niedziela, 1 maja 2016

Event: Od Raven C.d. Aidonii

- Prędzej zdechnę niż pójdę z tobą na układ - fuknęłam - postaraj się nie wchodzić mi w drogę, może przeżyjesz - prychnęłam z pogardą 
Nie miałam najmniejszego zamiaru ustąpić takiej zołzie. Co jak co ale ja nie ustąpię! Te jej układy...Pff... Szłam przed siebie pewna, gdy nagle stanęłam, wlepiając oczy w niebo. Otóż stanęła przede mną Wyspa, dzieląca się na wiele mniejszych, dryfujących w powietrzu. Na nich wznosiły się kolumny, w większości połamane. Wkroczyłam na ścieżkę wijącą się coraz wyżej, i nagle strzała przeleciała mi tuż przed nosem. A więc pułapki... Ostrożnie poruszałam się dalej torując tej sierocie drogę. Przeskoczyłam nad zapadnią i uniknęłam spadających głazów. Zdyszana godzinną już wędrówką usiadłam w miarę bezpiecznym miejscu. Nareszcie odpoczynek! Ale gdzie tam! Smok! 

Syknęłam. Aidonia była już przy mnie. Zwierz starał się kłapnąć mnie zębami. Uskoczyłam i podrapałam go w oko. Smok złapał się za nie łapą i nienawistnie ryknął. Uciekłam za kolumnę co skopiowała Aida. Gdy zwierz wsunął pysk w moje pole widzenia, całe szczęście (a może i nie?) że tuż koło mnie pojawiło się zakrwawione, zamknięte oko. Zwierzę trzasnęło ogonem w kolumnę. Usłyszałam huk i upadłam. Po chwili otworzyłam oczy. Łapę miałam przygniecioną głazem. Zaczęłam się szarpać. Aidy nie było w zasięgu wzroku. Nagle ją zobaczyłam. Pchnęła napastnika w moją stronę. Smok przywalił w kamień co go roztrzaskało. Skierowałam się w odwrotną stronę. Z łapy ciekła krew, a każdy krok sprawiał okropny ból. Chyba zgubiłam na chwilę smoka. Z jednej z kolumn zwieszał się kawałek bandaża. Podeszłam cicho do niej i zerwałam go. Jednak do poruszyło kamień co spowodowało zwrócenie uwagi smoka. Ścisnąwszy ranę kolejny raz uniknęłam ataku. Zauważyłam ubytek w pancerzu smoka. Zawróciłam kierunek i zaczęłam uciekać. Zatrzymałam się nad pułapką. Złapałam strzałę w locie. Tuż przy mojej szyi. Bez problemu rozpoznałam, że była zatruta - jad skorpiona, jeśli się nie mylę. Wycelowałam wzrok w ubytek pancerza na zwierzęciu. Trzymałam strzałę w drżącej, rannej łapie. Wrzasnęłam i odbiłam się. W skoku wbiłam ostrze w cielsko. Potworny ryk i biały trup leciał w dół, pod mgłę. Aidoni brak. Wtem zauważyłam białe szarpiące się łapy, zwisające z przepaści. Podeszłam do niej i spojrzałam na nią z góry. Drapała rozpaczliwie skałę, trzymając się aby nie podzielić losu smoka. Z największą przyjemnością odczepiłabym ją od skał i popatrzyła jak spada, ale coś mnie gryzło w ogon. Honor nie pozwalał tego zrobić, w końcu mi pomogła. Patrząc na nią zastanawiałam się, czy smoczydło jednak zdechło, czy nie. Gdy moje przemyślenia przerwał nagle dźwięk odrywającej się skały. Pies wisiał na jednej łapie, pomagając sobie zębami. Wyciągnęłam łapę obwiniętą czerwonym już bandażem w stronę Aidy. 
<Aidonia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz