środa, 6 kwietnia 2016

Od Aidoni - ,,Zlot Wszystkich Członków PIKu"


Już miałam wyjść ze swojego pokoju i zmierzałam w stronę drzwi zapinając w pośpiechu obrożę, gdy na swej drodze tuż pod progiem napotkałam na swej drodze niewielką kopertę barwy ecru. Delikatnie wysunęłam ze środka bilecik z szorstkiego, sztywnego papieru. Wyraźnie zapisano go jakimś szyfrem. Po pewnym czasie zorientowałam się, iż musi to być alfabet Morsa. Szybko odcyfrowałam treść:
"Staw się na Polanie Błyszczących Ciem dziś o północy. Nie mów nikomu o tej wiadomości, bo to ściśle tajna misja.Papier spal" Szybko żywiłam zwitek w ogień płonący na kominku zupełnie jakby trzymanie tej karteluszki mogło mnie zabić. Oddychałam szybko, a serce biło mi szybciej. Nie byłam pewna czy powinnam wierzyć temu wszystkiemu, ale była to jedyna szansa by wreszcie się stąd wyrwać. Wszystkie te moje wybryki utwierdziły tylko moją sławę magnesu na kłopoty i wszyscy mieli mnie na oku. Wyjrzałam na korytarz. Nie było nikogo. Wyślizgnęłam się z pokoju i cichutko na palcach przekradłam się do biblioteki. Gdy się tam znalazłam uświadomiłam sobie, iż tak naprawdę nie wiem czego szukam. Stanęłam na wprost półki i zaczęłam się przyglądać księgom. Sięgnęłam po jedną z nich i omal nie upuściłam jej na ziemie gdy od tyłu zaszła mnie nasza bibliotekarka Bianka.
- Mogę w czymś pomóc - zapytała.
- Nie dziękuję - odparłam kiepsko okrywając mało przekonywająco zakłopotanie.
- Och, to naprawdę żaden wstyd, każdy kto jest tu pierwszy raz ma z tym problemy - wyjaśniła przypuszczając, iż moje zachowanie spowodowane jest zwyczajnym zagubieniem. Gorączkowo zastanawiając się jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji postanowiłam uchwycić się tego błędnego skądinąd przypuszczenia. 
- Przepraszam gdzie znajdę coś na temat Xaranth; historia, mitologia... może jakieś stare mapy - dorzuciłam mimochodem.
Dostałam górę materiałów przez, które z trudem się przekopałam. Wreszcie dotarłam do książki, która zrazu zdała mi się napisana w jakimś dziwnym języku.
"Meic hcytołz analop". Był to już ostatni tom. Zrezygnowana wyciągnęłam nadajnik by sprawdzić godzinę. Było około piątej po południu. Zrezygnowana położyłam pyszczek na otwartym woluminie, a urządzonko odłożyłam obok. Nagle wpatrując się w jego ciemny ekran dostrzegłam lustrzane odbicie tytułu:
"polana złotych cieM ". Szybko sięgnęłam po książkę. Spomiędzy kart wysunęła się karteczka bardzo przypominająca tą, którą znalazłam rano. Znów posłużono się kodem. Ponieważ lubiłam zabawiać się zagadkami logicznymi razem z moim właścicielem bez problemu rozpoznałam szyfr Cezara. 
"Skrzynka kontaktowa: to co wiatrem śpiewa, chroni sekret drzewa"
Popędziłam nad jezioro na terenach najbliżej naszej bazy, a na drzewie znalazłam zawieszone dzwoneczki z trzcinowych pałeczek (oczywiście najpierw musiałam się nieźle nad tym nagłowić). To musiało być to szybko rozgryzłam patyczki i wyciągnęłam kolejną wskazówkę.
Tym razem był to szyfr Atbasz. Nie miałam kartki więc rozszyfrowaną wiadomość napisałam na piasku. Brzmiała ona:
"Gdzie niebo do ziemi wpada z hukiem zagadka kolejna sekretnym kusi pomrukiem"
Miałam już dość tych zagadek, ale nie miałam wyjścia. Musiałam jakoś ją rozwiązać. Zajęło mi to tyle czasu, że gdy wreszcie udałam się do wodospadu Grad zaczynało się ściemniać. Wdrapałam się na półkę skalną, a drobne krople wody osiadały na mojej sierści. Na ziemi leżało zaprogramowane światełko sygnałowe. Nadawał alfabetem morsa: "Oręż, parostki, na, badyle, białozór, dole, dryling, kita, pod, lira, mykita, pniem, weksel, odyniec, ze, ubić, miot, znakiem, łopaty, turzyca, dwóch, wieniec, tropy, pazurów." Szybko rozpoznałam szyfr z jednego z opowiadań detektywistycznych. Wyraźnie, ktoś wiedział co czytam. Odnalazłam pień wskazany zagadką. Wskoczyłam do dziury, a pojazd przewiózł mnie tunelem na peron. Bez zastanowienia wskoczyłam do pociągu, który za chwile miał ruszyć. W przedziale było ciemno. Pod oknem siedziała postać w długim płaszczu i kapeluszu. 
- Nie rozsądnie było przychodzić tu samemu. - zaczął groźnie.
- Trzeba było mnie nie zapraszać - warknęłam przywracając się na kanapę, gdy pojazd gwałtownie ruszył.
- Aidonia zawsze ta sama bezpośrednia i bezmyślna
- To, to owszem, bo każdy normalny dał by sobie spokój z tymi zagadkami... a teraz czego chcesz?
Odpowiedział mi dźwięczny śmiech, a spod eleganckiego nakrycia głowy wyjrzały radosne oczy Fortis.
- Wybacz...haha... że zabawiliśmy się twoim kosztem...haha... ale to taka nasza tradycja... zawsze wrabiamy nowego...haha
- I wszyscy to widzieli - stwierdziłam rozglądając się po pomieszczeniu, w którym teraz rozbłysło wreszcie światło.
- No tak jakby...
Skrzywiłam się, a potem roześmiałam.
- Świetne to było i pomyśleć, że dałam się nabrać. A dokąd jedziemy.
- Na zjazd wszystkich członków
- Ale gdzie to? co to?
- Sama zobaczysz, a teraz idź do swojego przedziału.
CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz