środa, 25 maja 2016

Event: Od Fortis C.d. Pakt

Gdy tylko wpadłam na ring, którego końca nie było widać, silny strumień wodny, strzelił w moją pierś tak, że poleciałam na drugi koniec i przyciśnięta do ziemi nie mogłam złapać oddechu. Moje oczy zaszkliły się, łapy machały w powietrzu, a ja widziałam jedynie wysoki na kilkanaście metrów, chudy kształt. Ale spokój wewnętrzny nakazał mi myśleć. Szybko, ostatkami sił obróciłam się nagle, kolejny ból przeszył moją szyję, uszy, tył łba. Czułam, jak pod ciśnieniem sierść zostaje wyrwana, a niechroniona skóra drze się, niby papier. Krew trysnęła, ale wreszcie mogłam oddychać. Wytworzyłam tarczę i padłam ze zmęczenia w bezpiecznej bańce. Z tej samej, dzikiej wody, która mnie przed chwilą próbowała zgnieść, niby robaka. Ta sama teraz chroniła mnie i nie pozwalała bardziej zranić. 
Kropelka musnęła mój kark. Zapiekło, ale potem przestało. Dziwne uczucie ulgi przebiegło przeze mnie. Oczy zamknęłam, a sen zmorzył mnie od razu.


***

Ogromny stwór próbował zniszczył moją ochronną siatkę, ale nie dał rady. Póki on marnował na to swoje zapasy wody, ja posilałam się nią i rosłam w siłę. Dzięki temu mogłam dalej utrzymywać tarczę. Obudziłam się kilkanaście minut później. Gdy ujrzałam ogromną łapę, chudą, ale jakby rozciągniętą przede mną. A dzielił nas jednie silny strumień. Wzdrygnęłam się. Wielkie, przekrwione, białe oko przyjrzało mi się dokładnie. Dwoje zwisających uszu słuchało bicia mego niewielkiego serca. Z wściekłością i podekscytowaniem dziwaczny miotał ogon na wszystkie strony. 
Gdy otrząsnęłam się wreszcie, ze zdziwieniem przypomniałam sobie jedną z zasad. 
,,Walka kończy się wtedy, gdy jedno, lub oboje, przeciwników jest niezdolnych do dalszej walki."
Byłam niezdolna do walki.. chyba. Właściwie, to pewnie jestem jedyną istotą, która podczas tej morderczej rzezi, na życie i śmierć ucięła sobie drzemkę. Tuż obok przeciwnika. Może tego nie uwzględnili. Bo tak właściwie, to byłam, ale i nie byłam do tego zdolna.
Westchnęłam i usiadłam przeciągając się mimowolnie. Lodowata woda trysnęła na mój pysk. Potrząsnęłam nim. Rozbudzona zaczęłam układać plan na zrobienie.. czegokolwiek.
Ale nic. 
Właśnie! Nic.
Siedziałam i zbierałam energię. Nie będzie bezpośredniego starcia, kieł w kieł. Nie będzie też długiej wymiany pocisków. Będzie tylko długa taktyka. 
Wysoki zwierz atakował raz w raz sądząc, że wreszcie przebije się przez moją obronę. Lecz nie! Nic mi nie zrobił, bo gdy tylko wsadzał łapę w tarczę, ta od razu ją zgniatała przy ziemi, a on ją wyrywał i plując śliną na wszystkie strony uciekał. Raz po raz. Po pewnym czasie ślina strzeliła na wypalony kawałek ziemi, a potem odskoczyła, i przecięła nos bestii podpalając go. I wtedy stało się coś niezwykłego. Cały ring został otoczony gigantyczną ilością wody, która tworzyła ogromne fale skacząc w sztormie. 
Gdy przeciwnik połapał się co robi, było już za późno. Nie miał już mocy. Woda wyparowała, wszędzie powstała mgła.
Wyszłam z bańki, a ta prysnęła i utworzyła się mała kałuża. Używając nosa, skierowałam się do bezbronnego już, osłabionego stwora. Miałam czas, by oszacował go dokładnie. Śmierdział spalenizną. Jego nos zniknął, zwisało jedynie trochę przypalonego mięsa. Wykrzywiał pysk dziwacznie, oczy miał zalane krwią, ogromne i wyłupiaste. Tułów był przeraźliwie chudy, tak jak łapy, czy odnóża. Palce posiadał długie, poskręcane i zakończone długimi, czarnymi pazurami. Jeszcze uszy. Sztywno zwisały, prosto w dół. Futro było długie, gęste, śmierdzące i kędzierzawe, miało kolor sadzy i wyglądało, jakby się w niej wytarzał. Jeszcze ogon. Taki jak uszy. Sztywny, prosty. Wywalił rozdwojony jęzor i syknął, odskoczyłam mimowolnie. Ale zdałam sobie sprawę, że.. nic mi już nie zrobi. 
To było jego życie, a życie jego było wodą. Gdy zniknęła, nie miał prawa funkcjonować, umierał. Zastanawiałam się czasem co stanie się ze mną w takim przypadku, już wiedziałam. 
Bolało mnie to, że już było po nim. Nie chciałam go zabijać! Był taki podobny. Miał identyczny żywioł i potrafiłam go zrozumieć. Bo.. nie urodził się taki. Zniszczyli go! Zmienili! Sprawili, że stał się bestią.
- Spoczywaj.. - dobiegły mnie ryknięcia każące mi go uśmiercić. Uśmiechnęłam się słabo: - Zakończę twe cierpienia.
Zamknął ślepia i wychrypiał.
- Akh.. 
Doskoczyłam doń i rozerwałam mu gardziel. Nie było już krwi, suche, martwe ciało. Po chwili rozwiało się. Jak kurz, który ściera się, gdy odkrywa się jakąś starą księgę.
I wiecie co? Nic specjalnego. Dalej stało się to:
Dołączyłam do Tormenty. Na scenę natomiast wkroczyła Pakt.
Walczyła długo. Słyszałam krzyki wrzaski. I w pewnym momencie ogłosili koniec. Ale ja, czułam coś niepokojącego.
- Obrożo.. - powiedziałam ściszonym głosem. 
- Wąż Mgłowy. Zagrożenia: jad.. - rzekła komputerowym głosem. A to ostatnie słowo wyszeptałam razem z nią.
Tormenta rozszerzyła ślepia i wrzasnęła:
- Pakt! UWAŻAJ NA KŁY! NIE MOŻE CIĘ UGRYŹĆ! TO TRUCIZNA!
Powtórzyłyśmy to jeszcze kilka razy, ale towarzyszka w szale bitewnym wcale nie zwracała na nas uwagi.
I wtedy wąż ukąsił ją w łapę. 
Tormenta krzyknęła, słabszym, zmęczonym głosem jeszcze raz:
- Pakt, to trucizna!
A mrugnięcie powieką później truchło leżało porozrywane na szczątki. Przyjrzałam się temu obojętnie.
<Tormenta? Jak będziesz mogła, to odpiszesz, a jak nie, to Pakt>

poniedziałek, 23 maja 2016

Event: Od Aidoni cd. Raven

Najbardziej nie lubię zaskoczeń. Kiedy mi coś wyrasta przed nosem nie wiadomo skąd i zasłania widok, gdy coś próbuje mi pokrzyżować plany. Nie przeszkadza mi to podczas lotu, gdy dzierżę w łapach stery mojego myśliwca pieszczotliwie zwanego "Jaskółką", ale na lądzie takich rzeczy nie toleruję. I jakby wychodząc na przeciw moim oczekiwaniom nagle okazało się, iż otaczają mnie moi najwięksi wrogowie, tzn. nie całkiem moi, bo był to gang nad którego rozpracowaniem pracował mój opiekun. Dziewięciu rosłych mężczyzn patrzyło na mnie groźnie machając biczami i dzierżąc w rękach worki. Chciałam cofnąć się, ale nie miałam dokąd uciec. Przez myśl przebiegła mi treść wskazówki. Sen, iluzja.
- Jeśli to iluzja - pomyślałam - to działa tylko wtedy gdy w nią wierzę i chyba mogę wykorzystać moją wybujałą wyobraźnię.
Wyimaginowałam sobie mojego przyjaciela detektywa jak w swojej koszuli w kratę i eleganckim sweterku rozkłada po kolei na deski bandziorów.
- Tak! Brawo!
Dostrzegłam na ziemi jakiś kamień z zapałem cisnęłam w szefa oprychów i nagle... brzdęk! pękło szkło i obrazy się rozwiały, a zaraz potem moich uszu dobiegło przeciągłe miauknięcie. Pocisk ledwie o kilka centymetrów minął Raven, która zjeżona przypadła do ziemi.
- Wariatko! - wrzasnęła - próbujesz mnie zabić
- Jak widać niestety nie skutecznie
- Znalazł się żartowniś... lepiej bierz ode mnie tą gadzine
Smok podbiegł do mnie i trącił przyjaźnie pyskiem omal nie przewracając.
- No już - rozejrzałam się po pomieszczeniu - musimy się stąd wydostać
- Brawo geniuszu
- A zgodnie ze wskazówkami - pośród luster dojrzałam szklaną doniczkę z drzewem rosnącym do góry korzeniami. Pchnęłam ją i nagle wszystkie lustra jednocześnie pękły, a my wraz z skrzącymi się odłamkami zaczęliśmy spadać w dół. 
<Raven - przed nami jeszcze parę pięter, ale myślę, że to może być całkiem ciekawe i przepraszam że teraz takie słabe opko i tyle musiałaś czekać>

środa, 18 maja 2016

Od Raven C.d. Aida


Popatrzyłam krzywo na smoka Aidy. Wstrętna glizda... Otrzepałam futro. Mruknęłam jeszcze coś pod nosem i zabrałam się za składanie odpowiedzi.
- Może wypadałoby wejść? - spojrzałam na wierzę pod nami.
Z jej szczytu widać było inne krajobrazy, wszędzie iskrzyły się smoki, zdawało mi się nawet że widzę jakiąś drużynę naszego pokroju, ale to równie dobrze mogły być tylko kamienie, poruszające się za sprawą mojej wyobraźni. W środku budowli było cicho. Znajdowałyśmy się na przedostatnim piętrze. Nagle zorientowałam się że Aidoni nie ma, ani jej zielonej glizdy. Zauważyłam lustro. Podeszłam bliżej ale nie ujrzałam w nim siebie. Odwróciłam wzrok aby upewnić się czy jest tu całkiem pusto. Gdy moje oczy zbiegły się z lustrzaną powłoką zobaczyłam aksamitną, białą sierść. Budowę kropka w kropkę jak ja. Jedynie jej ogon był bardziej puszysty. Wpatrzyłam się w oczy odbicia. Były szaroniebieskie, niemal bez źrenicy.
- Witaj Raven - uśmiechnęła się kotka z lustra
Odskoczyłam w bok i syknęłam
- Nic się nie zmieniłaś - nadal wlepiała we mnie wzrok.
Znałam to spojrzenie.
- Co ty tu robisz?! - krzyknęłam uderzając łapami w lustro.
- Oh, Raviś, szukam cię - oparła się o szybę w miejscu moich łap
- Uważaj bo jeszcze ci uwierzę! - prychnęłam - co to za chora szyba?! - warknęłam
- Nieistotne, ważne że jesteśmy wreszcie razem, zbijemy tylko szkło...
- Nie, ty byś tak nie powiedziała... Bo jesteś potworem! Co to za chory sen?!
W tym momencie odwróciłam się z powrotem do lustra, ale zobaczyłam tylko ścianę. Biała zniknęła. Jednakowoż Aidy też nie było. Zauważyłam jej smoka, który rzucił się na mnie przestraszony. Miałam go odpędzić ale okropnie się bał. Pewnie braku Aidy. Miałam iść jej szukać, ale musiałam wpierw odkleić od siebie zwierzę.
- Cicho, ona zaraz wróci - poklepałam go po łbie - trochę więcej odwagi młody... eee... No mniejsza jak tam cię nazwać, może Juliusz?... Nie to bez sensu, chociaż... - posłałam mu dość miłe, a zarazem nieco wredne spojrzenie. Usiadłam na ziemi planując co zrobić. Gdzie mogła być Aida?
<Aidonia?>

sobota, 14 maja 2016

Event: Od Pakt C.d. Fortis

Podczas gdy Fortis prowadzi ryzykowną rozmowę z wielką czerwoną bestią, ja uważnie się rozglądam. Znajdowałyśmy się w wielkiej jaskini, która ciągnęła się kilkadziesiąt metrów w górę. Było tutaj ciemno i nieprzyjemnie, a do tego duszno. Smoki często wydmuchiwały wielkie kłęby pary, przez które nie było nic widać.
Po obu stronach tunelu można było dostrzec wgłębienia w szarej skale, z których wystawały ogony, skrzydła, czy głowy zaciekawionych bestii. Chyba nie często wpadał tutaj ktoś z wizytą...
Rozważałam wszystkie opcje. Nie wiadomo, do czego doprowadzi nas ta konwersacja Fortis z władcą smoków. Powinnyśmy też szukać polany i klucza, a czołgamy się jakimiś tunelami pełnymi wielkich ziejących ogniem bestii...
- Jak śmiałyście wtargnąć na mój teren! - syczy niskim głosem czerwony władca. - Nie wiecie, że to zakazane?
- Nie miałyśmy pojęcia, panie - Fortis wyraźnie daje sobie radę w kontaktach dyplomatycznych.
- Czego tu szukacie? - burczy nieco mniej agresywnie smok, patrząc na nas przenikliwym wzrokiem złotych oczu.
Szybko wymieniamy spojrzenia. Kłamać czy powiedzieć prawdę? Tori ledwo zauważalnie kiwa łebkiem. Mi również nie uśmiecha się myśl o tym, by łgać przed dwadzieścia razy większym zwierzęciem, które w dodatku umie ziać ogniem i może nas spalić w pięć sekund. Albo przygnieść wielkim ogonem. Albo rozpruć umięśnioną, najeżoną kolcami łapą.
Nie będzie miał problemu, by zabić w kilka sekund całą naszą trójkę.
Nawet, jeśli jakimś cudem udałoby nam się uciec, dopadłyby nas z pewnością inne smoki, które z coraz większą ciekawością wystawiały łby ze swoich jaskiń. Niektóre były oszałamiająco piękne, tak jak skrzący się krystalicznie pokryty przeźroczystymi łuskami - inne - tak brzydkie, że czym prędzej odwracałam wzrok. Cała parada dziwactw, był jeden z dziesięcioma oczami umieszczonymi w szyi, kolejny miał tak wysuszone ciało, że wyglądał jak szkielet owinięty skórą. Kości niemal przebijały się przez ciemną powłokę, widać było jak pulsują narządy.
Poczułam dreszcz niepokoju pod skórą. To nie wyglądało normalne.
I chyba wcale takie nie było.
- Poszukujemy klucza o magicznych właściwościach - wyjaśnia Fortis, czym przerywa moje rozmyślania. - Może został ukryty gdzieś tutaj... Prawdopodobnie jest mały, wykonany z jakiegoś metalu. Na pewno się błyszczy, więc powinien być widoczny. Czy żaden z twych poddanych, o łaskawy, nie zauważył czegoś podobnego? - pyta ostrożnie.
- Wczoraj jeden z patroli przyniósł ciekawe wieści. W znanym nam miejscu pojawił się przedmiot, który pasuje do waszego opisu. - Smok układa się wygodniej, przyglądając się nam z rozbawieniem wymalowanym na pysku.
- Jakim miejscu? - wyrywa się Tori.
- Wiedzieć, a powiedzieć, to dwie różne sprawy - władca mruży podstępnie oczy. - Coś za coś. My, smoki, nie jesteśmy szczególnie hojnymi istotami.
- Co miałybyśmy zrobić? - pyta Fortis, z przejęcia zapominając o uprzejmościach.
Chcę jej powiedzieć, żeby nie zdradzała, jak bardzo nam zależy na odnalezieniu klucza. Jeśli te smoki dowiedzą się, jak ważny jest dla nas ten przedmiot, być może zechcą go oddać za bardzo wysoką cenę, albo co gorsza - zatrzymają go dla siebie, myśląc, że jest wiele warty. A wiadomo, że te stworzenia uwielbiają gromadzić wszelkie skarby. Jednak zanim cokolwiek robię, jest już za późno.
- Niech się zastanowię... - czerwony gad przechyla głowę w zamyśleniu. - Wiem, co zrobiłyście - syczy zaraz złym głosem. - Zraniłyście jednego z nas. Dokładnie, to byłaś ty, ale to nieistotne - macha na mnie łapą gestem rozkapryszonego lorda. - Skoro już same tak chętnie do nas przyszłyście i prosicie o wymianę... Informacja za wystawienie w zawodach, a wasze winy zostaną wam odpuszczone. Okaleczenie jednej z moich poddanych pójdzie w zapomnienie. Jeśli tylko... - złośliwie uśmiecha się zębami podobnymi bardziej do szabli. - ...przeżyjecie.
W tym momencie czuję na sobie nieprzychylne spojrzenia Tori i Fortis. Nie patrzę na nie, bo czuję wyrzuty sumienia. Gdyby nie ja, zadanie na pewno byłoby dużo łatwiejsze, bo smoki nie miały z nami żadnych nieporozumień, które w obecnej sytuacji chcą wyrównać.
- Zawody będą polegać na walce z innymi magicznymi stworzeniami, które wybierzemy my, smoki. - wyjaśnia władca. - Po jednym na każdą z was. Walka kończy się wtedy, gdy jedno, lub oboje, przeciwników jest niezdolnych do dalszej walki. Wycofanie się jest niemożliwe.
- A co, jeśli się nie zgodzimy? - pyta Tori.
- Możecie przystać na moją ofertę - smok zerka w stronę ciemnych jaskiń w górze. - Albo już nigdy stąd nie wyjść.

***

Z niepokojem obserwuję ring, który znajduje się pośrodku wielkiej skalnej hali w kształcie prostokąta. Kamienne ściany są szare, ale odbijają światło jak szkło. Smoki nazywają to miejsce Szklanym Zamkiem, zapewne z powodu strzelistych konstrukcji skalnych, które wzbijają się dziesięć metrów do góry zaraz za ringiem, przypominających wieże. W porównaniu z całą salą są niewielkie, bo sklepienie sięga kilkunastu metrów.
Wokół zebrało się przynajmniej trzydzieści bestii. Usiadły na wyższych poziomach skał, które wznoszą się wraz odległością od miejsca walki. Rozmawiają, prychają ogniem, śmieją się.
Dla nich jesteśmy chwilową rozrywką.
Stoimy przed barierą, którą wyznacza metrowy spadek. Okrągłe pole to miejsce, w którym zmierzymy się z naszymi przeciwnikami.
Jako pierwsza będzie walczyć Tori, potem Fortis, a na końcu ja. Najgorsze jest to, że nie będziemy się nawzajem widzieć. Mnie i border collie wyprowadzają za strzeliste wieże, Tori zostaje na ringu.
Przez dobre pół godziny wysłuchujemy odgłosów walki, bo echo w wielkiej sali doskonale się niesie. Słyszę skrzeczenie i ryki, co pasowałoby do ptaka albo do jakiegoś wielkiego kota. Nie mam pojęcia, co mogłoby wydawać takie dźwięki. Do mojego nosa dociera też słaba woń dymu, co oznacza, że Tori prawdopodobnie coś podpaliła.
Potem wyprowadzają Fortis. Tym razem nie słyszę jej przeciwnika, za to często chlapanie wody. Moja druga towarzyszka również nie ogranicza się ze swoimi mocami.
Następnie ja.
Wychodzę na okrągły ring. Widzę kałuże wody i poczerniałe miejsca, które jeszcze się tlą, wydzielając nieprzyjemny zapach. Oddycham głęboko i robię parę kroków do przodu.
Nade mną przelatuje zielony smok z czymś wijącym się w łapach. Upuszcza zwierzę, a to błyskawicznie zwija się w owal. To wąż.
Wielki, grubości mojej klatki piersiowej, a gdy unosi łeb ku mnie widzę więcej niepokojących szczegółów. Jest niemal przeźroczysty, zauważam siateczkę żył i ciemniejszego unerwienia. Krzywię się z niesmakiem. Te stworzenia na Smoczej Wyspie są naprawdę ohydne.
Wąż jest ślepy, nie ma oczu. Nieustannie wysuwa język, jest rozproszony i zdenerwowany. Zapewne nie wie, że ma się ze mną zmierzyć na śmierć i życie.
Wykorzystuję jego nieuwagę i skaczę naprzód. On jednak syczy głośno i dematerializuje się. Obracam się szybko, ale on już jest za mną i otwiera pysk najeżony ostrymi jak szpilki zębami. Jak bicz przecina powietrze i niemal trafia. Turlam się w ostatnim momencie nieco w bok. Próbuję nałożyć Blokadę na jego teleportację, patrząc, jak robi to po raz kolejny, ale mi się nie udaje. Wtedy właśnie aktywuje się Obroża i gada coś, dekoncentrując mnie.
Staram się wyłapać jak najwięcej możliwości. Moje moce w tym przypadku nie pomogą, bo najwyraźniej teleportacja tego stwora to jego naturalna umiejętność, a nie sprawa magicznych zdolności. Unikam kolejnych ataków, ale nie mam żadnego pomysłu, co robić dalej.
Pozostaje jeszcze Wstrząs, ale nie chcę ryzykować. Co, jeśli siła mocy będzie zbyt wielka i zamiast zabić tylko węża, pozbawię życia także kilka smoków siedzących naokoło? Tego na pewno by mi nie darowały. Albo przeciwnie, jeśli zadziałałby za słabo... Może tylko przyprawiłabym przeciwnika o lekką migrenę.
Gdy czuję ukłucie na tylnej łapie, momentalnie wracam do rzeczywistości. Ugryzło mnie! Z furią rzucam się na stworzenie, ignorując wszystko i wszystkich naokoło. Nie zwracam uwagi na to, co ględzi moja Obroża, na krzyki Tori i Fortis, które wyraźnie próbują coś mi przekazać.
Wgryzam się w szyję węża, a wokół pryska ciemnoczerwona krew, która na tle bladej skóry wygląda jeszcze bardziej intensywnie. Pięknie błyszczy się na szarym kamieniu. Wspaniała. Raz po raz miażdżę szczękami ciało bestii. Rozszarpuję go na części pierwsze, miotając się od skrawka do skrawka. Dyszę ciężko, prawie nie mogę oddychać.
Do mojego przeciążonego umysłu dociera jedynie krzyk Tori.
"Pakt, to trucizna!"

Fortis?

czwartek, 12 maja 2016

Event: Od Aidoni cd. Raven

Leniwie otworzyłam oczy czując na twarzy dość mocny podmuch ciepłego powietrza. Przed sobą ujrzałam ogromy złocisty krąg przypominający słońce. Miałam zamiar jeszcze chwilę się przedrzemać, gdy nagle uświadomiłam sobie iż rozgrzana gwiazda dnia nie powinna być, aż tak blisko. Poderwałam się właśnie w tym monecie by ujrzeć ogromne cielsko smoka unoszące się w górę, W zasadzie to nawet nie byłam w stanie objąć go w pełni wzrokiem. Nogi miał jak wierze strażnicze, a lśniące w paszczy rzędy zębów przypominały ostrza sztyletów tylko że odpowiednio zwielokrotnionych tak że dorównywały drzewom.
- Raven? - szepnęłam.
Z jednej z wyższych gałęzi spadł i bezszelestnie wylądował tuż obok mnie ciemny kształt. Kotka naprawdę nadawała się na agentkę, co przyznawałam z niejakim niesmakiem. Smok nie wyglądał na agresywnego, ale i tak wolałam nie rzucać mu się w oczy. Nagle jednak skała ponad nami zgrzytnęła, huknęła i posypał się grad kamieni, a spoza kłębowiska pyłów wyłonił się drugi smok.
Pomiędzy jego łuskami drgały czerwone żyłki, w których zdawała się płonąć czysta lawa, Jego oczy płonęły, a ogon drgał niespokojnie jak u tygrysa. Znaleźliśmy się w potrzasku. Potężny gad machną skrzydłami. Podmuch pewnie zmiótłby nas z nóg, gdyby nie osłonił nas mój smok. Nie miałam pojęcia skąd mu się to wzięło. W każdym razie wiele drzew położyło się na ziemi jakby były cieniutkimi zapałkami. Smok ryknął. Zastanawiałam się czy nie włączyć tłumacza, ale nie sądziłam, by to co chciał powiedzieć było dla nas jakkolwiek korzystne. Zbliżył się do nas przekrzywiając głowę jak ptak. Nie widzi co się dzieje na wprost niego - przemknęło mi przez myśl. Wskoczyłam na swojego myśliwca (jak postrzegałam ocalonego zwierzaka)
- Uciekaj Raven! Ja odciągnę jego uwagę. - ustawiłam się poza polem jego widzenia.- Hej ty wielka ciężka beczko śledzi! tu jestem gamoniu.
Stwór zamachnął się łapą.
- No uciekaj Raven?
- Po pierwsze nie będzie mi taki podlotek nielotek mówić co mam robić, a po za tym nie pozwolę sobie odebrać całej zabawy.
Odkrzyknęła i poparzyła smoka laserem. Spróbowała rzucić się na niego, ale wówczas drugi gad, o którym zupełnie zapomniałyśmy zaaferowane nowym gościem chwycił ją potężnymi pazurami na szczęście nie zbyt mocno. Zwierz ryknął i wzbił się w górę. Wyglądało jakby chciał ugodzić drugą bestie, ale gdy tylko cofnęła wężowatą szyje zielony chwycił mnie wolną łapą  razem z "pojazdem" i uniósł ze sobą. Jego ognisty pobratymiec puścił się za nami w pościg. Dogonił nas po paru minutach, który jednak bardzo oddaliły nas od wcześniej obranej drogi. Potwory zaczęły się szamotać.Być może byłoby pasjonującym przeżyciem obserwować to starcie z boku, ale nie wyglądało to tak pięknie gdy ciągle w myślach przebijała się świadomość że możesz zostać przystawką zwycięscy. Zielony smok chyba został zraniony. Z potwornym wrzaskiem rozwarł szpony. Zaczęliśmy spadać w dół z zawrotną prędkością. Z trudem udało mi się chwycić prowizoryczną uzdę mojego myśliwca. Wyrównałam w miarę jego lot i zdołałam chwycić Raven nim w dość niezgrabny sposób wylądowaliśmy na jakimś wysokim budynku. Nim udało nam się pozbierać ponad nami utworzyło się coś na kształt ozdobnej ażurowej kopuły.
- Jakby sama wysokość nie wystarczyła! - prychnęła kotka spoglądając w dół. Nie wiedziałam co odpowiedzieć tym bardziej, że zajęta byłam łapą mojego smoka, nadwyrężoną twardym lądowaniem, już wcześniej zaś osłabioną nim uwolniłam go z pułapki olimpijskiej kolumnady. Nie wiele mogłam zrobić bez bandaży.
- Co teraz zrobimy - zapytałam
<Raven?>

środa, 11 maja 2016

Od Fortis C.d. Tormenty


Spadałyśmy długim, ciemnym tunelem rozświetlanym jedynie przez rozgrzane do czerwoności gardziele tych stworzeń. Mrużąc oczy wpatrywałam się w ziejącą czerń, którą zaraz rozjaśnił jakiś specyficzny gatunek smoka. Nie przyglądałam mu się specjalnie, gdyż zaraz znikł w ciemnościach. Po chwili skończyła się ich część mieszkalna (zanim do tego doszłam, jeszcze jakiś gad dmuchnął mi żarem prosto w pysk, tak, odskoczyłam) i wleciałyśmy do jakiejś sali rozświetlonej tysiącami pochodni i podbrzuszami smoków i smoko-podobnych. Co chwila których kłapnął szczęką niczym ogromny aligator, wcześniej się nie ujawniając i powodując instynkt obronny - odskok. W kącie znajdował się ogromny, czerwonawy smok o połyskujących w mroku łuskach, a który było niełatwo, gdyż przypominam - tysiąc takich świeczek rozjarzających to pomieszczenie sprawiało, że aż ślepia szczypały. Lecz nie. Ten był w cieniu. Jednocześnie widziałam go dobrze, bardzo dobrze. Wyglądał niczym władca i tak się zachowywał. Zazwyczaj co ważniejsze osobistości znajdują się na środku, w wielkim tronie lub fotelu i Miał błony na skrzydłach o pięciu palcach, długi ogon, cztery wielkie, masywne łapy, a także rząd kolców ciągnących się od głowy, aż po koniuszek ogona.
Ryknął nieprzyjemnie, a sala zatrzęsła się od tego dźwięku. Podskoczyłam mimowolnie i popatrzyłam na swoje towarzyszki. Poruszyłam pyskiem wyraźnie tak, jakbym do nich mówiła: Będziemy kitować.
Tamte kiwnęły niemal niewidocznie łebkami i poszłyśmy naprzód. Jako, że dookoła znajdowało się kilkaset takich gadzin, oczywiście.
Wzdrygnęłam się, a potem przeszukałam w pamięci wszystko, co wiem o smokach. Czerwone - jedne z groźniejszych, ceniące dobytek ponad wszystko, lecz także z ogromną dumą. Znane mi były także zielone, niebieskie.. Ale nic ponadto. I wtedy znienawidzona obroża oznajmiła neutralnym głosem, że znajdujemy się gdzieś tam i gdzieś tam wzmagając czujność smoków. I jeśli ktoś mi tu powie, że obroża chociaż raz się przydała, to.. A, nie. Raz się przydała. Chyba, zresztą.. Nie pamiętam i jest to nieważne. 
A wtedy czerwony jaszczur odezwał się tymi słowami ze swym grubym, nieprzyjemnym głosem podchodząc bliżej, wąchając nas i okrążając jak wąż:
- Kim jesteście? - Tormenta cofnęła się nieco, Pakt ukłoniła się nieco, co zrobiłam i ja uginając jedynie przednie łapy.
- Witaj, o wielki i potężny! - oznajmiłam z jak największym uniżeniem, spróbujmy kupić sobie nieco czasu.
<Pakt?>

Event: Od Raven C.d. Aidonii

- W życiu! - parsknęłam 
Zaczęłam skakać po walących się kamieniach coraz wyżej i wyżej. W końcu dotarłam na stały grunt. 
- Skąd to wytrzasnęłaś? - spytałam krzywo patrząc na smoka 
- Uratowałam go - dumnie wyprostowała się suczka 
- Tylko nie utoń w dumie - mruknęłam 
Zwierzę podeszło do mnie ale ja odepchnęłam je łapą. Dalej szliśmy w milczeniu. Kolejny raz jej pomagam, a w zamian dostaję jej fochy... Wyciągnij łapę żeby nie spadła w przepaść - obrazi się, cosz za dzieciuch... Nagle ścieżka zrobiła się szersza i stabilniejsza. Doszłyśmy do stałego lądu. Znów było trawiaście. Aida nawijała coś do smoka, a ja szukałam miejsca na nocleg. Znalazłam drzewo obficie obrośnięte hamakami z pnączy. Ułożywszy stos z drewna wznieciłam płomień. Wdrapałam się na drzewo. Wpatrywałam się w płomień, który odbijał się w moich oczach. Nie był to spokojny ogień, równomiernie się palący. Pochłaniał drewno skokami, a sam zrywał się co jakiś czas, niby popchnięty wiatrem. Zasnęłam. Nie spałam dobrze. Co chwilę się przebudzałam, aż uznałam, że nastał ranek. Słońce wzeszło już ponad horyzont. Lekki żar tlił się w spalonych patykach. Aidonia leżała tuż nad ziemią na niskim konarze, jej smok jeszcze spał. Nagle zwierzę się przebudziło i z niepokojem zaczęło machać ogonem. Czułam czyjąś obecność... Podniosłam się na łapy. Wtem pagórek, który widziałyśmy wieczorem, okazał się być w kształcie smoka, ale to nie było mi na łapę, bo cały zielony pas trawy drgał w rytm oddechu. Spędziłyśmy całą noc tuż obok bestii... Nagle ukazało się nam wielkie, złote oko, które patrzyło prosto na nas... 
<Aidonia?>

poniedziałek, 9 maja 2016

Od Samuela

Samuel popatrzył z rezygnacją na dwa zwierzątka siedzące na jego grzbiecie. Mysz w kółko zżerała jakieś ziarna i patrzyła na niego niepokojącym wzrokiem, kawka przekrzywiała głowę i krakała wprost do ucha psa. Chihuahua zaczynał niemal żałować podjętej przed paroma minutami spontanicznej decyzji.
- Ździebeł, przyhamuj trochę - mruknął do myszy, która nieustannie poruszała małymi ząbkami.
Może później będzie lepiej, westchnął Sam i powlókł się do swojego pokoju. Dziewiątka, połączona z Dziesiątką Pakt była dość przestronna i pasowała do gustu Samuela. Wchodziło się przez wspólne drzwi. Po lewej stronie była połowa jego przyjaciółki, po prawej jego. Białe ściany, brązowe akcenty w stylu miękkiego obrotowego fotela ustawionego przed długim blatem, który był pod ścianą na środku, ale zakręcał aż do prawego rogu pomieszczenia. Również w odcieniu ciemnego brązu. Żyrandol w kształcie trójkąta zwieszał się na cienkim białym kablu z sufitu, dając ostre białe światło. Nie był jednak często włączany, bo Samuel wolał pracować przy świetle monitorów. W lewym rogu za to nad ziemią wisiał beżowo-brązowy hamak. Dwa metalowe haki wmontowane w ścianę podtrzymywały go za pomocą dwóch mocnych sznurów.
Sam od razu bez zbędnych ceregieli, zaraz po wprowadzeniu się, dociągnął sobie kable od wszystkich systemów, które znalazł w agencji. Przedzieranie się przez jego część mieszkania przypominało stąpanie wśród dziesiątek węży. O dziwo żaden z nich nie miał na sobie supła. Wszystko było uporządkowane i tylko powierzchownie wyglądało na bałagan.
Szczerze mówiąc, gdyby nie czarne kable ciągnące się we wszystkie strony świata, byłoby tu dość pusto, bo prócz blatu, fotela i hamaka w pokoju początkowo nie było nic. Dopiero potem przybył cały ten bałagan razem z niezliczoną ilością gadżetów w stylu laptopów, komputerów, stosów CD, tabletów i telefonów. Co chwila coś pikało, szumiało, terkotało, ale dzięki temu przynajmniej nie było nudno. Wszystko to doskonale odzwierciedlało zainteresowania i charakter właściciela pokoju.
Dziesiątka wyglądała inaczej, urządzona w stylu minimalistycznym w kolorach czerń i biel. Jeśli chodzi o hamak, był lustrzanym odbiciem tego, na którym sypiał Samuel. Tyle, że był do połowy czarny, do połowy biały. Pod nim można było zobaczyć sterty książek, które czytała lub zamierzała przeczytać Pakt. Tworzyły swego rodzaju okrągłą zagrodę wokół legowiska suczki. Środkową ścianę zdobiła tapeta w czarno-białe pasy równej długości i szerokości. Poza tym, po prawej połowie nie było nic więcej.
Samuel pomyślał, że będzie musiał poświęcić trochę miejsca na jakieś klatki dla swoich nowych towarzyszy. Westchnął. Już czuł, że przesuwanie dziesiątek kabli jest bez sensu, bo i tak zaraz pojawią się nowe.
Kawka zresztą od razu po wejściu do pokoju, zerwała się do lotu i zaczęła robić okrążenia pod sufitem. Po kilku minutach znudziło jej się to i wylądowała przy długim blacie przy komputerach i zaczęła wciskać pazurami przyciski na klawiaturze.
Ździebeł nadal siedział na karku chihuahua i był zajęty jedzeniem. Żadne zaskoczenie.
Pies podszedł do hamaka i delikatnie przełożył mysz na grubą tkaninę. Zwierzę chyba nawet nie poczuło różnicy i bez sprzeciwu zaakceptowało nowy stan rzeczy.
Potem Sam zatopił się w świecie elektroniki, gdzie został przez kilka godzin. Przede wszystkim chciał uzyskać jakiekolwiek informacje na temat Pakt i tej misji, do której się zapisała. Projekt Smocza Wyspa, drużyna druga, obiekt c. Bez problemu włamał się do wewnętrznej sieci typów z laboratorium, którzy w ogóle nie dbali o zabezpieczenia. Trudniej już było z tym, gdzie obecnie znajduje się ciało jego przyjaciółki. Bo umysł na pewno tkwił w symulatorze.
Wreszcie znalazł kamery, monitorujące uśpionych agentów. Niestety trzeba było znać hasło. Pies pomyślał chwilę a potem wpisał hasło domyślne, licząc na to, że i tutaj naukowcy nawalili. Ale nie. Najwyraźniej te nagrania już były poufne. Zaczął dalej kombinować z hasłami, ale wciąż wyświetlał się komunikat o złym kodzie dostępu.
Pies westchnął z rezygnacją. Wrócił do hamaka, nie wyłączając komputera. Może zaraz będzie potrzebny.
Leżał w spokoju i patrzył w sufit, jednak nagle zdał sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak. Rozejrzał się uważnie. Nigdzie nie było myszy ani kawki. Za to drzwi były uchylone. Sam jęknął przeciągle i wypadł z niesamowitą szybkością na korytarz. Zbiegł schodami, potrącając kilka przypadkowych psów. Pytał też o dwójkę uciekinierów, ale nikt nie wiedział, o kogo chodzi.
Po półgodzinie zatrzymał się, by odpocząć. Gdzie one mogły być?!
Zrezygnowany, powlókł się do stołówki. Może chociaż uda mu się znaleźć mysz, skoro tak chętnie wszystko zajadała...
Nagle wpadł na jakąś miękką powierzchnię, odbił się i wylądował na brzuchu. Otworzył oczy i ujrzał cztery łapy, tkwiące tuż przed jego nosem.

Ktoś?

czwartek, 5 maja 2016

Wskazówki z obroży

Przypuszczam, że wkrótce większość z was przebrnie obszar miejsca pierwszego wyboru dlatego umieszczam wam już propozycje kolejnych
Raven & Aidonia
Jeśli ruszycie pierwszą drogą na południe
Jeśli ruszycie drugą drogą na południe
Jeśli ruszycie trzecią drogą na południe
 Fortis & Tormenta & Pakt
Jeśli ruszycie pierwszą drogą na południe
Jeśli ruszycie drugą drogą na południe
Jeśli ruszycie trzecią drogą na południe
Leila & Ungula
Jeśli ruszycie pierwszą drogą na wschód
Jeśli ruszycie drugą drogą na wschód
Jeśli ruszycie na północ
 Życzę powodzenia

Event: Od Aidoni C.d. Raven

Byłam wściekła więc zamiast słów podziękowania burknęłam tylko coś niewyraźnie pod nosem.
- Niech żyje wdzięczność - sarknęła kocica
Powoli z należytą dumą ruszyłam przed siebie tłumiąc wściekłość. Nie znosiłam, gdy ktoś traktował mnie jak dziecko i robił mi w czymkolwiek łaskę. Denerwowała mnie sama obecność kocicy. Miałam ochotę chwilę pobyć sama, ale wąska ścieżka po której obu stronach otwierały zasnute chmurami się przepaści bez dna raczej tego nie ułatwiała.
- Słuchaj muszę odejść na stronę... - najgłupsze z możliwych wytłumaczeń, ale jednocześnie jedyne jaki w tym momencie przychodziło mi do głowy. Musiałam po pierwsze wszystko sobie przemyśleć, a po drugie udowodnić tej zołzie, mamuśce zakichanej, że potrafię o siebie zadbać.
- Może zaczekaj tu, a ja pójdę na przód i za jakiś czas ruszysz za mną.
Spojrzała na mnie spode łba.
- Obawiam się że tak szybko to nie biegasz...
Nie miałam ochoty oponować tym bardziej, iż moją uwagę przykuł dziwny ruch za kolumną. Zdawało mi się, że słyszę zdławiony ryk. Oczywiście biorąc pod uwagę silny wiatr hulający między kolumnami równie dobrze mogłam się przesłyszeć.
- Tylko nie zrób sobie kuku dziecko...
- nie udawaj że to cię zmartwi, zapewne jeszcze odtańczysz taniec zwycięstwa na moim grobie
Różowo-oka fuknęła tylko lekceważąco.
- Jak ci nie zależy to czemu ja mam się przejmować.
Zręcznymi susami przemierzyła rząd pułapek i zniknęła mi z oczu. Podeszłam do miejsca skąd dobiegały dziwne dźwięki. Pierwsze co zobaczyłam to ostre jak sztylety lśniące pazury wbijające się w skałę. na nich jak na hakach zwisało cielsko smoka wywijając skrzydłami. Przyjrzałam się bestii. Nie wyglądała groźnie, bo bliższych oględzinach uznałam iż jest niewiele większy ode mnie. Wyraźnie jedna z łap ugrzęzła jej między skałami. Na łuskach widać było ślady stoczonej niedawno walki. Chyba przerwałyśmy jakiś pojedynek. Powoli zbliżyłam się do zwierzęcia, które na mój widok wydało z siebie błagalny ryk. Podeszłam do łapy i odrzuciłam kilka kamieni, kontem oka dostrzegłam, iż jej szyja i ogon służące pewnie do utrzymywania kierunku lotu są niezwykle wątłe. Do głowy wpadł mi szalony pomysł. Chwyciłam kawałek liany i owinęłam dookoła pyska smoka. Był chyba już zmęczony niewolą, bo nie protestował. Trzymając za koniec prowizorycznej uzdy odrzuciłam ostatni kamień. Bestia poderwała się gwałtownie unosząc mnie ze sobą. W ostatniej chwili udało mi się odbić od wystającej kolumny i wylądować na grzbiecie napowietrznego wierzchowca, a po krótkiej lecz niezwykle wyczerpującej szamotaninie udało mi się uzyskać kontrolę nad pojazdem.
- Nie martw się mały - szepnęłam do niego - pomogłam ci a teraz mi się odwdzięczysz, potem możesz wracać do swoich.
W oddali dojrzałam Raven zręcznie wymijającą pułapki. Zapikowałam w jej kierunku i wylądowałam tam gdzie grunt zdał mi się bezpieczny.
- Chyba nie zdążyłam wspomnieć że potrafię sterować wszystkim co lata? - Oświadczyłam tryumfalnie. - co tam słychać na nizinach kiciu?
- No proszę dzieciątko potrzebuje "smoczka"?
- Zatrzymamy go? - zapytałam podtrzymując konwencję rozmowy z rozwydrzonym dzieckiem. Raven spojrzała na mnie z politowaniem.
- Ile razy mam ci mówić...
Nie skończyła, nie wiem kto nastąpił na jaką płytę w każdym razie podłoże zaczęła się zapadać.
- Skacz na grzbiet smoka! - krzyknęłam 
<Raven?>

poniedziałek, 2 maja 2016

Od Skelton do Raven

Wybacz to koniec znajomości. Pragnie on poznać kogoś nowego. 
Obudziłem się kompletnie zdołowany. Nie mam pojęcia o co chodziło ale nie interesowało mnie to. Wyszedłem ze swojego pokoju i zobaczyłem Raven. Szczerze mówiąc...trochę sprzykrzyło mi się jej towarzystwo. Przywitałem ją tylko burknięciem w stylu cześć i poszedłem dalej. Wpadłemna jakiegoś innego kota.
- Cześć jestem Skelton a ty?
<Ktoś z M.I.A.U.K?>

niedziela, 1 maja 2016

Event: Od Raven C.d. Aidonii

- Prędzej zdechnę niż pójdę z tobą na układ - fuknęłam - postaraj się nie wchodzić mi w drogę, może przeżyjesz - prychnęłam z pogardą 
Nie miałam najmniejszego zamiaru ustąpić takiej zołzie. Co jak co ale ja nie ustąpię! Te jej układy...Pff... Szłam przed siebie pewna, gdy nagle stanęłam, wlepiając oczy w niebo. Otóż stanęła przede mną Wyspa, dzieląca się na wiele mniejszych, dryfujących w powietrzu. Na nich wznosiły się kolumny, w większości połamane. Wkroczyłam na ścieżkę wijącą się coraz wyżej, i nagle strzała przeleciała mi tuż przed nosem. A więc pułapki... Ostrożnie poruszałam się dalej torując tej sierocie drogę. Przeskoczyłam nad zapadnią i uniknęłam spadających głazów. Zdyszana godzinną już wędrówką usiadłam w miarę bezpiecznym miejscu. Nareszcie odpoczynek! Ale gdzie tam! Smok! 

Syknęłam. Aidonia była już przy mnie. Zwierz starał się kłapnąć mnie zębami. Uskoczyłam i podrapałam go w oko. Smok złapał się za nie łapą i nienawistnie ryknął. Uciekłam za kolumnę co skopiowała Aida. Gdy zwierz wsunął pysk w moje pole widzenia, całe szczęście (a może i nie?) że tuż koło mnie pojawiło się zakrwawione, zamknięte oko. Zwierzę trzasnęło ogonem w kolumnę. Usłyszałam huk i upadłam. Po chwili otworzyłam oczy. Łapę miałam przygniecioną głazem. Zaczęłam się szarpać. Aidy nie było w zasięgu wzroku. Nagle ją zobaczyłam. Pchnęła napastnika w moją stronę. Smok przywalił w kamień co go roztrzaskało. Skierowałam się w odwrotną stronę. Z łapy ciekła krew, a każdy krok sprawiał okropny ból. Chyba zgubiłam na chwilę smoka. Z jednej z kolumn zwieszał się kawałek bandaża. Podeszłam cicho do niej i zerwałam go. Jednak do poruszyło kamień co spowodowało zwrócenie uwagi smoka. Ścisnąwszy ranę kolejny raz uniknęłam ataku. Zauważyłam ubytek w pancerzu smoka. Zawróciłam kierunek i zaczęłam uciekać. Zatrzymałam się nad pułapką. Złapałam strzałę w locie. Tuż przy mojej szyi. Bez problemu rozpoznałam, że była zatruta - jad skorpiona, jeśli się nie mylę. Wycelowałam wzrok w ubytek pancerza na zwierzęciu. Trzymałam strzałę w drżącej, rannej łapie. Wrzasnęłam i odbiłam się. W skoku wbiłam ostrze w cielsko. Potworny ryk i biały trup leciał w dół, pod mgłę. Aidoni brak. Wtem zauważyłam białe szarpiące się łapy, zwisające z przepaści. Podeszłam do niej i spojrzałam na nią z góry. Drapała rozpaczliwie skałę, trzymając się aby nie podzielić losu smoka. Z największą przyjemnością odczepiłabym ją od skał i popatrzyła jak spada, ale coś mnie gryzło w ogon. Honor nie pozwalał tego zrobić, w końcu mi pomogła. Patrząc na nią zastanawiałam się, czy smoczydło jednak zdechło, czy nie. Gdy moje przemyślenia przerwał nagle dźwięk odrywającej się skały. Pies wisiał na jednej łapie, pomagając sobie zębami. Wyciągnęłam łapę obwiniętą czerwonym już bandażem w stronę Aidy. 
<Aidonia?>

Game Over odchodzi


,,Nic nie jest niemożliwe." 

Imiona: Oskarżanie skrajnej kreatywności jego matki, czy podejścia do rzeczy tak istotnej jak imię, w tym przypadku nie zawiodłoby. Game Over, skarbie. Wśród ludzi jego imię zmienia się równie często, jak rodzina. Joker - tak nazywany jest obecnie. 
Płeć: To stuprocentowy samiec. 

Wiek: 4 lata 

Pseudonim: Fall. Zazwyczaj pod tym imieniem się przedstawia. 

Urodziny: Pierwszy dzień stycznia 

Rasa: Siberian Husky 

Ranga: Jest nowy. To oczywiste, że znajduje się na samym dole. 

Stanowisko: Jedyna z najważniejszych decyzji w procedurze dołączania do nowej społeczności... Z początku pragnął zostać bibliotekarzem. Teraz jednak wie, że jego predyspozycje charakteru sprawiłby, że przeczytałby wszystkie książki jednym tchem, przy okazji wygryzając ulubione strony. Po tym, jak gdyby nigdy nic, usiadłby za biureczkiem i zaczął rysować pieska patyczaka wzorując się na pięknych malunkach z powieści. Kolejnym punktem zainteresowania była profesja informatyka. Ta została odrzucona, gdy zorientował się, że jedyne co potrafi to włączyć Painta i zrestartować system. Dalsza droga była prosta. Medyk. Przez całe życie studiował anatomię najróżniejszych zwierząt, lecz jakoś nie przyszło mu na myśl by lepiej obejść się ze swoim gatunkiem. Choremu podałby cis lub jakieś inne kolorowe zielsko. W życiu nic nie uszczęśliwia bardziej od kolorów! W ostateczności chciał podjąć się pracy jako wojownik, jednakże coś tak banalnego dla tak oryginalnego psa jak on? Zniesie to w miarę chęci. W prywatnym zakresie szkoli inne psy z zakresu walki. Jest to jedyna umiejętność, którą naprawdę może się pochwalić. 

Żywioł: Iluzja 

Moc: 

• Manipulacja rzeczowa - Polega na nadawaniu przedmiotom żywym, bądź martwym własnej woli. Posiadacz tej umiejętności może dowolnie kontrolować swą ofiarę. Rozróżniamy trzy stadium tej mocy: kontrola snów, kontrola ciała, kontrola czynności. 

• Dermooptyka - Zwana również psychometrią. Jest to moc pozwalająca na widzenie dotykiem. Game Over, za pomocą swojego ciała potrafi odczytać o czym myśli inne stworzenie. Każdy dotyk uwidacznia mu nie tylko myśli, ale i ważne informacje podstawowe oraz wydarzenia, które wpłynęły na psychikę danego osobnika. 

• Mentalizm - Umiejętność pozwalająca na bezbłędne odczytywanie mimiki twarzy. Mentalista jest w stanie określać emocje oraz uczucia innych za pomocą jednego spojrzenia. Potrafi stwierdzić czy dana osoba kłamie, czy też mówi prawdę. Ocenia i zdobywa informacje, na podstawie zachowania, wyglądy i środowiska, w którym żyje dowolne stworzenie. Zwraca uwagę na wiele niezauważalnych i z pozoru, nieważnych szczegółów. 

• Potrafi wpłynąć na zachowanie, czyny oraz myśli stworzenia, na które spojrzy. Jest to pewien rodzaj hipnozy, umożliwiający również wpływanie, modyfikowanie czy wymazywanie wspomnień. W rezultacie tworzy barierę za pomocą magii, która blokuje dostęp do jego umysłu. Wszelkie próby manipulacji telepatycznej na jego osobie, kończą się atakami silnego paraliżu pnia mózgowego, a w rezultacie śmiercią. 

• Udoskonalane zmysł słuchu. Słyszy dźwięki o każdej częstotliwości z dużych odległości. 

Umiejętności: 

- siła 1/10 

- zręczność 1/10 

- szybkość 1/10 

- inteligencja 1/10 

- zmysły 1/10 

Partner: Zwykle jak się zakochuje, to w kimś u kogo nie ma żadnych szans. 

Szczeniaki: Może kiedyś... 

Zauroczony w: Sobie ♥ A tak na poważnie, to jeszcze nikogo nie zdążył poznać. 

Charakter: Game Over jest samcem o dość skompilowanej osobowości, choć na pierwszy rzut oka to tylko młody, przeciętnie wyglądający husky o równie zwyczajnym podejściu do życia. Streszczenie jego charakteru nie jest łatwe, gdyż zmieniał się on wraz z doświadczeniami, które nabył w ciągu życia. Stosunek z jakim będzie się odnosił do danej osoby, zależy głównie od tego w jakim obecnie jest nastroju, a ewentualnie, co poczuje, gdy pierwszy raz złapie z nieznajomym kontakt wzrokowy. Podejście obcego nie pozostaje obojętne, chamstwo za chamstwo, jak pewien mądry człowiek powiedział. Nadmieńmy, że jest on typem stworzonym wyłącznie do irytowania swych pobratymców, co można uznać za kreatywną wadę. Jego mocną stroną jest zdecydowanie asertywność oraz stanowczość, a także niezłomny upór. Ów osobnik jest w stanie odmówić nawet najbardziej upartemu rozmówcy. To właśnie ambicja jak i chęć osiągnięcia jak największych sukcesów wykształciły w nim zawzięcie. Do celu dojdzie choćby i po trupach, zrobi to za wszelką cenę. Porażki go nie zatrzymują. Wręcz przeciwnie. Działają jak płachta na byka i tylko pobudzają do działania. Tak również obiera swoje działania, jeśli już - rzuca się na głęboką wodę, bo jak uważa stamtąd jest najdalej do dna. Znacznie pewniej czuje się w towarzystwie, o czym świadczy jego wiecznie uśmiechnięta gęba. Pytaniem pozostaje, co ten cyniczny grymas w jego domniemaniu, może oznaczać? Bywa, że zdarzy mu się poważniej kogoś zranić. Usprawiedliwia się tym, iż świat nigdy nie będzie tak piękny i sprawiedliwy, jak każdy chciałby, żeby był. Niestety, jego głupie odzywki są tylko dowodem jak naprawdę potrafi być niedojrzały. Jednakże Fall doskonale ze swojego zachowania, zdaje sobie sprawę, za co można winić irytującą pewność siebie. Zawsze stara się przekonać całe otoczenie do swoich racji, co za pomocą umiejętności manipulacji i retoryki, udaje mu się w mig. Osobnik lojalny. Sekretów, które zostały mu powierzone będzie chronił mimo wszystko. 

Historia: Nieba już prawie nie było nad ziemią. Padał tylko śnieg tak gęsty i zimny, że nawet w grobach marzły ludzkie popioły. Któż jednak powie, że za tymi chmurami nie ma słońca? Pierwszy raz... Obudzony delikatnym podmuchem ciepła otworzył swe ślepia i rozglądnął się wokoło, świat był przepiękny. Jasny i... promieniujący energią. Wtulony w bok swej matki zaskomlał cicho, gdy ta musnęła nosem jego grzbiet. Usłyszał delikatny, prawie niesłyszalny dźwięk, jego źródłem był człowiek, który okrył go bezpiecznym cieniem. Na swych, jeszcze nieposłusznych łapkach podbiegł do krawędzi koszyka. Napotkał uśmiech ciemnowłosego chłopaka, który klęczał niedaleko. Wyciągnął swoje ręce i wziął w objęcia pieska, a ten bezbronnie zamachał ogonkiem. Jednakże nagle dał się słyszeć donośny huk. Kobieta wybiegła z jednego z pomieszczeń i chwyciła chłopaka za ramię, który pod wpływem jej szarpnięcia upuścił szczenię na podłogę. Padło kilka krzyków, a następnie nastała głucha cisza. Piesek pisnął, gdy jego matka chwyciła go delikatnie za skórę na karku, a następnie sama pobiegła w stronę korytarza. Wsłuchiwał się on w jej głośne warczenie wymienne ze szczekaniem. Do jego uszu dotarł strzał, a następnie, rozmowa i kroki. Ujrzał przed sobą mężczyznę odzianego w zielony strój. Podszedł on do kosza z pieskami, a następnie wziął go w ręce i opuścił mieszkanie. Nigdy nie pytano go jak właściwie znalazł się na Syberii. Na domiar tego jak trafił do służby w rosyjskim wojsku. Jednakże pamięta wiele - żołnierzy, który wpadli do mieszkania, gdy dowiedzieli się, że ojciec ciemnowłosego chłopczyka będąc oficerem, zdradza kraj. Widzi ciało swej matki w kałuży krwi, po tym jak jeden z mężczyzn ją zestrzela. Ojca, który biegnie za kobietą z dzieckiem oraz swoich braci, którzy umierają po kilku dniach z powodu wyziębienia. Wraz z siostrą trafia do ośrodka zajmującego się tresurą psów wojskowych. Po kilku tygodniach Nzuri zostaje odesłana do schroniska. Pojawiły się problemy ze wszczepieniem jej tytanowych zębów oraz z tresurą. Joker został w ośrodku sam. Gdy skończył trzy lata został oddany wojsku. Otrzymał go pod opiekę mężczyzna imieniem Josh. Pracowali razem głównie w Afganistanie. Przy jednej z walk rosyjski odział skapitulował, a wielu ludzi straciło życie. Psy trafiły do obozów żołnierzy z którymi walczyły. Miały zostać zatrzymane i użyte w Afganistańskiej armii. Wówczas przy przewozie wiele zwierząt nie udało się złapać. Uciekły. Jednym z nich był Game Over. Wraz z kilkoma innymi psami przekroczył granicę i trafił do Iranu. Od tego czasu jego wędrówka trwa nieustannie. W swojej drodze trafił tu, a jego historia pisana jest nadal. 

Coś Dodatkowego: 

• Głos

• Wychował się w rosyjskim klimacie okołobiegunowym. Ze względu na panujące tam warunki jest znacznie wytrzymalszy na ciężkie warunki pogodowe. Jak można się domyślić - nie znosi lata, a co za tym idzie, również upałów. 

• Prowadzi koczowniczy tryb życia, a jego żywiołem są podróże i przygody. Nie wie na jak długo zostanie w tym miejscu, gdyż nic nie trzyma go przed dalszą wędrówką. 

• Wieczorami i późną nocą siedzi przed domem i obserwuje księżyc. Lubi to robić zwłaszcza, gdy jest pełnia. 

• Ma trudności z oddychaniem w pomieszczeniach z ciepłą klimatyzacją. Nigdy nie zastanawiał się czym jest to spowodowane, aczkolwiek funkcjonowanie w takich pokojach, sprawi mu wiele trudności. 

• Oczy. Najbardziej charakterystyczny element jego wyglądu. Pies ten ma przepiękne oczy. Są lazurowe i enigmatyczne, niczym najczystszy ocean. Ciągle mienią się i w każdym świetle mają inną poświatę. 

• Uwielbia deszcz w którym mógłby przebywać bez końca. 

• Intryguje go ogień. Lubi patrzeć na niego i wsłuchiwać się w dźwięk palącego się drewna. 

• W USA oraz w Rosji psom pracującym w wojsku wszczepiane są tytanowe kły, aby były najgroźniejsze na świecie. Dzięki nim są skuteczniejsze w walce oraz potrafią m.in. przegryźć metal czy kamizelkę kuloodporną. Fall także je posiada. 

Ekwipunek: 7$SP
Właściciel: Wefree (Doggi-Game)