Ten mały Jack Russel Terrier pałał energią i pozytywnością. Od razu po objęciu władzy w PiK, wzięłam Aidonię na celownik. To znaczy, nie dosłownie! Nikt do niej nie mierzył z żadnej broni, najzwyczajniej poleciłam obserwować ją. Liczyłam na to, że w przyszłości będzie z niej dobry agent naszej tajnej organizacji. Teraz patrzyłam z rozbawieniem jak suczka z nadzieją wyczekuje mojej odpowiedzi.
- Hmm.. - zamyśliłam się. - Na razie nie mamy zadań, pozostali agenci nie potrzebują także wsparcia. Wszystkie niebezpieczne istoty zostały już zlokalizowane i wtrącone do więzień. Nie sądzę, byś mogła się teraz przydać. - zmarszczyłam brwi. - Na pewno nie bez ekwipunku. - jej pyszczek rozjaśnił uśmiech. - Ty go jednakże nie posiadasz. Na misję powinnaś udać się uzbrojona dostatecznie. Dlatego najpierw wyślemy cię na kontrolę terenów. Przejdziesz się po Xaranth i postarasz się nie rzucać w oczy. Jeśli coś cię zaniepokoi natychmiast wróć do centrum dowodzenia. Jest mnóstwo przejść, łatwo je odnajdziesz. W razie czego możemy ci podesłać jakiegoś wolnego agenta, który będzie się tobą opiekował?
- Nie potrzebuję. - odparła od razu.
- Jeśli nic się nie stanie, zdaj relację do obroży, którą znajdziesz w swoim pokoju. Jest dość niewielki. Numer trzydzieści pięć. To będzie także twój numer jako agenta. Potem pójdziesz nad jezioro, jakiekolwiek, tam będzie mała czerwona lampka. Staniesz naprzeciwko niej, a przed tobą ukaże się płytka, odciśniesz na niej swoją łapę, a potem wpadniesz do pojazdu pod ziemią. Znajdziesz się następnie w małym miasteczku o nazwie Sunny Woods. Tam również dokonasz zwiadu. Z powrotem wrócisz tą samą drogą i spotkamy się w kawiarni w centrum dowodzenia. Mam dla ciebie niespodziankę. Wykonać! - powiedziałam tym samym wojskowym tonem, co wcześniej terrierka. Wyszczerzyła się i pomknęła korytarzem przebierając prędko łapkami. Tymczasem ja pognałam od razu do Fallpart. Zostałam bowiem zaproszona na urodziny pewnej przyjaznej psiny imieniem Avel. To chart afgański, o ile się nie mylę.
Po jakimś czasie znalazłam się w miejscu, gdzie miało odbyć się przyjęcie. Stanęłam obok hydrantu i przycisnęłam łapką. Tuż obok mnie ściana rozstąpiła się, a moim oczom ukazał się ogromny napis: sto lat Avel!
Uśmiechnęłam się i poprawiłam pakunek na plecach owinięty w kolorowy papier. Na urodziny nie przychodzi się przecież z pustymi łapami.
Avel wyszczerzyła zęby w uśmiechu zerkając na prezent, im bardziej próbowała się powstrzymać, tym mocniej chciała go już pochwycić i rozpakować. Niby mijają jej dwa lata, a.. Ech..
- Witamy na moich urodzinach! - odezwała się zmieniając tor swych myśli. Teraz chciała mnie przede wszystkim powitać.
- Salve. To chyba dla ciebie, nieprawdaż? - puściłam jej oczko. Zawsze traktowałam ją trochę jak młodszą siostrę.. - A teraz zajmijmy się tym co najważniejsze, co macie dobrego do jedzenia?
- Cała Fortis. - cały czas uśmiechała się radośnie.
- Jak wolisz. - skrzywiłam się nieco, uważała, że tylko jedzenie mi w głowie? Dostanie za to po nosie, ale potem.
- No już, częstuj się czym chcesz. - nacisnęła jeszcze raz jakiś punkt na hydrancie, który znajdował się także po tej stronie, a ściana utworzyła się na nowo. Spojrzałam na nią znacząco. - Niedaleko jest schronisko. - powiedziała smętnie. - Ale przynajmniej nikt nie zdziwi się słysząc psi szczek. - Racja, pomyślałam i otaksowałam przybyłych wzrokiem. Szaleli na całego skakali, śmiali się, bawili jedzeniem i wygłupiali. Ponadto było tam sporo szczeniąt. Po prawej znajdował się stolik przy którym stało kilka krzeseł.
- Przyjemne towarzystwo. - skwitowałam niechlujny wygląd.
- Och, przestań, nie mamy lepszych warunków.
- Zawsze mogłabyś przenieść się na Xaranth.. - nie śmiałam proponować jej bycia agentem, zresztą nigdy nie wiedziała o istnieniu naszych organizacji, bo nie miała zdolności. Poza tym była gadatliwa jak mało kto. Plotki to jej drugi dom. Nie rozpaczałam zatem, gdy odmówiła: - Nie mogłabym przecież zostawić przyjaciół! Nie ma tam dla nas miejsca. - stwierdziła twardo. Żebyś wiedziała, parsknęłam w myślach i odnotowałam, żeby sprawdzić te psy, niektóre wyglądały podejrzanie.
- No dobrze. Chciałabym ci życzyć stosu kości, miękkiego legowiska i żebyś spędziła miło następny rok, tak jak ten. Wszystkiego najlepszego! - nigdy nie lubiłam składać życzeń, wszystko to była taka formułka. Kiedy wszyscy mówią ci to samo.. Wrr..
Avel zerknęła na mnie podejrzanie. Odpowiedziałam od razu:
- Muszę się zmywać, nigdy nie mam zbyt wiele czasu, a muszę.. parę rzeczy załatwić. - ugryzłam się w język w ostatniej chwili. Już chciałam wypaplać, że mam do załatwienia flotyllę kocich statków przekraczających nasze tereny i papierkową robotę. Potem tylko czekać aż w mieście zahuczy od świeżych wieści. - Miłego dnia! - już po chwili wskakiwałam na kosz, przeskakiwałam ścianę cegieł i mknęłam po nieciekawych ulicach. Wreszcie jechałam już podziemnym tunelem, by potem znaleźć się w moim gabinecie, gdzie odświeżyłam się i wyczesałam posklejaną sierść. Podróże mi jak widać nie służą. Zerknęłam na mapę wysp. Przy wschodnich wybrzeżach odnotowano okręty kotów, tylko, że nie tych z MIAUK'u. Statki pełne kotów, wypełnione nimi po same brzegi. Tymczasem wydawać by się mogło, że nikt nie wie o istnieniu tych wysp. Trzeba wysłać samoloty, te wypuszczą na spadochronach szpiegów gdy znajdą wyspę wroga, oni zaś uczynią przeszpiegi. Tak, coś takiego trzeba zrobić. Można także wysłać posłańca z listem do MIAUK, w którym powołując się na zawarty sojusz prosimy o posiłki. Jak pomyślałam, tak bym zrobiła. Ale dobiegała godzina, o której powinna zjawić się Aidonia. Pobiegłam więc sterylnie czystym korytarzem, aż znalazłam się w kawiarni. Wrzało tu od rozmów, a psy przekrzykiwały się. Inaczej koty z MIAUK'u, które stłoczone w jednym kącie delektowały się kocią kawą. Ostatnio zrobiliśmy wymianę, uczymy się w ten sposób kocich i psich obyczajów. Taka miła odmiana.
Siadłam przy jednym ze stolików przy wejściu i poprosiłam o gorącą czekoladę. Raz zaszaleć nie zaszkodzi. Wreszcie wbiegła nieco zmęczona, ze zwieszonym pyskiem, ale nadal mająca wystarczający zasób energii mała postać z machającym powoli ogonkiem.
- Witaj Agencie 35. - pozdrowiłam ją. - usiądź. Zaraz ci pokażę. - uściśliłam, a gdy uspokoiła oddech, dodałam: - Napijesz się czegoś? - pokręciła głową. - Dobrze. W takim razie chodź za mną.
Gdy znalazłyśmy się w garażu, skinęłam głową na ogromny kształt przykryty ciężkim materiałem. Suczka pociągnęła go, aż jej oczom ukazał się jej własny, lśniący nowością myśliwiec.
<Aidonia? xD>
<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz