czwartek, 21 kwietnia 2016

Event: Wprowadzenie 1- Aida

Wprowadzono mnie do wąskiej ale, dość przestronnej poczekalni. Pod prawą ścianą stały nieskazitelne, śnieżnobiałe, niskie kanapy, a na przeciwko na pewnej wysokości wisiały niewielkie, pojedyncze hamaczki. Przysiadłam niepewnie na brzeżku posłania. Zaraz jednak zerwałam się i zaczęłam dreptać niespokojnie po jasnej wykładzinie. Nie wiem jak długo tak kręciłam się w kółko. Nagle drzwi rozsunęły się i do wnętrza wkroczyła filigranowa czarna koteczka o przenikliwym spojrzeniu intensywnie różowych oczu.
- Cześć - powitałam ją od razu - ty też na badania
- Tak - odparła okazując mi wyraźne lekceważenie. Właśnie dlatego nigdy nie przepadałam za kotami. To ich chłodne wyrachowanie nie przystające wcale do mojego niewyczerpanego entuzjazmu. Nowa zlustrowawszy mnie od stóp do głów wskoczyła na hamaczek i usiadła na nim dystyngowanie. Postarałam się ją naśladować i siadłam na przeciwko. Oczywiście jednak siedzenie w miejscu przy moim wiecznym nadmiarze energii wcale nie było proste. Zaczęłam postukiwać łapami w obicie siedziska wykonane ze sztucznej skóry co powodowało dość głośny, ale nie specjalnie przyjemny dźwięki co moja przymusowa towarzyszka nie omieszkała skomentować:
- Możesz przestać - fuknęła. Starając się być uprzejmą na chwilę przestałam, ale po chwili zaczęłam machać ogonem co wywoływało niemal identyczny skutek. Kocica obróciła się do mnie plecami z westchnieniem dezaprobaty. A ponieważ teraz nie patrzyła na mnie zupełnie bez skrępowania zaczęłam zajmować się tak sensownymi rzeczami jak ganianie własnego ogona czy stepowanie na dywanie. Gdy zaczęłam się turlać spotkałam jej pełen pogardy wzrok. Kichnęłam i znów uspokoiłam się.
- Dzieciuch - rzuciła damulka, jak zaczęłam ją powoli określać w myślach.
- Sztywniak - zrewanżowałam się robiąc złośliwą minę.
Ciężko orzec czym skończyła, by się ta sprzeczka, gdyby nie wkroczenie dwóch strażników w białych strojach. Jednym z nich była suczka Border Collie, drugim kot bengalski.
- Panie na badanie - zapytał mniejszy członek tej delegacji.
- Jasne - odparłam uradowana, że wreszcie coś się dzieje.
- A co co ta cała szopka - zapytała kocica wyraźnie nie zadowolona - czemu mają nas prowadzić jak więźniów.
- Cóż - próbowała tłumaczyć się suczka - tak nam kazano... to dość niebezpieczny eksperyment
- To zdaje się już wiemy z samego zaproszenia
- I to jest najlepsze! - wtrąciłam z błyskiem w oku, ale oczywiście znów mnie wyniośle zignorowano, tylko suczka uśmiechnęła się do mnie nieznacznie. Choć jeden organizm żywy bo cała reszta to chyba roboty bez poczucia humoru. Poprowadzono nas wąskim (zdecydowanie zbyt jasnym - to już zaczynało się robić nudne) korytarzem.
- Jakbym wiedziała, że tu tak jasno wzięłabym okulary przeciwsłoneczne
Odezwałam się by przerwać nieznośną ciszę. Zaczynałam się stresować. Może i nie bałam się, a czułam tylko przyjemną adrenalinę, ale wolałam poznać kogoś z kim mam spędzić bądź co bądź trochę czasu. Nikt nie zareagował choć na pyszczku kocicy dostrzegłam pierwszy raz coś jakby lekki uśmiech. Miałam tylko nadzieję ze śmieje się z żartu, a nie ze mnie. Postanowiłam iść za ciosem i przysunęłam się nieco.
- Mam na imię Aidonia, ale jak będziesz grzeczna możesz mi mówić Aida. A ciebie jak zwą?
- Raven - fuknęła - tyle powinno ci wystarczyć i nie zmierzam być dla ciebie miła, więc zamknij wreszcie dziób
"Dobra " pomyślałam "jeszcze zobaczymy. Nie będę się narzucać poczekam, aż ta zrzędliwa stara panna sama do mnie przyjdzie. Niech sobie myśli o mnie co chce, przynajmniej mam trochę werwy i nie zachowuje się jak lew salonowy. Czekaj, czekaj kotku, jeszcze ci ktoś nadepnie na ogon. Niech błoto umazia wszystkie zawszone miauczki." Dawszy w ten sposób upust swojemu ognistemu temperamentowi przyspieszyłam kroku i z wysoko uniesioną głowa wyprzedziłam kotkę. Oczywiście znów mój wybryk mógł mieć zabawne skutki bo wychodząc przed prowadzących omal nie minęłam sali eksperymentów. Gdy weszliśmy do środka nasi "opiekunowie" zbliżyli się znacznie. Szybko podeszła do nas druga parka złożona z eleganckiej perskiej kotki i wilczura. Chwycono nas pod pachy i nim zdążyłyśmy się zorientować przytwierdzono mocnymi pasami do metalowych ścian, które nagle wysunęły się i zmieniły w stoły operacyjne. Spanikowana i niemal pewna, że znów wpakowałam się w pułapkę zerknęłam na Raven. W jej oczach dostrzegłam podobne uczucia jak te które sama odczuwałam. Szarpałyśmy się, ale bezskutecznie. Grupa, która nas tu przyprowadziła wyszła, gdy tymczasem personel medyczny zniknął nam z oczu i po odgłosie kroków domyślać się mogłyśmy, że skierował się w stronę przeciwnego kąta Sali. Moja towarzyszka szarpała się jeszcze chwilę.
- Przestań to nie ma sensu – szepnęłam
- A co ty o tym wiesz!
- Słuchaj jestem optymistką jakich mało, ale rozumie też gdy sprawa jest stracona – po chwili zaś jeszcze ciszej dodałam – musimy oszczędzać siły na później
W tym czasie ekipa wróciła z lśniącą żelazną tacką, na której złożone były dwie strzykawki z brudno zielonym płynem. Pies ujął jedną z nich i wbił w łapę Raven. Starała się wyrwać, ale nie mogła. Ja już nawet nie starałam się stawiać oporu. Ostatecznie jako pies miałam za pewne więcej siły, a gdyby igła złamała się i utkwiła w mojej łapie to mogłoby to bardziej utrudnić ucieczkę niż jakiekolwiek specyfiki. Zmrużyłam oczy i otwarłam je dopiero gry nasi wrogowie opuścili salę. Kotka oddychała miarowo i widziałam ze kipi w niej wściekłość.
- Jakieś pomysły? – zapytałam tłumiąc zawroty głowy. Robiło mi się nie dobrze, świat wirował powieki były coraz cięższe. Zerknęłam w stronę Raven. Leżała bezwładnie na metalowym blacie.
- Raven? Żyjesz… - zdążyłam wyszeptać i straciłam przytomność.
<Raven? Mam nadzieję, że opko ci się spodoba? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz