Najbardziej nie lubię zaskoczeń. Kiedy mi
coś wyrasta przed nosem nie wiadomo skąd i zasłania widok, gdy coś
próbuje mi pokrzyżować plany. Nie przeszkadza mi to podczas lotu, gdy
dzierżę w łapach stery mojego myśliwca pieszczotliwie zwanego
"Jaskółką", ale na lądzie takich rzeczy nie toleruję. I jakby wychodząc
na przeciw moim oczekiwaniom nagle okazało się, iż otaczają mnie moi
najwięksi wrogowie, tzn. nie całkiem moi, bo był to gang nad którego
rozpracowaniem pracował mój opiekun. Dziewięciu rosłych mężczyzn
patrzyło na mnie groźnie machając biczami i dzierżąc w rękach worki.
Chciałam cofnąć się, ale nie miałam dokąd uciec. Przez myśl przebiegła
mi treść wskazówki. Sen, iluzja.
- Jeśli to iluzja - pomyślałam - to działa tylko wtedy gdy w nią wierzę i chyba mogę wykorzystać moją wybujałą wyobraźnię. - Tak! Brawo!
Smok podbiegł do mnie i trącił przyjaźnie pyskiem omal nie przewracając.
- No już - rozejrzałam się po pomieszczeniu - musimy się stąd wydostać
- Brawo geniuszu
-
A zgodnie ze wskazówkami - pośród luster dojrzałam szklaną doniczkę z
drzewem rosnącym do góry korzeniami. Pchnęłam ją i nagle wszystkie
lustra jednocześnie pękły, a my wraz z skrzącymi się odłamkami
zaczęliśmy spadać w dół.
<Raven - przed nami jeszcze
parę pięter, ale myślę, że to może być całkiem ciekawe i przepraszam że
teraz takie słabe opko i tyle musiałaś czekać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz