z tym walczyć. Tym razem siedziałam ze zwieszoną głową wpatrzona w ziemię. Glizda znów przerażona chciała się do mnie przytulić, zarysowałam jej na pysku trzy karmazynowe kreski i syknęłam. 
- Odczep się! Nie jestem twoją niańką! Bądź facetem! 
<Aidonia?>