Podczas gdy Fortis prowadzi ryzykowną rozmowę z wielką czerwoną bestią, ja uważnie się rozglądam. Znajdowałyśmy się w wielkiej jaskini, która ciągnęła się kilkadziesiąt metrów w górę. Było tutaj ciemno i nieprzyjemnie, a do tego duszno. Smoki często wydmuchiwały wielkie kłęby pary, przez które nie było nic widać.
Po obu stronach tunelu można było dostrzec wgłębienia w szarej skale, z których wystawały ogony, skrzydła, czy głowy zaciekawionych bestii. Chyba nie często wpadał tutaj ktoś z wizytą...
Rozważałam wszystkie opcje. Nie wiadomo, do czego doprowadzi nas ta konwersacja Fortis z władcą smoków. Powinnyśmy też szukać polany i klucza, a czołgamy się jakimiś tunelami pełnymi wielkich ziejących ogniem bestii...
- Jak śmiałyście wtargnąć na mój teren! - syczy niskim głosem czerwony władca. - Nie wiecie, że to zakazane?
- Nie miałyśmy pojęcia, panie - Fortis wyraźnie daje sobie radę w kontaktach dyplomatycznych.
- Czego tu szukacie? - burczy nieco mniej agresywnie smok, patrząc na nas przenikliwym wzrokiem złotych oczu.
Szybko wymieniamy spojrzenia. Kłamać czy powiedzieć prawdę? Tori ledwo zauważalnie kiwa łebkiem. Mi również nie uśmiecha się myśl o tym, by łgać przed dwadzieścia razy większym zwierzęciem, które w dodatku umie ziać ogniem i może nas spalić w pięć sekund. Albo przygnieść wielkim ogonem. Albo rozpruć umięśnioną, najeżoną kolcami łapą.
Nie będzie miał problemu, by zabić w kilka sekund całą naszą trójkę.
Nawet, jeśli jakimś cudem udałoby nam się uciec, dopadłyby nas z pewnością inne smoki, które z coraz większą ciekawością wystawiały łby ze swoich jaskiń. Niektóre były oszałamiająco piękne, tak jak skrzący się krystalicznie pokryty przeźroczystymi łuskami - inne - tak brzydkie, że czym prędzej odwracałam wzrok. Cała parada dziwactw, był jeden z dziesięcioma oczami umieszczonymi w szyi, kolejny miał tak wysuszone ciało, że wyglądał jak szkielet owinięty skórą. Kości niemal przebijały się przez ciemną powłokę, widać było jak pulsują narządy.
Poczułam dreszcz niepokoju pod skórą. To nie wyglądało normalne.
I chyba wcale takie nie było.
- Poszukujemy klucza o magicznych właściwościach - wyjaśnia Fortis, czym przerywa moje rozmyślania. - Może został ukryty gdzieś tutaj... Prawdopodobnie jest mały, wykonany z jakiegoś metalu. Na pewno się błyszczy, więc powinien być widoczny. Czy żaden z twych poddanych, o łaskawy, nie zauważył czegoś podobnego? - pyta ostrożnie.
- Wczoraj jeden z patroli przyniósł ciekawe wieści. W znanym nam miejscu pojawił się przedmiot, który pasuje do waszego opisu. - Smok układa się wygodniej, przyglądając się nam z rozbawieniem wymalowanym na pysku.
- Jakim miejscu? - wyrywa się Tori.
- Wiedzieć, a powiedzieć, to dwie różne sprawy - władca mruży podstępnie oczy. - Coś za coś. My, smoki, nie jesteśmy szczególnie hojnymi istotami.
- Co miałybyśmy zrobić? - pyta Fortis, z przejęcia zapominając o uprzejmościach.
Chcę jej powiedzieć, żeby nie zdradzała, jak bardzo nam zależy na odnalezieniu klucza. Jeśli te smoki dowiedzą się, jak ważny jest dla nas ten przedmiot, być może zechcą go oddać za bardzo wysoką cenę, albo co gorsza - zatrzymają go dla siebie, myśląc, że jest wiele warty. A wiadomo, że te stworzenia uwielbiają gromadzić wszelkie skarby. Jednak zanim cokolwiek robię, jest już za późno.
- Niech się zastanowię... - czerwony gad przechyla głowę w zamyśleniu. - Wiem, co zrobiłyście - syczy zaraz złym głosem. - Zraniłyście jednego z nas. Dokładnie, to byłaś ty, ale to nieistotne - macha na mnie łapą gestem rozkapryszonego lorda. - Skoro już same tak chętnie do nas przyszłyście i prosicie o wymianę... Informacja za wystawienie w zawodach, a wasze winy zostaną wam odpuszczone. Okaleczenie jednej z moich poddanych pójdzie w zapomnienie. Jeśli tylko... - złośliwie uśmiecha się zębami podobnymi bardziej do szabli. - ...przeżyjecie.
W tym momencie czuję na sobie nieprzychylne spojrzenia Tori i Fortis. Nie patrzę na nie, bo czuję wyrzuty sumienia. Gdyby nie ja, zadanie na pewno byłoby dużo łatwiejsze, bo smoki nie miały z nami żadnych nieporozumień, które w obecnej sytuacji chcą wyrównać.
- Zawody będą polegać na walce z innymi magicznymi stworzeniami, które wybierzemy my, smoki. - wyjaśnia władca. - Po jednym na każdą z was. Walka kończy się wtedy, gdy jedno, lub oboje, przeciwników jest niezdolnych do dalszej walki. Wycofanie się jest niemożliwe.
- A co, jeśli się nie zgodzimy? - pyta Tori.
- Możecie przystać na moją ofertę - smok zerka w stronę ciemnych jaskiń w górze. - Albo już nigdy stąd nie wyjść.
***
Z niepokojem obserwuję ring, który znajduje się pośrodku wielkiej skalnej hali w kształcie prostokąta. Kamienne ściany są szare, ale odbijają światło jak szkło. Smoki nazywają to miejsce Szklanym Zamkiem, zapewne z powodu strzelistych konstrukcji skalnych, które wzbijają się dziesięć metrów do góry zaraz za ringiem, przypominających wieże. W porównaniu z całą salą są niewielkie, bo sklepienie sięga kilkunastu metrów.
Wokół zebrało się przynajmniej trzydzieści bestii. Usiadły na wyższych poziomach skał, które wznoszą się wraz odległością od miejsca walki. Rozmawiają, prychają ogniem, śmieją się.
Dla nich jesteśmy chwilową rozrywką.
Stoimy przed barierą, którą wyznacza metrowy spadek. Okrągłe pole to miejsce, w którym zmierzymy się z naszymi przeciwnikami.
Jako pierwsza będzie walczyć Tori, potem Fortis, a na końcu ja. Najgorsze jest to, że nie będziemy się nawzajem widzieć. Mnie i border collie wyprowadzają za strzeliste wieże, Tori zostaje na ringu.
Przez dobre pół godziny wysłuchujemy odgłosów walki, bo echo w wielkiej sali doskonale się niesie. Słyszę skrzeczenie i ryki, co pasowałoby do ptaka albo do jakiegoś wielkiego kota. Nie mam pojęcia, co mogłoby wydawać takie dźwięki. Do mojego nosa dociera też słaba woń dymu, co oznacza, że Tori prawdopodobnie coś podpaliła.
Potem wyprowadzają Fortis. Tym razem nie słyszę jej przeciwnika, za to często chlapanie wody. Moja druga towarzyszka również nie ogranicza się ze swoimi mocami.
Następnie ja.
Wychodzę na okrągły ring. Widzę kałuże wody i poczerniałe miejsca, które jeszcze się tlą, wydzielając nieprzyjemny zapach. Oddycham głęboko i robię parę kroków do przodu.
Nade mną przelatuje zielony smok z czymś wijącym się w łapach. Upuszcza zwierzę, a to błyskawicznie zwija się w owal. To wąż.
Wielki, grubości mojej klatki piersiowej, a gdy unosi łeb ku mnie widzę więcej niepokojących szczegółów. Jest niemal przeźroczysty, zauważam siateczkę żył i ciemniejszego unerwienia. Krzywię się z niesmakiem. Te stworzenia na Smoczej Wyspie są naprawdę ohydne.
Wąż jest ślepy, nie ma oczu. Nieustannie wysuwa język, jest rozproszony i zdenerwowany. Zapewne nie wie, że ma się ze mną zmierzyć na śmierć i życie.
Wykorzystuję jego nieuwagę i skaczę naprzód. On jednak syczy głośno i dematerializuje się. Obracam się szybko, ale on już jest za mną i otwiera pysk najeżony ostrymi jak szpilki zębami. Jak bicz przecina powietrze i niemal trafia. Turlam się w ostatnim momencie nieco w bok. Próbuję nałożyć Blokadę na jego teleportację, patrząc, jak robi to po raz kolejny, ale mi się nie udaje. Wtedy właśnie aktywuje się Obroża i gada coś, dekoncentrując mnie.
Staram się wyłapać jak najwięcej możliwości. Moje moce w tym przypadku nie pomogą, bo najwyraźniej teleportacja tego stwora to jego naturalna umiejętność, a nie sprawa magicznych zdolności. Unikam kolejnych ataków, ale nie mam żadnego pomysłu, co robić dalej.
Pozostaje jeszcze Wstrząs, ale nie chcę ryzykować. Co, jeśli siła mocy będzie zbyt wielka i zamiast zabić tylko węża, pozbawię życia także kilka smoków siedzących naokoło? Tego na pewno by mi nie darowały. Albo przeciwnie, jeśli zadziałałby za słabo... Może tylko przyprawiłabym przeciwnika o lekką migrenę.
Gdy czuję ukłucie na tylnej łapie, momentalnie wracam do rzeczywistości. Ugryzło mnie! Z furią rzucam się na stworzenie, ignorując wszystko i wszystkich naokoło. Nie zwracam uwagi na to, co ględzi moja Obroża, na krzyki Tori i Fortis, które wyraźnie próbują coś mi przekazać.
Wgryzam się w szyję węża, a wokół pryska ciemnoczerwona krew, która na tle bladej skóry wygląda jeszcze bardziej intensywnie. Pięknie błyszczy się na szarym kamieniu. Wspaniała. Raz po raz miażdżę szczękami ciało bestii. Rozszarpuję go na części pierwsze, miotając się od skrawka do skrawka. Dyszę ciężko, prawie nie mogę oddychać.
Do mojego przeciążonego umysłu dociera jedynie krzyk Tori.
"Pakt, to trucizna!"
Fortis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz