Idę
szybkim krokiem za jakąś suczką niosącą clipboard, rozglądałam się
wokół, próbując zapamiętać rozkład pomieszczeń. W lewo, w prawo, długa
prosto, lewo, lewo... Samica zaczyna coś mówić do siebie, po drodze
gubiąc kartki. Schylam się i podnoszę je z podłogi.
- Dzięki - rzuca przez ramię, nie zwalniając. - Wiesz, na czym polega twoje zadanie, prawda?
Zadanie.
Moje uszy od razu nakierowują się na źródło dźwięku. Skupiam się na jej słowach.
- Uśpimy was. Zrobimy zastrzyk, ale nie bój się, to nie boli.
Dlaczego miałabym się bać?
Suczka
zatrzymuje się i popycha drzwi, przed którymi stoimy. Wchodzimy do
pomieszczenia w kształcie trójkąta o ścianach w łagodnym miętowym
kolorze. Wykładzina jest kremowa, podobnie jak rząd miękkich foteli.
Przed nimi stoi długi stolik z ciemnego drewna, w którym szkło pełni
funkcję blatu. W rogach pokoju stoją doniczki z paprociami. Naprzeciwko
nas znajdują się kolejne drzwi, zza których dochodzą dźwięki rozmowy.
-
Tutaj cię zostawiam. Twoja partnerka niedługo powinna się zjawić - mówi
suczka i bierze ode mnie plik kartek, wzdychając przy tym. - Witaj,
czarna roboto. Znowu będę musiała wypełniać całe sterty tych
dokumentów...
Kiedy
drzwi się za nią zamykają, podchodzę ostrożnie do jednego z foteli,
omijając środek pomieszczenia. Wskakuję na miękki mebel i zastygam w
bezruchu, próbując usłyszeć jakiekolwiek zdanie z toczącej się za
drzwiami konwersacji. Nic z tego, muszą być najwyraźniej
dźwiękoszczelne.
W tym momencie do środka ktoś wchodzi.
Kot. To pierwsze, co rejestrują moje zmysły. Cóż, chyba postawili na współpracę między HAU i MIAUK w tym zadaniu.
Moja
partnerka ogląda uważnie pomieszczenie, a ja oglądam ją. Ma niebieskie
oczy, puszyste futro w białej barwie, z ciemniejszymi akcentami bliżej
pyska i łap. Wygląda na dość młodą, choć ja niezbyt znam się na kotach.
Ma płynne, pewne ruchy, więc chyba z kondycją u niej nie jest tak źle,
chociaż nie mam pewności. Chyba powinnam zacząć się szkolić w tym
kierunku, skoro przystąpiłam do agencji zrzeszającej mnie z tymi
stworzeniami. Zawsze dobrze jest znać współpracowników, chodź wrogów
jeszcze lepiej.
- Cześć! - Gdy mnie dostrzega, podchodzi śmiało i siada naprzeciwko. - Jestem Tormenta, ale lepiej mów na mnie Tika, albo Time.
Od samej liczby jej imion zaczyna mi się kręcić w głowie. Nie mam zbyt dobrej pamięci.
- Pakt - odpowiadam i przestaję się nią interesować. Kiedy wreszcie zabiorą nas na te badania?
-
Wiesz, pracuję jako Tropiciel. A ty, Pakt? Myślę, że to może być dobry
sprawdzian naszych umiejętności, ten symulator. Dzięki temu będziemy
wiedzieli, czy w rzeczywistości też sobie poradzimy z daną sytuacją,
albo problemem - zaczyna mówić o wszystkich wadach i zaletach, a ja
tylko słucham, starając się nadążać za jej tokiem myślenia.
-
Lubię konkrety, Tori - odzywam się po jakiś pięciu minutach jej
nieprzerwanego potoku słów. - Mam moce związane umysłem. Pracuję jako
skrytobójca.
-
Tika - poprawia mnie ze śmiechem, ale nie zwracam na to uwagi. - Ja mam
żywioł ognia. Choć nie taki jak inni... Powiedźmy, że moje umiejętności
są znacznie wyższe. Na przykład umiem rozpalić ogień, tak więc na pewno
nie pozwolę nam zamarznąć w czasie nocy, jeśli ta przygoda będzie długo
trwała. Ale mogę też zniżyć temperaturę. I władam ogniem, ale tylko w
walce. Jestem też na niego odporna. Całe szczęście, żaden smok mnie nie
upiecze! - Z uśmiechem kontynuuję opis swojego żywiołu, a ja z
zainteresowaniem słucham. Ta kotka... Tori, powiedźmy, bo już zdążyłam
zapomnieć jak ma na imię, nie przypomina innych kotów, które widziałam w
bazie PiK.
Jest
przyjacielska wobec psa, co samo w sobie jest już niezwykłe. Kiedy po
kilku dniach od przyłączenia się do HAU rozmawiałam z Samuelem, żalił mi
się, że koty są wyniosłe i mają wszystko gdzieś. Nie dają mu dostępu do
najnowszych dysków, które chciałby wypróbować. Uważają, że są
doroślejsze od niego, choć same są w tym samym wieku, co mój przyjaciel.
Może nie będzie tak źle, jeśli tylko jej uda się mniej mówić, a mnie więcej zapamiętywać.
- Zapraszam! - drzwi się uchylają, a do naszej poczekalni wystawia głowę nakrapiany dalmatyńczyk z łatą na oku.
Oczekiwanie.
Najtrudniejsza rzecz, ale na szczęście już się kończy.
Podnosimy
się z Tori z foteli i wchodzimy przez wejście do jasno oświetlonego
pokoju. Wokół widać tylko biel, nieskazitelną jak śnieg. Podłoga,
ściany, nawet lampy. Wszystko jest białe. W mojej głowie pojawia się
tylko jedno skojarzenie.
Sala tortur.
Już
raz w takiej byłam i starczy. Do dzisiaj śnią mi się koszmary z nią
związane, a wspomnienia... Bardzo, bardzo złe wspomnienia pozostaną już w
mojej głowie na zawsze.
Dlaczego miejsca tortur są białe? Żeby widać było każdą plamę krwi.
-
Jeśli mają panie jakieś przedmioty osobiste, zdejmijcie je. Zostaną pod
opieką mojej asystentki - dalmatyńczyk wskazuje łapą pręgowaną kotkę o
pięknych bursztynowych oczach, które lśnią, gdy odbija się w nich
światło lamp.
Ja
nic nie mam, więc uważnie przypatruje się samcowi i brązowej kotce. On
ma założony jakiś fartuch czy podobne ubranie, na szyi kotki błyska
nabijana kryształami obroża.
Tori odpina, zdejmuje czarną obrożę i podaję ją kotce, która z uprzejmym uśmiechem bierze ją w pysk i gdzieś idzie.
-
Dobrze - kiwa głową pies i prowadzi nas do dwóch metalowych blatów. -
Połóżcie się wygodnie i niczym nie przejmujcie. - Gestem zachęca nas do
wskoczenia na stoły.
Z
lekkimi obawami rzucam okiem na Tori, która bez wahania spełnia prośbę
dalmatyńczyka. Z mniejszym entuzjazmem, idę w jej ślady.
Kiedy
już oboje leżymy na zimnych blatach, a światło razi nas w oczy, nagle
słyszę cichy szczęk, a po nim jakieś mocne pasy oplątują moje łapy,
klatkę piersiową i brzuch.
Warczę, wściekła. Jak mogłam się dać tak wrobić?!
-
Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą - uspokaja mnie zaniepokojony
dalmatyńczyk. - Może lepiej najpierw wstrzyknijmy serum jej... Strasznie
się rzuca! - krzyczy do kogoś, by się pośpieszył z zastrzykami.
O, nie. Nie dam sobie niczego wstrzyknąć.
-
Środki uspokajające. - W moim polu widzenia pojawia się czarno-biały
pies. Po chwili czuję ukłucie w bark. Zwijam się w kilkunastu różnych
pozycjach i wreszcie udaje mi się uwolnić tylną łapę. Walczę jeszcze
zacieklej o odzyskanie wolności. W tle słyszę jakieś krzyki, coś uderza o
podłogę.
- Auaaaaa - odzywa się jakiś rozciągnięty nienaturalnie głos. - Kopnęła mnie.. Na szczęście środki już zaczynają działać.
Wszystko
staje się rozmazane, kontury znanego mi świata zacierają się, głosy
stają się stłumione, nie rozróżniam słów. Słyszę tylko własne głośno
bijące serce, czuję puls w uszach.
A potem wszystko spowija ciemność.