Zbliżyłam się ostrożnie do skał w poszukiwaniu jakiejś jaskini w której ukryłabym samolot. Wreszcie dojrzałam sporą pieczarę na południowym zboczu. Stąd było jeszcze spory kawałek do miejsca gdzie zauważyłam anomalie. Przycisnęłam odpowiedni guzik na obroży i zamknęłam myśliwiec. Następnie strumieniem powietrza przygwoździłam do ziemi kilka drzew zasłonić wejście. Powoli i ostrożnie ruszyłam przed siebie. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać się nad konsekwencjami mojego zachowanie. Z drugiej strony jeśli akcja mi się powiedzie nie będzie powodu, by mnie wyrzucać z agencji no może po za niesubordynacją. Uśmiechnęłam się sama do siebie, ale jakby trochę blado i wcale nie poprawiło mi to nastroju. Nie ważne. Słowo się rzekło i za późno już by się wycofać. Bijąc się z myślami udało mi się dotrzeć co niewielkiej blaszanej bramy. Otwór był niezwykle ciasny, ale udało mi się przecisnąć. Trafiłam do jasnego pomieszczenia pełnego samolotów bojowych znacznie mniejszych, niż nasze. W zasadzie to nawet kot by się w nich nie zmieścił. Usłyszałam kroki wiec szybko skryłam się za ścianą. Ku mojemu zdumieniu do pojazdu podszedł maleńki chomik. Obejrzał krytycznym okiem maszynę. Zerknął w stronę drzwi i jednym przyciśnięciem pilota zamknął je. Byłam uwięziona na terenie wroga. Maleńki mechanik wyszedł, a ja zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. System wentylacyjny był za ciasny, ale jeżeli mieli miejsce dla żelaznych pupilków pilotów bardzo prawdopodobnym było iż w osobnym hangarze trzymają samochody. Powoli zaczęłam przesuwać się wzdłuż ścian. Ktoś tu wyraźnie cierpiał na megalomanie, ale tym razem działało to na moją korzyść. Wyglądało na to iż spisek niezrzeszonych kotów sięgał zdecydowanie głębiej. Wreszcie dotarłam do skrzyżowania. Dalej korytarz biegł owalnie, a co jakiś czas napotykało się na szklane drzwi prowadzące na coś jakby balkon. Nigdy na ziemi nie czułam się tak pewnie jak w powietrzu, ale tym razem tym bardziej obrzydło mi moje położenie. W ostatniej chwili zatrzymałam się, by nie wpaść na czujniki laserowe. Pył sypiący się ze stropu opadając uwidocznił je i dzięki temu mogłam je prościej dostrzec. Tym razem żałowałam że nie jestem wróblem. wsunęłam się z powrotem w szczelinę. To się musi jakoś wyłączać - pomyślałam. Zauważyłam iż przede mną nie ma, przecież laserów no i przecież mogę przeniknąć przez ścianę na balkon... grunt to unikać pyłu i zderzenia z kimkolwiek. Skupiłam się i zmieniłam w ducha. Nie potrafiłam długo utrzymać dematerializacji, ale niewidzialność to co innego. Przeniknęłam i przez ścianę i tak jak przypuszczałam znalazłam się na balkonie. Niestety nadto wąskim. Unikanie spacerujących w te i z powrotem strażników było w zasadzie nie możliwe. Wreszcie wpadłam na pomysł, aby wskoczyć na barierki. Jedna przytwierdzona była nie wiedzieć po co do skały druga odgradzała taras od przepaści. Bałam się, że konstrukcja załamie się pod moim ciężarem, ale na szczęście wytrzymała. Spojrzałam w dół i dojrzałam tam cała rzeszę psów ciężko pracującą nad wydobyciem jakiś surowców, noszeniem ciężkich bukłaków, czy też jeźdźców w postaci różnorodnych gryzoni. Na środku wznosiła się na metalowej nóżce wieża zakończona czymś jakby kapsułą z przyciemnianymi szybami. Przypuszczałam, że to jest właśnie centrum dowodzenia. Spróbowałam użyć mocy by dojrzeć co jest wewnątrz. Dostrzegłam jakiś duży obrotowy fotel i coś jakby służbę tego, który w nim siedział, a którego nie mogłam dostrzec. Wreszcie uznałam, że dość już widziałam i trzeba poszukać jakiejś kryjówki, bo zupełnie stracę energię, a bez mojej mocy nic tu nie wskóram. W ostatniej chwili dostrzegłam mysz z urzędniczą teczuszką pędzącą po ogrodzeniu w moim kierunku. Gorączkowo zaczęłam myśleć co robić. Wreszcie stwierdziłam, iż nie mam wyjścia i muszę skoczyć. Z użyciem mocy udało mi się nieco spowolnić upadek. Wylądowałam na ziemi i od razu pobiegłam do jakiegoś ciemniejszego kąta, by znów przybrać normalną postać. Zaraz też przyłączyłam się do grupy psów niewolników i smutno zwiesiwszy łeb przyłączyłam się do pracy. Zwierzęta wyglądały na zastraszone i niezwykle ciężko było przynaglić je do zwierzeń. Wreszcie dałam za wygraną. Wówczas przemówiła do mnie pracująca obok suczka.Był to rudy cocker spaniel z wyblakłą ubłoconą kokardką na prawym uchu. Sierść miała posklejaną. Odezwał się:
- Jesteś tu nowa?
Zbliżał się już pewnie wieczór choć agresywne sztuczne światło nie pozwalało tego zauważyć. Strażnicy zaczęli zganiać psy w jedno miejsce. Jakiś szczurek przycisnął przycisk i otworzył w ten sposób przejście na niższy poziom. Zgoniono nas po schodach do sali pełnej podartych szmat, misek z jakąś breją i odchodów. Nie dało się tam oddychać. Tym bardziej zadowolona byłam gdy wyznaczono mnie do jakiegoś "zadania". Pełen współczucia wzrok towarzyszy niedoli dawał jednak do myślenia.
Poprowadzono mnie korytarzem ściskając mocno za sierść co wcale nie było takie łatwe. Kiedy przede mną zaczęła już majaczyć sala prób rzuciłam się do tyłu roztrącając przeciwników. Jednak za mną także stał oddział gotowy do walki. Porażenia paralizatorem i ugryzienia były niezwykle dotkliwe i nijak nie mogłam zrzucić z siebie kłębiącej masy małych stworzonek. Wreszcie użyłam mocy. Stałam się niewidzialna a powiewem wiatru strąciłam oprawców. Popędziłam do góry po wąskich schodkach i ukryłam się w załomie skalnym usytuowanym nieco wyżej i wypełnionym częściowo materiałami wybuchowymi, a przynajmniej tak mi się zdawało. Miała stąd świetny widok na centrum dowodzenia. Do windy wewnątrz wieży wszedł jakiś gryzoń z zawiniątkiem. Wytężyłam zmysły by usłyszeć o czym będzie rozmawiał z szefem.
- Szefie zdaje się że mamy problem...
(Skrzypnięcie fotela na kółkach)
- O nie mój drogi mnie wasze problemy nie interesują wy sami jesteście najgorszym problemem i w zasadzie nie wiem po co was trzymam
- Ale, panie bo mamy szpiega na terenie obiektu
- Heh! szpiega! coś ci się chyba przyśniło. Nikt nie przedrze się przez nasze zabezpieczenia.
- No chyba jednak się przedarł
- Ale rozumie się, że już go schwytaliście?
- Yyy no prawie
- To znaczy!?
- Uciekła ale mam obroże
- Gamonie jak mogliście na to pozwolić, ale w porządku damy sobie radę... och no proszę obróżka PIKu, Szyfrant! znaleźć ich częstotliwość ... natychmiast!
(zgrzyt radia i krótki komunikat)
"Mamy waszego agenta! Jeśli chcecie, aby pozostał przy życiu, przyprowadźcie dowódcę, samego, nad większe jezioro na wyspie psów. Mamy pewną propozycję.."
"Mamy waszego agenta! Jeśli chcecie, aby pozostał przy życiu, przyprowadźcie dowódcę, samego, nad większe jezioro na wyspie psów. Mamy pewną propozycję.."
Niech to - pomyślałam. Byłam prawie pewna że są w zmowie z kotami z wyspy. Teraz wyostrzyłam wzrok. Dojrzałam jak z foteli podnoszą się dwa koty.
- Nie radzisz sobie mój króliczku... a wiesz co się stanie jak uznamy, że nie jesteś nam potrzebny...?
- Nie radzisz sobie mój króliczku... a wiesz co się stanie jak uznamy, że nie jesteś nam potrzebny...?
- Podano do stołu! - zachichotał drugi.
I wyszli po schodkach, które nie wiadomo skąd ukazały się przy centrum dowodzenia.
- Zaczekajcie - krzyknął za nimi królik ukazując się teraz w całej swej tłustej puszystej okazałości w drzwiach - jeszcze jedno
Drgnął, potrząsnął łapą i obok kotów pojawiła się moja podobizna. Omal nie krzyknęłam z przerażenia. Postanowiłam trzymać się ich by znaleźć wyjście, ale obawiałam się, że mogą mnie wyczuć, a jednocześnie wiedziałam, iż muszę jednak jakoś pomóc Fortis. Uznałam ze zostanę w twierdzy i spróbuje odzyskać obroże i skontaktować się z bazą.
- Zaczekajcie - krzyknął za nimi królik ukazując się teraz w całej swej tłustej puszystej okazałości w drzwiach - jeszcze jedno
Drgnął, potrząsnął łapą i obok kotów pojawiła się moja podobizna. Omal nie krzyknęłam z przerażenia. Postanowiłam trzymać się ich by znaleźć wyjście, ale obawiałam się, że mogą mnie wyczuć, a jednocześnie wiedziałam, iż muszę jednak jakoś pomóc Fortis. Uznałam ze zostanę w twierdzy i spróbuje odzyskać obroże i skontaktować się z bazą.
<Fortis? Taki małe zaskoczonko! mam nadzieję, że pomysł ci przypadnie do gustu;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz