Czekałam ukryta w jaskini, aż wszyscy wyjdą, śledząc ruchy królika dzięki mocy widzenia przez ściany. Gdy wreszcie oddalił się z centrum dowodzenia szybem na górę, przybrałam swoją niewidzialną postać. Czułam ze robi mi się niedobrze. Powinnam przystopować z tym użyciem mocy, bo się wykończę. Szybko podbiegłam do wieży mając nadzieję schronić się w windzie, ale znów czekało mnie rozczarowanie. Dostępu do urządzenia broniło hasło. Przysiadłam i z rozpaczą wpatrzyłam się w klawiaturkę. Nagle dostrzegłam, że niektóre przyciski są brudne i wytarte. Spróbowałam pierwszej kombinacji jaka przyszła mi na myśl mając ochotę warknąć z wściekłości, bo oczywiście musiało się z tej piekielnej maszyny dobywać tak głośne, irytujące pikanie, że mało uszy nie pękły. Po chwili na monitorze wyświetlił się wielki czerwony napis "Hasło błędne. Alfie nie pij tyle". Spróbowałam jeszcze raz i znów błysnęła informacja zwrotna "Hasło błędne. Kolejny błąd uaktywni mechanizm obronny". Zdenerwowana zaczęłam naciskać klawisze w poruszając się po kole. Ciężko zgadnąć czemu właściwie. Jakoś tak przyszło mi na myśl kółko w którym zwykle biegają chomiki. Padłam na ziemię czekając na wybuch i oddychając ciężko nie tyle jednak ze strachu co z powodu utraty mocy nakryłam pysk łapami. Nie stało się jednak nic niebezpiecznego. Zamek szczęknął i drzwi się otworzyły. Pospiesznie rozejrzałam się dookoła i jednym susem wskoczyłam do wnętrza. Wróciłam do normalnej postaci. Ze zgrozą uświadomiłam sobie, iż tyran może w każdej chwili wrócić, a ja grzebałam się dość długo by ktoś mógł przyuważyć że klawisze wciskają się same. Na razie jednak wolałam nie używać mocy by trochę się zregenerować, choć wiedziałam że jeśli szybko nie znajdę czegoś do jedzenia moje środki ostrożności i tak nie wiele dadzą. Moje rozmyślania przewał dzwonek świadczący o tym iż dotarłam już na właściwe piętro. Ostrożnie wyszłam z windy i rozejrzałam się. Było tam mnóstwo komputerów i różnych dziwnych maszyn. Podobne widziałam w PIKu. Inne wyglądały zupełnie obco i wręcz złowrogo. Na stoliku koło radia dostrzegłam moją obróżkę. Podbiegłam do niej i włączyłam nadawanie. Zamiast znajomego trzeszczenia nie usłyszałam jednak nic. Po chwili zastanowienia uznałam, iż Fortis musiała zorientować się ze mnie porwali i dezaktywować moją obrożę. Byłam zrozpaczona. Nie miałam jednak w zwyczaju tak łatwo dawać za wygraną. W oczy rzuciła mi się radiostacja. Komputer sterujący nią był na szczęście dość nowoczesny i zapisywał ostatnie operacje. Przejrzałam ostatnie zapisy. Przy okazji usunęłam dane z lokalizacyjne PIK'u (nie wiele tego było za szybko przerwali połączenie) i poznałam inne kontakty, a także dorwałam się do jakiś tajnych dokumentów i uwieczniłam je na zdjęciach. Wreszcie uznałam, iż czas zrealizować to po co przyszłam. Nastawiałam odpowiednią częstotliwość i nadałam komunikat do bazy: "Tu agent 35, tu agent 35, proszę o aktywowanie obroży. Odbiór". W odbiorniku usłyszałam znajomy głos psa, którego imienia jednak nie mogłam sobie przypomnieć "Skąd mam wiedzieć że to ty? Odbiór". Zastanowiłam się przez chwilę i nerwowo rozejrzałam po pomieszczeniu. Nikt jednak nie nadchodził. "Nie wiem, ale nie mam teraz czasu na jakieś testy jestem w centrum dowodzenia wroga. Odbiór" odparłam. Zapadła cisza. Po chwili zaś usłyszałam głos Fortis "Skoro jesteś agentem 35 podaj hasło. Odbiór". "Ale Fortis, przecież nie nauczyłaś mnie żadnego hasła" sapnęłam z rozpaczą. " W porządku, aktywować obrożę". Szybko przerwałam kontakt bo wydało mi się ze słyszę kroki. Skasowałam zapisy z rozmowy i zjechałam windą na dół. Jeszcze raz użyłam mocy, bo na dole czekał już następny pasażer, którego zresztą musiałam przeskoczyć. Skierowałam się do lochów. Namierzyłam wejście i otwarłam je a potem zbiegłam na dół. Strażnicy na szczęście spali. Lawirując między ich ciałami dotarłam do laboratorium. Aktywowałam obrożę i odezwałam się do głośnika: "Słyszy mnie ktoś? Odbiór." Odpowiedziało mi przeciągłe ziewnięcie a potem w słuchawce rozległ się głos naszego radiowca. "Tylko ja, ale kto mówi? Odbiór". Uśmiechnęłam się pod nosem i szepnęłam "Ja... to znaczy agent 35... możesz wezwać Terminatora? Odbiór". Nastąpiło kolejne zwinięcie, które zignorowałam. "No, to jest dobry wybór on raczej nie śpi... pewnie znów siedzi nad eksperymentami." Usłyszałam kroki rozmówcy, który niechętnie wlókł się korytarzem. "Terminator...odbiór" usłyszałam znajomy głos. "To ja Aquila pamiętasz, jak skradziono ci plany tego eksperymentu z agresywnymi zwierzętami... wiem kto to zrobił. To gryzonie" poczekałam chwilę, aż mój znajomy ułoży sobie fakty."Aida no to pięknie... słyszałem o twoim locie, wiesz ze chcą cie wywalić?" Serce w mnie skamieniało, ale zaraz przypomniałam sobie o chwili obecnej i rzeczywistym celu tej rozmowy."Słuchaj czy używałeś czegoś co mogłoby rozpuścić metal? Odbiór." Usłyszałam jak głośno się zastanawia i wymieniając setki jakiś niezrozumiałych nazw. "Po ludzku proszę". "No musisz po prostu znaleźć taki pomarańczowy kwas" "Super, coś by mogło spowodować wybuch, a to musisz pomieszać takie coś niebieski z takim czymś czerwonym, ale kiedy..." Nie zdążył skończyć bo rozłączyłam się nie mogłam ryzykować że mnie namierzą. Laboratorium było raczej kiepsko strzeżone, więc pożyczyłam sobie kartę wstępu od strażnika i wkroczyłam do jasnego sterylnie czystego pomieszczenia. O dziwo bez większego problemu namierzyłam te kolorowe buteleczki jednak nie byłam pewna kiedy mieszanina wybuchnie. Pewnie od razu po połączeniu się składników. Gdyby to można jakoś opóźnić. Rozejrzałam się dookoła i wreszcie moje spojrzenie spoczęło na podłodze. Był to niczym nie przykryty piaskowiec. Mało ni podskoczyłam z radości i natychmiast zabrałam się do pracy. Wykopałam rowek na tyle długi, by zapewnił mi około godziny czasu i przewróciłam buteleczki. Sama chwyciłam pomarańczową i popędziłam do więzienia. Bez trudu uwolniłam wszystkie psy, ale uświadomiłam sobie, iż nadal nie mam pewności jak stąd wyjść coś kazało mi jednak skręcić w pewien korytarzyk, który okazał się prowadzić do magazynu pojazdów. Po krótkiej zabawie z moimi ukochanymi zamkami szyfrowymi wszyscy znaleźliśmy się na wolnym powietrzu. Ledwie przekroczyliśmy próg rozległ się okropny huk. Bomba zadziałała. Pewna, że jeśli się nie pospieszę będę mieć towarzystwo, popędziłam do myśliwca. Resztką sił odblokowałam wejście i wgramoliłam się za ster samolotu. Nawiązałam łączność z bazą i powitał mnie głos nie kogo innego, a Sygmunta. „I jak sobie radzisz maleńka? Odzew” Powitał mnie wesoło. „Całkiem nieźle staruszku. Bez odbioru” Nie miałam ochoty z nim teraz rozmawiać miałam inne sprawy na głowie. Nagle w głośniku odezwał się jego spłoszony głos. „Słuchaj, a te czerwone punkciki co czasem pojawiają się na radarach to co to jest? Odzew”. Zaśmiałam się ”Zazwyczaj wrogowie, a po za tym mów się odbiór. A co? Odbiór. ” „Bo kilka takich siedzi ci na ogonie” Zerknęłam na monitor. „A niech to.. spokojnie, zgubie ich”. Wleciałam między skały. Tym razem odezwała się Fortis „Co ty wyprawiasz! ? Rozbijesz się! Odbiór”. „Nic mi nie będzie. Bez odbioru.” Wleciałam w kotlinkę gdzie obróciłam się i natarłam wprost na przeciwnika. „Ile mam naboi. Odbiór” „Żadnych, to miał być lot testowy… Aquila ściga cię pięć myśliwców”, „Oj tam, oj tam”, „Aida lecisz wprost na jeden z nich”, „Wiem”. Pilot wrogiego myśliwca skapitulował. Chciał odsunąć się, ale zawadził o skałę i spadł. „Jeden zero dla terierka”. Zapikowałam ostro w dół szykując się do zrobienia pętli i powodując w ten sposób rozbicie się kolejnych dwóch myśliwców. Ruszyłam na przód na pionową ścianę i w ostatnim momencie wyłączyłam silniki powodując prawie pionowe spadanie samolotu. Jeden się rozbił. Spiralnie wzbiłam się w górę pamiętając o ostatnim wrogu po długim czasie kluczenia między skałami zaczynałam tracić nadzieję ze go zgubię. Wreszcie dojrzałam wąski przesmyk „Nawet o tym nie myśl” usłyszałam w odbiorniku. „Ja nie myślę ja działam” i wleciałam miedzy skały zostawiając za sobą przeciwnika. „Już wiem czemuście się tak z terminatorem zakumplowali… jak to mówią ciągnie swój do swego… jesteście siebie warci wariaci. ”W ten sposób opuściłam góry i skierowałam się w stronę bazy. Myśliwiec był naprawdę szybki w parę minut znalazłam się na lądowisku. Wysiadłam z samolotu. Chciałam biec na spotkanie zbliżającej się Fortis, ale jej groźna mina sprawiła że zrezygnowałam i tylko przywołałam na twarz sławna minę niewiniątka.
<Fortis? Proszę o łagodny wyrok>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz