Zacząłem się rozglądać dookola. Wszędzie było biało, mokro, a w dodatku cicho. Jak okiem sięgnąć nie było, też widać Fortis.
- Mały kotek nie potrafi sobie poradzić na zimnie. - usłyszałem w głowie znajomy mi głos. Nieprzyjemny i okropny. Jednak żył ze mną już od dawna.
- Żebyś widział. Po coś cię mam. - powiedziałem. Ruszyłem do przodu i na coś nadepnąłem. Spojrzałem na duł. Była to moja obroża. Popękana a w dodatku zmiażdżona. Już się z nikim nie skontaktuje, czyli musimy jakoś zejść z góry.
- Nigdy nademną nie panowałeś, to tylko marna współpraca. Zawsze mogę nad tobą zawładnąć. - powiedział i zaczął się śmiać.
- Przymknij się. - warknąłem. Zawsze kiedy się zmieniałem działo się to samo. Próbował zawładnąć nademną, a mi coraz trudniej było się mu opierać. Machnąłem gniewnie ogonem. Czeka mnie długo droga z nim. Zacząłem powoli schodzić w dół, aby znaleźć się w lesie, na równinach. W dodatku nie mogłem przypomnieć sobie jak odwołać demona. Na szczęście miałem to zapisane. Jedynym problemem było, to że kartka z tym była w moim biurze. Pod wieczór głodny i zmęczony doszedłem do las.
- Czyli teraz mnie odwołasz? - powiedział demon. - A nie znowu zapomniałeś. Jak zawsze twój umysł, twoje serce i twoje ciało mnie pragną. - powiedział. Nic mu jednak nie odpowiedziałem, bo nie widziałem takie potrzeby. Odnalazłem szybko tajemne przejście i do niego wlazłem. Na końcu czekała już na mnie Fortis. Spojrzałem na nią niepewnie, jednak w oczach demona nie było tego widać.
< Fortis, i jak zareagujesz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz