wtorek, 22 marca 2016

Od Raven

Postanowiłam zbadać trochę okolice. Szłam przez las, w którym wylądowałam gdy wróciłam z dziwacznej wyspy. Na wszelki wypadek nie zaglądałam do żadnych nor. Minęłam Las Ogromny i przeprawiłam się przez zieloną rzekę Dolinę. Nagle zobaczyłam wysokie góry. Szwędroliły się tam jelenie i ptaki. Usiadłam nad jeziorem i się napiłam. Intrygowały mnie wzniesienia. Słyszałam o tym miejscu, Góry Wielkie. Koty gadają, że za nimi jest przedziwny las, a niektórzy że potworne stworzenia, jeszcze inne że siedlisko smoków, ale tak na prawdę pewnie nikt nie odważył się tam iść. Ale od czego jestem ja? Obeszłam jezioro dookoła i znalazłam wąską ścieżkę w górę, ze znakiem "Uwaga! Lawiny kamieni!". Totalnie go zignorowałam i ruszyłam ku górze. Było ciężko, łapy osuwały mi się na kamieniach. Usłyszałam łomot. Z góry waliły się skały. Uskoczyłam w bok. Lawina zamilkła a ja kontynuowałam wycieczkę. Szczyt był daleki. Zaczęłam się robić głodna, ale żadnych ofiar w pobliżu. Musiałam się zadowolić zbłąkaną myszą. W dole widziałam całe Varanth. Zdawało mi się widzieć też kawałek Xaranth. Otrzepałam futro i wskoczyłam na półkę skalną. Na terenie odznaczało się drzewo, którym dostałam się do MIAUK... Musiałam iść dalej. Łapy mnie bolały. Nie ustępowałam tempa. Po dwóch monotonnych godzinach i pięciu przerwach stanęłam na szczycie. Mocno wiało. Poczułam falę ciepłego wiatru. Obróciłam się. Za mną stał smok. Nie był duży, taki, jakbym stanęła na dwóch łapach to sięgałabym mu prawie do grzbietu. Nie miał nóg, stał na pazurach wyrastających ze skrzydeł. Patrzyłam prosto w jego ślepia. Syknęłam. Zwierze otrzepało się i wyszczerzyło kły.
Oberwałam pazurem w w bok. Skoczyłam mu na grzbiet i lekko go zraniłam (no nie będę chyba bić swojego zwierzaka, taak taaak przywłaszczam go sobie). W tym momencie złapałam go za "uszy" wyrastające z tyłu głowy. W tym momencie zwierz się zatrzymał. Jego źrenice rozszerzyły się. Upadłam. Coś okropnie mnie piekło w łapę. Syknęłam. Spojrzałam na nią i zobaczyłam "wypalony" na sierści biały, niewielki znak:
Okej... Nie czaiłam o co chodzi, ale zobaczyłam że smok pomaga mi wstać. Poklepałam go po łbie.
- Jak by cię tu nazwać? Hmm... Imagine! - znów pogłaskałam zwierza.
Wsiadłam niepewnie na niego. Jak się na tym lata. Pomyślałam "leć". Szarpnęło i byłam w powietrzu. Okej... Było extra. Nie byłam pewna co potrafi, i czy rozumie smoczy, koci czy jaki język. Nie mówił, czyli po naszemu na pewno nie rozumie. Wzbiłam się wysoko. W oddali zobaczyłam góry. Ale kawał drogi przeszłam. Okazało się że nawet pod wodą, bo byłam na nieco oddalonej wyspie od Varanth. Lecieliśmy tuż ponad taflą wody. Zobaczyłam jego piękne odbicie. Kierowaliśmy się w stronę domu. Wylądowałam na polanie. Imagine niespokojnie badał teren. Uspokoiłam go:
- Spokojnie, tu nam nic nie grozi - nie zrozumiał, ale chyba po tonie mojego głosu zorientował się o co chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz