- Nie mam zamiaru angażować się w twoją przeszłość - powiedziałam, po czym dodałam pod nosem - i liczę na wzajemność
- Co?
- Nic, nic, ale mam nadzieje, że już się tu nie pojawią co?
- Raczej nie powinni - mruknął
- Nie możesz ich po prostu walnąć? Albo ich samych nie nafaszerować zawartością?
- To nie takie proste - westchnął
- Życie nigdy nie jest proste, mój drogi - zadrwiłam - jak życie z ciebie kpi, to mu przywal
- Okej... - powiedział niepewnie - postaram się
Wróciliśmy do agencji. Tam musieliśmy się rozstać, bo mi nie wolno było wchodzić do pomieszczeń dla VIPów. Otworzyłam drzwi do pokoju, w którym pierwszy raz miałam w sumie spać. Był szary, po boku stało łóżko i mała drewniana szafka. Kawałek dalej stała lampa a pod nią był dywanik. Położylam się spać.
***
Nazajutrz wyszłam na dwór. Nic ciekawego. Zobaczyłam nadchodzącego Skeltona:
<Skelton?>
wtorek, 29 marca 2016
niedziela, 27 marca 2016
Od Leili C.d. Fortis
-I jak po tym sprawdzianie?- zapytała.
-Całkiem dobrze.-wydyszałam.
-Jesteś już wolna.- zaczęła przewracać kartki.- Tak, tak...
Suczka zamyślona poszła do swojego gabinetu. Ja leniwie potoczyłam się do swojego pokoju. Runęłam na łóżko. Od dawna nie ćwiczyłam. Powinnam zacząć ćwiczyć. Przecież jestem nowa i nie mogę pokazać swoich słabości. Moje przemyślenia przerwał sen.
Rankiem tuż po przebudzeniu tak jak postanowiłam- tak zrobiłam. Wychodząc z pokoju od razu skierowałam się w stronę sali ćwiczebnej. Mimo wczesnej godziny było tam dość dużo psów. Najpierw biegałam na bieżni. Z wytrzymałością nie miałam żadnych problemów. Co innego z podnoszeniem ciężarów. Najgorsze co może być. Wszelkie sztangi oraz ciężarki ominęłam szerokim łukiem. Nie zauważyłam, że czas tak szybko mija. Już ponad dwie godziny temu zaczęłam biegać. Uświadomił mi to mój brzuch. Jestem tak głodna, aż kiszki zaczynają grać marsza. Zabrawszy swoje rzeczy odniosłam je szybko do pokoju i popędziłam do stołówki. Zabrałam tackę i wzięłam kilka smakowitych porcji. Podeszłam do stolika, gdy właśnie zobaczyłam Fortis.
-Cześć!- zawołałam.- Czy są jakieś misje?
Po porannym treningu byłam pełna energii. Nie umiałam usiedzieć w miejscu.
<Fortis?>
-Całkiem dobrze.-wydyszałam.
-Jesteś już wolna.- zaczęła przewracać kartki.- Tak, tak...
Suczka zamyślona poszła do swojego gabinetu. Ja leniwie potoczyłam się do swojego pokoju. Runęłam na łóżko. Od dawna nie ćwiczyłam. Powinnam zacząć ćwiczyć. Przecież jestem nowa i nie mogę pokazać swoich słabości. Moje przemyślenia przerwał sen.
Rankiem tuż po przebudzeniu tak jak postanowiłam- tak zrobiłam. Wychodząc z pokoju od razu skierowałam się w stronę sali ćwiczebnej. Mimo wczesnej godziny było tam dość dużo psów. Najpierw biegałam na bieżni. Z wytrzymałością nie miałam żadnych problemów. Co innego z podnoszeniem ciężarów. Najgorsze co może być. Wszelkie sztangi oraz ciężarki ominęłam szerokim łukiem. Nie zauważyłam, że czas tak szybko mija. Już ponad dwie godziny temu zaczęłam biegać. Uświadomił mi to mój brzuch. Jestem tak głodna, aż kiszki zaczynają grać marsza. Zabrawszy swoje rzeczy odniosłam je szybko do pokoju i popędziłam do stołówki. Zabrałam tackę i wzięłam kilka smakowitych porcji. Podeszłam do stolika, gdy właśnie zobaczyłam Fortis.
-Cześć!- zawołałam.- Czy są jakieś misje?
Po porannym treningu byłam pełna energii. Nie umiałam usiedzieć w miejscu.
<Fortis?>
sobota, 26 marca 2016
Od Amnesii c.d Raven
Wyczuwałam że kotka czuje się swobodnie przy mnie. To miło. Musiałam jej zadać jedno pytanie. Dręczyło mnie to czy Skeltuś nadal tu jest.
- Raven...
- Tak?
- Znasz kota imieniem Skelton.
- Tak a co?
- Zaprowadzisz mnie do niego???
<Raven? Bezwen total>
- Raven...
- Tak?
- Znasz kota imieniem Skelton.
- Tak a co?
- Zaprowadzisz mnie do niego???
<Raven? Bezwen total>
czwartek, 24 marca 2016
Od Raven - Misja 1
Wędrowałam po Fairnease. Był spokojny, ciepły dzień. Nic nie wskazywało że może być inaczej. Ale znając moje szczęście musiałam się w coś wpakować! Zauważyłam grupkę psów. Owczarek Niemiecki, Podhalański, Doberman i rozszczekany Pinczer. Wszystkie były brudne i podrapane. Zwietrzyłam zagrożenie. Podążałam za nimi aż doszliśmy do ciemnego przejścia między domami. Zaraz za nim pokazał się słoneczny plac. Na środku bawiły się dwie, młode, ludzkie samice. Skuliłam uszy. Psy warczały na nie. Młode zaczęły krzyczeć. Niemiec rzucił się na nie i ugryzł rudowłosą. Wyjęłam łuk ujawniając się. Strzeliłam mu w kark. W tym momencie rozwrzeszczany kurdupel mnie walnął. Podrapałam mu facjatę i wymierzyłam w niego strzałę. Oberwał tak jak i ja. Zobaczyłam że młodych już nie ma. Podniosłam się. Niemiec ugryzł mnie w kark i odrzucił w tył. Zaryłam o beton. Podniosłam się. Mój łuk leżał parę metrów dalej, odgrodzony ode mnie dobermanem. Spojrzałam na pękniętą cięciwę. Naprawi się, ale nie teraz... Skoczyłam psu do gardła. ugryzłam go, ale któryś z pozostałych mnie uderzył. Leżałam otumaniona na betonie.
- Proszę proszę, nasza heroska padła? A taka była waleczna... - zadrwił Niemiec nieco chrapliwym i szorstkim głosem. Starałam się podnieść, ale pies przygniótł mnie łapą.
- Haha! Kotek padł! Kotek padł! HAHAHA!!! - wrzeszczał pinczer.
Gdyby gdzieś tu był ogień... Oberwałam w łeb i straciłam przytomność.
***
Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w małym pomieszczeniu. Było ciemno, jedynie w "kominku" tlił się płomień. Byłam przyczepiona do ściany. Weszły kundle.
- Bingo, rozpal ognisko, dziś zjemy sobie kotka - rozkazał szyderczo doberman. Biały przytaknął. Szarpnęłam się w więzadłach. - Nie szarp się kotku, haha! - znowu się zaśmiał.
Poczułam ciepło. Pode mną zapłonął ogień.
- Trzymaj się kotleciku HAHAH! - kurdupel wrzeszczał
- Stick pilnuj ją i zamknij japę - powiedział doberman.
Mijały godziny a mi nawet nie zrobiło się gorąco... Odporność na ogień, frajerzy! To kręcenie się już mi się znudziło.
- Kurdupel, długo mam jeszcze tak wisieć? - przerwałam milczenie
- Aż będziesz chrupiąca i pyszna... ahaha! - patrzył wzrokiem szaleńca
- Wiesz musze cię zawieść, nie będzie dziś obiadu - uśmiechnęłam się wrednie
Ogień podemną zabłysną na różowo, przepalił mi kajdany, zeskoczyłam w środek płomieni.
- ŻĘ CO?!!!! - pies rzucił się w stronę wyjścia.
- Stój - odgrodziłam mu wejście ogniem.- Wyjdę stąd, wezmę łuk - mówiąc robiłam te czynności - a ty się sfajczysz! - rzuciłam psem w ognisko i wybiegłam. Byłam na dworze. Znalazłam się znowu na słonecznym placu. Zauważyłam kogoś z naszych. Podbiegł do mnie Rikko.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Ścigają mnie kundle, atakują przechodniów i chciały mnie zeżreć...
Kot skierował się do komunikatora na łapie:
- Rikko, plac B13, śródmieście, atak na agenta.
Po chwili wypadły kundle, i poparzony pinczer. Ale było już za późno. Wszędzie pojawiły się koty z agencji. Zabrali kundle i odjechali. Wzięłam łuk i podążyłam w stronę agencji.
- Proszę proszę, nasza heroska padła? A taka była waleczna... - zadrwił Niemiec nieco chrapliwym i szorstkim głosem. Starałam się podnieść, ale pies przygniótł mnie łapą.
- Haha! Kotek padł! Kotek padł! HAHAHA!!! - wrzeszczał pinczer.
Gdyby gdzieś tu był ogień... Oberwałam w łeb i straciłam przytomność.
***
Otworzyłam oczy. Znajdowałam się w małym pomieszczeniu. Było ciemno, jedynie w "kominku" tlił się płomień. Byłam przyczepiona do ściany. Weszły kundle.
- Bingo, rozpal ognisko, dziś zjemy sobie kotka - rozkazał szyderczo doberman. Biały przytaknął. Szarpnęłam się w więzadłach. - Nie szarp się kotku, haha! - znowu się zaśmiał.
Poczułam ciepło. Pode mną zapłonął ogień.
- Trzymaj się kotleciku HAHAH! - kurdupel wrzeszczał
- Stick pilnuj ją i zamknij japę - powiedział doberman.
Mijały godziny a mi nawet nie zrobiło się gorąco... Odporność na ogień, frajerzy! To kręcenie się już mi się znudziło.
- Kurdupel, długo mam jeszcze tak wisieć? - przerwałam milczenie
- Aż będziesz chrupiąca i pyszna... ahaha! - patrzył wzrokiem szaleńca
- Wiesz musze cię zawieść, nie będzie dziś obiadu - uśmiechnęłam się wrednie
Ogień podemną zabłysną na różowo, przepalił mi kajdany, zeskoczyłam w środek płomieni.
- ŻĘ CO?!!!! - pies rzucił się w stronę wyjścia.
- Stój - odgrodziłam mu wejście ogniem.- Wyjdę stąd, wezmę łuk - mówiąc robiłam te czynności - a ty się sfajczysz! - rzuciłam psem w ognisko i wybiegłam. Byłam na dworze. Znalazłam się znowu na słonecznym placu. Zauważyłam kogoś z naszych. Podbiegł do mnie Rikko.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Ścigają mnie kundle, atakują przechodniów i chciały mnie zeżreć...
Kot skierował się do komunikatora na łapie:
- Rikko, plac B13, śródmieście, atak na agenta.
Po chwili wypadły kundle, i poparzony pinczer. Ale było już za późno. Wszędzie pojawiły się koty z agencji. Zabrali kundle i odjechali. Wzięłam łuk i podążyłam w stronę agencji.
Od Unguli
Nie przyszłam tu bynajmniej z zamiarem podpisywania jakiś tam cyrografów. W zasadzie w ogóle nie miałam ochoty tu przychodzić, ale okazja zgarnięcia jakiś gadżetów była dość kusząca. Przyjemnie byłoby tym nachalnym gamoniom wypalić laserem na szanownych czterech literach swoje inicjały, żeby zapamiętali do kogo się nie podchodzi bez pozwolenia. O obronie nie myślałam, bo puki co wystarczały mi w zupełności pazurki. Uśmiechnęłam się na myśl o pierwszym spotkaniu z agentem MIAUK. To był naprawdę ciężki dzień. Rozłożyłam na łopatki pięciu obcych, a on przyglądał mi się tylko przy akompaniamencie jęków potłuczonych przeciwników.
- Czego się gapisz? Chcesz w nos - prychnęłam wojowniczo. Nie przywykłam do patyczkowaniu się z obcymi. Przybysz zachichotał.
- Czy mam przyjemność z panną Ungulą.
Minę musiałam mieć niezgorszą. Nigdy przecież nikt się tak do mnie nie zwracał. Kocury, które zdołały już pozbierać się po moim ataku. Zdawały się rozbawione tym widokiem. Zjeżyłam się i prychnęłam dając im dobitnie do zrozumienia iż nie zamierzam tego tolerować. W parę sekund dookoła mnie było pusto. Nieznajomy podszedł bliżej i podał mi Jakiś zwitek. Schowaj to i przeczytaj, tylko nikomu nie przekazuj. "Ta spal zanim przeczytasz" pomyślałam i uśmiechnęłam się lekko. Chciałam coś powiedzieć, ale doręczyciela już nie było. Rozejrzałam się zdezorientowana. Nie mogłam wytrzymać i od razu pobiegłam do wydrążonego pnia drzewa. Najpewniejszej kryjówki, jako że naprawdę niewiele istot mogło wcisnąć się przez wąski otwór. Rozwinęłam papierowy zwitek, który otrzymałam od owego kota. Była to mapa z zaznaczonym wyraźnie punkcikiem. Na odwrocie wyklejona była wycinkami z gazet wiadomość "Bądź w lesie o północy". Zaskoczona wpatrywałam się chwilę w kartkę. Nie zamierzałam tam iść. Nikt mi nie będzie mówić co mam robić. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła i z samego rana udałam się na miejsce spotkania. Oczywiście zdecydowanie spóźniona. No i w ten sposób znalazłam się tutaj w gabinecie szefa, który rozłożywszy się w wygodnym fotelu wbił we mnie badawcze spojrzenie czekając na moją odpowiedź.
- Chwila ja też mam swoje warunki - Otworzył szerzej ślipia i uśmiechnął się milcząco, a ja korzystając z okazji kontynuowałam - wiec nikt nie będzie mnie kontrolować, będę pracować na własną łapę, Nie trafię do żadnej tam drogówki (nie mam czasu an takie rozrywki), ale dostanę sprawy najwyższej wagi...
- Powoli młoda damo, musimy wpierw sprawdzić co potrafisz... a co do stanowiska..
Podał mi długą listę. Skrzywiłam się i niejako od niechcenia rzuciłam okiem na kartkę.
- Wojownik - odparłam bez zastanowienia.
Zwinął rulon i schował do szuflady podając mi jednocześnie umowę.
- Ja nic w ciemno nie będę podpisywać.
- W takim razie możemy się rozstać - stwierdził kładąc łapę na dokumencie
- Dobra - fuknęłam i złożyłam odcisk łapy.
Przez chwilę panowała absolutna cisza, a kocur usilnie grzebał w szafce. Wreszcie położył na stole obróżkę z numerem.
- To najprostszy model...
- Właśnie zapomniałam dodać, że żądam dla siebie szacunku i koniecznie potrzebuję jakiś gadżetów może laser, bo mam rachunki do wyrównania - uśmiechnęłam się chytrze. Był chyba zmęczony moim natręctwem i czubek jego ogon drżał niespokojnie.
- A teraz idź do swojego pokoju i czekaj, aż ktoś do ciebie przyjdzie, to będzie twój pierwszy bonus
- Nie potrzebuje niańki! - oburzyłem się
- To dla bezpieczeństwa
- Umie o siebie zadbać
- Nie wątpię, ale obawiam się bardziej o twoje otoczenie nie potrzebuje pierwszych ofiar.
Uśmiechnął się psotnie. Odpowiedziałam lekkim mrugnięciem i udałam się do swojej kwatery gdzie miałam czekać na mojego "Anioła stróża"
<Ktoś na ochotnika? >
- Czego się gapisz? Chcesz w nos - prychnęłam wojowniczo. Nie przywykłam do patyczkowaniu się z obcymi. Przybysz zachichotał.
- Czy mam przyjemność z panną Ungulą.
Minę musiałam mieć niezgorszą. Nigdy przecież nikt się tak do mnie nie zwracał. Kocury, które zdołały już pozbierać się po moim ataku. Zdawały się rozbawione tym widokiem. Zjeżyłam się i prychnęłam dając im dobitnie do zrozumienia iż nie zamierzam tego tolerować. W parę sekund dookoła mnie było pusto. Nieznajomy podszedł bliżej i podał mi Jakiś zwitek. Schowaj to i przeczytaj, tylko nikomu nie przekazuj. "Ta spal zanim przeczytasz" pomyślałam i uśmiechnęłam się lekko. Chciałam coś powiedzieć, ale doręczyciela już nie było. Rozejrzałam się zdezorientowana. Nie mogłam wytrzymać i od razu pobiegłam do wydrążonego pnia drzewa. Najpewniejszej kryjówki, jako że naprawdę niewiele istot mogło wcisnąć się przez wąski otwór. Rozwinęłam papierowy zwitek, który otrzymałam od owego kota. Była to mapa z zaznaczonym wyraźnie punkcikiem. Na odwrocie wyklejona była wycinkami z gazet wiadomość "Bądź w lesie o północy". Zaskoczona wpatrywałam się chwilę w kartkę. Nie zamierzałam tam iść. Nikt mi nie będzie mówić co mam robić. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła i z samego rana udałam się na miejsce spotkania. Oczywiście zdecydowanie spóźniona. No i w ten sposób znalazłam się tutaj w gabinecie szefa, który rozłożywszy się w wygodnym fotelu wbił we mnie badawcze spojrzenie czekając na moją odpowiedź.
- Chwila ja też mam swoje warunki - Otworzył szerzej ślipia i uśmiechnął się milcząco, a ja korzystając z okazji kontynuowałam - wiec nikt nie będzie mnie kontrolować, będę pracować na własną łapę, Nie trafię do żadnej tam drogówki (nie mam czasu an takie rozrywki), ale dostanę sprawy najwyższej wagi...
- Powoli młoda damo, musimy wpierw sprawdzić co potrafisz... a co do stanowiska..
Podał mi długą listę. Skrzywiłam się i niejako od niechcenia rzuciłam okiem na kartkę.
- Wojownik - odparłam bez zastanowienia.
Zwinął rulon i schował do szuflady podając mi jednocześnie umowę.
- Ja nic w ciemno nie będę podpisywać.
- W takim razie możemy się rozstać - stwierdził kładąc łapę na dokumencie
- Dobra - fuknęłam i złożyłam odcisk łapy.
Przez chwilę panowała absolutna cisza, a kocur usilnie grzebał w szafce. Wreszcie położył na stole obróżkę z numerem.
- To najprostszy model...
- Właśnie zapomniałam dodać, że żądam dla siebie szacunku i koniecznie potrzebuję jakiś gadżetów może laser, bo mam rachunki do wyrównania - uśmiechnęłam się chytrze. Był chyba zmęczony moim natręctwem i czubek jego ogon drżał niespokojnie.
- A teraz idź do swojego pokoju i czekaj, aż ktoś do ciebie przyjdzie, to będzie twój pierwszy bonus
- Nie potrzebuje niańki! - oburzyłem się
- To dla bezpieczeństwa
- Umie o siebie zadbać
- Nie wątpię, ale obawiam się bardziej o twoje otoczenie nie potrzebuje pierwszych ofiar.
Uśmiechnął się psotnie. Odpowiedziałam lekkim mrugnięciem i udałam się do swojej kwatery gdzie miałam czekać na mojego "Anioła stróża"
<Ktoś na ochotnika? >
Od Raven
Nie wiem czemu coś zawlokło mnie na tereny H.A.U. Nagle ktoś na mnie wpadł
***
- Ktoś ty? - burknęłam
- Amnesia Elisabeth White - odpowiedziała raźno suczka
- Raven...
Nadleciał Imagine. Walnął o ziemię i szturchnął mnie nosem.
- Co to?! - suczka "popatrzyła" w stronę smoka.
- Smok
- Twój? - zapytała
- Taa... Imagine
- Wow, nigdy nie spotkałam smoka - ucieszyła się - mogę go pogłaskać?
- Jasne... Imagine! Spokój - skarciłam zwierzaka który syknął na Amnesie. Wilczyca podeszła do niego i wyciągnęła łapę. Dotknęła jego łba. Im stał spokojnie, ale wiedziałam co oznacza jego wzrok. Polowanie. W ułamku sekundy zwierzę rzuciło się na psa, i w tym momencie oberwało ode mnie w nos, a ja odepchnęłam suczkę. Smok syknął wrogo, ale ja też ostro syknęłam. Zwierzak odleciał naburmuszony.
- Sory za niego, nerwus straszny... - położyłam uszy
- Nie nic się nie stało - wstała i otrzepała się z ziemi - przynajmniej mogę się pochwalić że głaskałam smoka - roześmiała się
O dziwo nie dokuczało mi jej towarzystwo. W pewnym sensie jej ślepota ośmielała mnie...
<Amnesia?>
***
- Ktoś ty? - burknęłam
- Amnesia Elisabeth White - odpowiedziała raźno suczka
- Raven...
Nadleciał Imagine. Walnął o ziemię i szturchnął mnie nosem.
- Co to?! - suczka "popatrzyła" w stronę smoka.
- Smok
- Twój? - zapytała
- Taa... Imagine
- Wow, nigdy nie spotkałam smoka - ucieszyła się - mogę go pogłaskać?
- Jasne... Imagine! Spokój - skarciłam zwierzaka który syknął na Amnesie. Wilczyca podeszła do niego i wyciągnęła łapę. Dotknęła jego łba. Im stał spokojnie, ale wiedziałam co oznacza jego wzrok. Polowanie. W ułamku sekundy zwierzę rzuciło się na psa, i w tym momencie oberwało ode mnie w nos, a ja odepchnęłam suczkę. Smok syknął wrogo, ale ja też ostro syknęłam. Zwierzak odleciał naburmuszony.
- Sory za niego, nerwus straszny... - położyłam uszy
- Nie nic się nie stało - wstała i otrzepała się z ziemi - przynajmniej mogę się pochwalić że głaskałam smoka - roześmiała się
O dziwo nie dokuczało mi jej towarzystwo. W pewnym sensie jej ślepota ośmielała mnie...
<Amnesia?>
środa, 23 marca 2016
Od Skeltona c.d Raven
Z jednej strony cieszyłem się,że Raven tu przyszła ,a z drugiej nie ,bo żądała wyjaśnień.
-Tacy staży znajomi..
- Co chcieli?
- Musiałem im coś wyjaśnić...im mniej wiesz tym lepiej...
Odszedłem od samicy kilkaset metrów...niech się cieszy że nic nie wie. Te dwa psy to tak jakby znajomi sprzed dołączenia do sfory. Oni chcieli wygrywać walki psów ja załatwiałem środki które osłabiały psy i dostawałem połowę ich udziałów. Wszystko było cacy pięknie dopóki się nie wyłamałem..Grom przegrał...Od tamtej pory mnie ścigają. Muszę załatwić środek który położy następnego psa bo inaczej po mnie...Na szczęście wiem gdzie on może być. Okey jest znalazłem teraz tylko do tych dwóch wariatów...Umówiliśmy się na 23 a ich nie ma...o idą.
- Masz towar?
- Tak macie!!
Podałem im strzykawkę z zawartością.
- Dzięki..
Odszedłem od psów...na moje nieszczęście spotkałem Raven...
- Co to miało być???
- Inaczej by mnie ukatrupili...
<Raven? Pasi?>
-Tacy staży znajomi..
- Co chcieli?
- Musiałem im coś wyjaśnić...im mniej wiesz tym lepiej...
Odszedłem od samicy kilkaset metrów...niech się cieszy że nic nie wie. Te dwa psy to tak jakby znajomi sprzed dołączenia do sfory. Oni chcieli wygrywać walki psów ja załatwiałem środki które osłabiały psy i dostawałem połowę ich udziałów. Wszystko było cacy pięknie dopóki się nie wyłamałem..Grom przegrał...Od tamtej pory mnie ścigają. Muszę załatwić środek który położy następnego psa bo inaczej po mnie...Na szczęście wiem gdzie on może być. Okey jest znalazłem teraz tylko do tych dwóch wariatów...Umówiliśmy się na 23 a ich nie ma...o idą.
- Masz towar?
- Tak macie!!
Podałem im strzykawkę z zawartością.
- Dzięki..
Odszedłem od psów...na moje nieszczęście spotkałem Raven...
- Co to miało być???
- Inaczej by mnie ukatrupili...
<Raven? Pasi?>
wtorek, 22 marca 2016
Od Aidonii C.d. Fortis
Ocknęłam się rozciągnięta na zimnym metalowym blacie przypięta skórzanymi pasami tak, że nie mogłam się ruszać. Tylko głowy nie krępowały żadne więzy co pozwalało mi rozejrzeć się po sali do której trafiłam. Było to coś jakby sala operacyjna pełna szpatułek, metalowych narzędzi i ekraników. Wszystkie ściany, a także sufit i podłoga pomalowane były na biało, a światło zdecydowanie za ostre tylko potęgowało efekt. Były oczywiście także szyby za którymi stały jakieś dwa koty w lekarskich kitlach. Rozmawiając ze sobą weszli do pomieszczenia, a ja opadła bezwładnie na niezbyt wygodne posłanie stwierdzając, iż najmądrzejszym co mogę w tej chwili zrobić jest udawanie nieprzytomnej.
- Zatem mówisz że szpiegujący pasożyt jest już gotowy?
- Oczywiście potrzebowaliśmy tylko - zachichotał sucho - ochotnika do testów. Miło, że się takowy nadarzył tak szybko i to jeszcze oddamy przysługę naszym, yhm sojusznikom niższej klasy... pfe jako do tego doszło by sprzymierzać się z gryzoniami.
Mówiący stanął przy stole chwyciwszy po drodze coś jakby obcążki, skalpel i małe przezroczyste pudełeczko z mikro urządzonkiem, które tłukło rozpaczliwie w ścianki starając się wydostać. Zacisnęłam szczęki gotowa na to co ma nadejść. Wynalazca wykonał małe nacięcie na mojej łapie i umieścił w nim delikatnie maszynę. Ciężko wyrazić to słowami jak nieprzyjemne było to uczucie, gdy niby żywy sprzęt szpiegowski wwiercał się i podpinał do mojego układu nerwowego. Z trudem powstrzymałam syknięcie bólu i tylko mocniej zacisnęłam powieki. Z lepszym sprzętem może byłby jakiś inny sposób na wyrwanie się z tych tarapatów niż znoszenie swej doli. Byłam wściekła ze tak łatwo dałam się złapać.
- Nie sądzisz, że powinniśmy jej wymazać wspomnienia? - zapytał cieniutkim głosem asystent.
- Może - odparł i przysunął jakieś urządzonko nastawił je na odpowiednia głośność i wyszli. Słyszałam o tym iż pewne częstotliwości i kombinacje dźwięku mogą wywołać zaburzenia pamięci. Z przerażeniem stwierdziłam iż urządzenie ładuje się i za chwilę cały mój plan weźmie w łeb. Szarpnęłam się niespokojnie i tylną łapą udało mi się sięgnąć gałki. Zaczęłam obracać nią szaleńczo. Pierwszy dźwięk był tak głośny że na dobrych kilkanaście minut straciłam słuch, a wraz z nim przytomność. Z tego, iż po przebudzeniu znalazłam się w zupełnie innym otoczeniu. Dookoła pełno było drzew, pode mną rozpościerała się soczyście zielona trawa. Wstałam czując potrzebę jak najszybszego dotarcia do bazy. W głowie mi się kręciło i było mi niedobrze. Uznałam, iż musi to być efekt działania urządzonka wbudowanego w mój organizm. W oczach mi się ćmiło, ale wiedziałam, że nie mogę wrócić. Musiałam odciągnąć wrogów jak najdalej. Maszyna zorientowała się chyba co zamierzam, jeżeli w ogóle miała jakąś własną inteligencję i starała się mi przeszkodzić. Na moje czoło wystąpiły kropelki potu. Próbowałam rozdrapać świeżą ranę i wyciągnąć z siebie to paskudztwo. Nie udało się za to umazałam się krwią i jeszcze gorzej zmęczyłam w związku z czym kolejny raz zemdlałam. Następne co pamiętam to uczucie, że ktoś mnie niesie w stronę centrum dowodzenia.
- Nie! nie tam, nie mogę, proszę!
Mój rzekomy wybawca nie zwracał na to uwagi mimo, iż szarpałam się, kąsałam i bredziłam coś o szpiegowskich gadżetach. Wreszcie wwleczono mnie do wnętrza i ułożono w moim pokoju. Pogrążyłam się w drzemce nie będącej ani snem, ani czuwaniem z powodu walki z pasożytem. Musiałam jak najszybciej komuś o tym powiedzieć i choć byłam tego ciekawa to nie miałam siły zastanawiać się nawet nad tym kto mnie tu przyniósł.
<Ktoś?>
Od Raven
Postanowiłam zbadać trochę okolice. Szłam przez las, w którym wylądowałam gdy wróciłam z dziwacznej wyspy. Na wszelki wypadek nie zaglądałam do żadnych nor. Minęłam Las Ogromny i przeprawiłam się przez zieloną rzekę Dolinę. Nagle zobaczyłam wysokie góry. Szwędroliły się tam jelenie i ptaki. Usiadłam nad jeziorem i się napiłam. Intrygowały mnie wzniesienia. Słyszałam o tym miejscu, Góry Wielkie. Koty gadają, że za nimi jest przedziwny las, a niektórzy że potworne stworzenia, jeszcze inne że siedlisko smoków, ale tak na prawdę pewnie nikt nie odważył się tam iść. Ale od czego jestem ja? Obeszłam jezioro dookoła i znalazłam wąską ścieżkę w górę, ze znakiem "Uwaga! Lawiny kamieni!". Totalnie go zignorowałam i ruszyłam ku górze. Było ciężko, łapy osuwały mi się na kamieniach. Usłyszałam łomot. Z góry waliły się skały. Uskoczyłam w bok. Lawina zamilkła a ja kontynuowałam wycieczkę. Szczyt był daleki. Zaczęłam się robić głodna, ale żadnych ofiar w pobliżu. Musiałam się zadowolić zbłąkaną myszą. W dole widziałam całe Varanth. Zdawało mi się widzieć też kawałek Xaranth. Otrzepałam futro i wskoczyłam na półkę skalną. Na terenie odznaczało się drzewo, którym dostałam się do MIAUK... Musiałam iść dalej. Łapy mnie bolały. Nie ustępowałam tempa. Po dwóch monotonnych godzinach i pięciu przerwach stanęłam na szczycie. Mocno wiało. Poczułam falę ciepłego wiatru. Obróciłam się. Za mną stał smok. Nie był duży, taki, jakbym stanęła na dwóch łapach to sięgałabym mu prawie do grzbietu. Nie miał nóg, stał na pazurach wyrastających ze skrzydeł. Patrzyłam prosto w jego ślepia. Syknęłam. Zwierze otrzepało się i wyszczerzyło kły.
Oberwałam pazurem w w bok. Skoczyłam mu na grzbiet i lekko go zraniłam (no nie będę chyba bić swojego zwierzaka, taak taaak przywłaszczam go sobie). W tym momencie złapałam go za "uszy" wyrastające z tyłu głowy. W tym momencie zwierz się zatrzymał. Jego źrenice rozszerzyły się. Upadłam. Coś okropnie mnie piekło w łapę. Syknęłam. Spojrzałam na nią i zobaczyłam "wypalony" na sierści biały, niewielki znak:
Okej... Nie czaiłam o co chodzi, ale zobaczyłam że smok pomaga mi wstać. Poklepałam go po łbie.
- Jak by cię tu nazwać? Hmm... Imagine! - znów pogłaskałam zwierza.
Wsiadłam niepewnie na niego. Jak się na tym lata. Pomyślałam "leć". Szarpnęło i byłam w powietrzu. Okej... Było extra. Nie byłam pewna co potrafi, i czy rozumie smoczy, koci czy jaki język. Nie mówił, czyli po naszemu na pewno nie rozumie. Wzbiłam się wysoko. W oddali zobaczyłam góry. Ale kawał drogi przeszłam. Okazało się że nawet pod wodą, bo byłam na nieco oddalonej wyspie od Varanth. Lecieliśmy tuż ponad taflą wody. Zobaczyłam jego piękne odbicie. Kierowaliśmy się w stronę domu. Wylądowałam na polanie. Imagine niespokojnie badał teren. Uspokoiłam go:
- Spokojnie, tu nam nic nie grozi - nie zrozumiał, ale chyba po tonie mojego głosu zorientował się o co chodzi.
Oberwałam pazurem w w bok. Skoczyłam mu na grzbiet i lekko go zraniłam (no nie będę chyba bić swojego zwierzaka, taak taaak przywłaszczam go sobie). W tym momencie złapałam go za "uszy" wyrastające z tyłu głowy. W tym momencie zwierz się zatrzymał. Jego źrenice rozszerzyły się. Upadłam. Coś okropnie mnie piekło w łapę. Syknęłam. Spojrzałam na nią i zobaczyłam "wypalony" na sierści biały, niewielki znak:
Okej... Nie czaiłam o co chodzi, ale zobaczyłam że smok pomaga mi wstać. Poklepałam go po łbie.
- Jak by cię tu nazwać? Hmm... Imagine! - znów pogłaskałam zwierza.
Wsiadłam niepewnie na niego. Jak się na tym lata. Pomyślałam "leć". Szarpnęło i byłam w powietrzu. Okej... Było extra. Nie byłam pewna co potrafi, i czy rozumie smoczy, koci czy jaki język. Nie mówił, czyli po naszemu na pewno nie rozumie. Wzbiłam się wysoko. W oddali zobaczyłam góry. Ale kawał drogi przeszłam. Okazało się że nawet pod wodą, bo byłam na nieco oddalonej wyspie od Varanth. Lecieliśmy tuż ponad taflą wody. Zobaczyłam jego piękne odbicie. Kierowaliśmy się w stronę domu. Wylądowałam na polanie. Imagine niespokojnie badał teren. Uspokoiłam go:
- Spokojnie, tu nam nic nie grozi - nie zrozumiał, ale chyba po tonie mojego głosu zorientował się o co chodzi.
piątek, 18 marca 2016
Poszukiwacze Skarbów - wyniki
Imię psa
|
Ilość postów
|
Wygrane $SP i PU
|
Wygrane przedmioty
|
Game Over
|
1
|
5 $SP | 2 PU
|
-
|
Raven
|
2
|
10 $SP | 4 PU
|
Eliksir młodości - odmładza o 2 lata/1 rok, proszek pozwalający zniknąć (2 użycia)
|
Amnesia
|
2
|
10 $SP | 4 PU
|
Obroża ma wbudowany laser, krótkofalówkę, scyzoryk i aparat.
|
Przepraszam za spóźnione wyniki, no ale tak to wygląda. Jeśli jest coś niewyjaśnione, to proszę pisać ;)
niedziela, 13 marca 2016
Od Fortis C.d. Leili
Posłałam jej promienny uśmiech.
- Mam przyjemność sprawdzić twoje umiejętności w sali treningowej. - wyjaśniłam pokrótce. - Ale oczywiście zanim do tego przejdziemy, powinnam cię oprowadzić po HAU, nieprawdaż?
- Zaczekaj. Skąd wiesz, że nie jestem szpiegiem albo terrorystą? - powiedziała siadając. - To nierozsądne.
- No wiesz, mamy swoje źródła..
- Śledziliście mnie?
- ..nie wpuścilibyśmy przecież kogoś niebezpiecznego! Pierwszy przystanek - pusta sala! - ucięłam temat i skierowałam się prostym korytarzem do schodów, a potem kilkadziesiąt kroków dalej znajdowała się już ta sala. Potem trafiłyśmy do księgarni. Pełno półek z nowymi książkami pachniało tak zachęcająco.. W dodatku było tam także mnóstwo przyrządów do pisania i nawet jakieś elektroniczne urządzenia. Księgarnia ta była nietypowa.. Ale przejdźmy już do biblioteki. Tam z kolei pachniało stronami i okładkami ksiąg, które wiele przeżyły. To też kusiło, by zostać na dłużej, ale czas naglił. Przyspieszyłam więc kroku i wbiegłyśmy na stołówkę wypełnioną psami przy niskich stoliczkach z parującym jedzeniem. Nasi kucharze byli wyśmienici..
- Jesteś może głodna? - spytałam z nadzieją w głosie. Suczka pokręciła głową rozglądając się nieśmiało dookoła. Wszyscy nadal nieprzyzwyczajeni do widoków nowych mordek przestali jeść i patrzyli się na nas wyczekująco. Mruknęłam coś pod nosem i poprowadziłam ją dalej. Migiem przeszłyśmy przez poczekalnię, a salę chorych i tak dalej, minęłyśmy. Jeśli szczęście jej nie dopisze, trafi tam sama. Ech.. Oby nie.
Potem był szerszy korytarz i taki długi, prosty. Dotarłyśmy wreszcie do kolejnych schodów.
Nie korzystam z w windy, tak jest zdrowiej.
Wreszcie przeszłyśmy od razu przez garaż, salę do ćwiczeń, zbrojownię, salę z różnymi nowinkami technicznymi, aptekę i na nowo wkroczyłyśmy do salki ćwiczebnej. Tam najpierw poprowadziłam ją na bieżnię i kilka sprzętów treningowych, sprawdziłam jej szybkość reakcji, siłę szczęki, umiejętność planowania, zręczność, no i słuch, węch oraz wzrok. A potem dotyk i smak. Wszystko notowałam do zgrabnych rubryczek.
- I jak po tym sprawdzianie? - zagadnęłam.
<Leila? ^^>
Od Raven c.d Skelton
Zmieszało mnie pytanie. Z jednej strony wiedziałam że nie warto rozdrapywać starych ran i że mu nie ufam, ale z drugiej coś pchało mnie żeby wyznać duszoną w środku tyle lat prawdę. Ostatecznie stałam z wzrokiem wlepionym w ziemie. Zdobyłam się na mruknięcie:
-Sama nie wiem... - starałam się żeby brzmiało to normalnie, ale chyba tak nie było.
- Co ci szkodzi? - uśmiechnął się
- Tak się składa, że dużo! - syknęłam, ale za chwilę dodałam obojętnie - dzięki że mi to pokazałeś i w ogóle ale ja będę już lecieć.
Odeszłam w stronę windy. Wjechałam na górę. Zwiesiłam łeb. Nie było mi obojętne że na niego syknęłam, wiedziałam że go zraniłam... Mięknę na stare lata... Otrzepałam futro i odeszłam. Wskoczyłam na drzewo z którego świetnie widziałam Fallpart. W prawdzie nie mieszkałam u ludzi ale lubiłam wiedzieć co się dzieje w wiosce. Dzień był w miarę ciepły, wiosenny. Leżałam na drzewie. Po paru godzinach przysnęłam. Śnił mi się ognisty ptak, Meoreci i zbiór wspomnień odkąd jestem w MIAUK. W końcu udało mi się zamknąć bolesny rozdział w życiu i zacząć nowy w Varanth. Otworzyłam oczy. Nagle coś przykuło moją uwagę. Zobaczyłam Skeltona a przy nim dwa Rottweilery. Coś warczały i się śmiały. Skel nie wyglądał na zadowolonego. W końcu jeden z psów rzucił się na przypartego do muru kota gdy strzała z kruczym piórem trafiła go w bok. Pies upadł. Drugi bez wahania przygwoździł kocura do ziemi, ale oberwał od niego ogniem. Kot wstał ale pies odwinął się i uderzył go łbem. Znowu przygniótł kocura. Tym razem skoczyłam mu na grzbiet i odrzuciłam w bok, przetoczyłam się na plecach i wstałam. Pies również się podniósł gotów do ataku gdy zorientował się że tuż przed jego nosem jest płonący grot strzały.
- Zjeżdżaj gnomie - syknęłam
Pies uciekł ale obejrzał się w zastanowieniu czy mnie nie zaatakować. Pogoniłam go strzałą którą trafiłam mu tuż obok łapy. W tedy zwiał. Jego towarzysz również zniknął za krzakami.
- Co to za goście? - mruknęłam
<Skelton?>
-Sama nie wiem... - starałam się żeby brzmiało to normalnie, ale chyba tak nie było.
- Co ci szkodzi? - uśmiechnął się
- Tak się składa, że dużo! - syknęłam, ale za chwilę dodałam obojętnie - dzięki że mi to pokazałeś i w ogóle ale ja będę już lecieć.
Odeszłam w stronę windy. Wjechałam na górę. Zwiesiłam łeb. Nie było mi obojętne że na niego syknęłam, wiedziałam że go zraniłam... Mięknę na stare lata... Otrzepałam futro i odeszłam. Wskoczyłam na drzewo z którego świetnie widziałam Fallpart. W prawdzie nie mieszkałam u ludzi ale lubiłam wiedzieć co się dzieje w wiosce. Dzień był w miarę ciepły, wiosenny. Leżałam na drzewie. Po paru godzinach przysnęłam. Śnił mi się ognisty ptak, Meoreci i zbiór wspomnień odkąd jestem w MIAUK. W końcu udało mi się zamknąć bolesny rozdział w życiu i zacząć nowy w Varanth. Otworzyłam oczy. Nagle coś przykuło moją uwagę. Zobaczyłam Skeltona a przy nim dwa Rottweilery. Coś warczały i się śmiały. Skel nie wyglądał na zadowolonego. W końcu jeden z psów rzucił się na przypartego do muru kota gdy strzała z kruczym piórem trafiła go w bok. Pies upadł. Drugi bez wahania przygwoździł kocura do ziemi, ale oberwał od niego ogniem. Kot wstał ale pies odwinął się i uderzył go łbem. Znowu przygniótł kocura. Tym razem skoczyłam mu na grzbiet i odrzuciłam w bok, przetoczyłam się na plecach i wstałam. Pies również się podniósł gotów do ataku gdy zorientował się że tuż przed jego nosem jest płonący grot strzały.
- Zjeżdżaj gnomie - syknęłam
Pies uciekł ale obejrzał się w zastanowieniu czy mnie nie zaatakować. Pogoniłam go strzałą którą trafiłam mu tuż obok łapy. W tedy zwiał. Jego towarzysz również zniknął za krzakami.
- Co to za goście? - mruknęłam
<Skelton?>
sobota, 12 marca 2016
Od Leili C.d. Game Over'a
- Są potrzebne do naparów. - odpowiedziałam krótko. Nie miałam czasu na pogawędki. Podeszłam do następnej kępki kwiatów i kolejne sztuki delikatnie chowałam do torby. Dalej czułam na sobie wzrok psa.
- Ehh... - odwróciłam łeb w kierunku psa. - Jestem Leila.
- Fall. - wydawał się być znudzony. Ta dyskusja nie miała widocznie głębszego sensu. Odwróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku pobliskiego wzniesienia. Położyłam się na jednym z głazów. Na horyzoncie widać było jedynie małą cząstkę rozgrzanej gwiazdy. Obróciwszy się do tyłu można było podziwiać pierwsze gwiazdy. Robiło się coraz zimniej. Zrobiło się już o wiele ciemniej. Przewróciłam się na plecy. Nade mną znajdował się ogromny satelita. Pełnia. Jak ja uwielbiam obserwować nocne niebo z głównym bohaterem- Księżycem. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Chłodny powiew wiatru poruszył delikatnie moje futro. Usłyszałam szelest trawy. Spokojnie otworzyłam oczy i spojrzałam na Fall'a.
<Game Over?>
Od Leili
Obudził mnie skowyt miejscowych psów. Znowu hycle. Wygramoliłam się spod starych kartonów i otrzepałam. Codziennie to samo. Wskoczyłam na kubły na śmieci, a później na płot. Moja równowaga nie jest dość dobra, aby się na nim długo utrzymać. Stanęłam na zewnętrznym parapecie przednimi łapami. Zauważyłam nadbiegających hycli. Tylnymi łapami zręcznie odbiłam się i wskoczyłam na dach. Tam położyłam się i zaczęłam obserwować miasto z góry. Słońce dzisiaj grzało trochę mocniej. Zeszłam po drabinie ustawionej obok domu przez kominiarzy. Miałam dość. To nie dla mnie. Ja potrzebuję wyzwań. A tu? Hycle to jedyna rozrywka. Weszłam do kartonu wspomnianego wcześniej. Założyłam torbę- jak żyje się na ulicy to można znaleźć wszystko- i włożyłam do niej kilka innych rzeczy. Przeskoczyłam płot. Wbiegłam do lasu.
~*~Rano~*~
Leniwie otwarłam oczy. Promienie słoneczne przedzierały się przez gałęzie pozbawione liści. Śnieg jeszcze leży tu i ówdzie. Przeciągnęłam się. Kątem oka zauważyłam psa, który się we mnie wpatrywał.
- Kim jesteś? - zapytałam ostrożnie, lecz przyjaznym tonem.
- Jestem Fortis. - uśmiechnęła się - A ty jak się wabisz?
- Leila. - odpowiedziałam krótko. - Gdzie jesteśmy?
- Witaj w Xaranth! Zaraz Ci wszystko pokażę. - pewnie zauważyła moje zmieszanie na pysku.
Suczka wskoczyła do dziupli.
- Raz kozie śmierć. - wzdychnęłam i również weszłam do tajemniczej dziury. Po krótkiej przejażdżce znalazłyśmy się w miejscu, gdzie było pełno innych psów.
- Oto HAU - tajna organizacja psów, która ma na celu chronienie ludzkości. Jeśli będziesz dość dobrze wykwalifikowana, to zabierzemy Cię na pierwszą misję. Ale najważniejsze pytanie: Czy chcesz tu dołączyć? - nie zastanawiając się przytaknęłam. - To dobrze, ale teraz podaj mi swoje pełne imię i stanowisko.
- Jestem Leila Jasmine. Chciałabym być Zielarką. - suczka zanotowała coś w swoich papierach.
- Dobrze. Teraz zaprowadzę Cię do twojego pokoju. - Zmierzając w nieznanym mi kierunku oglądałam dokładnie każdy skrawek organizacji.
Pokój był wystarczająco duży na łóżko oraz kilka mebli. Wypakowałam moją torbę i wyszłam na korytarz. Czekała tam na mnie Fortis.
<Fortis?>
Od Skeltona c.d Raven
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Delikatnie obudziłem Raven.
- Jesteś głodna?
- Może trochę.
Nieopodal płynął wartki strumyk a w nim...łososie i inne ryby. Zabrałem tam moją towarzyszkę. Nie byłą zachwycona wizją wody ale ja miałem na to swoje sposoby. Na pobliskim drzewie były liany.
- Perfect!!
Powiedziałem sam do siebie. Zerwałem cztery liany i zrobiłem z nich sieć. Zarzuciłem je na kilka minut do wody. PO chwili wyciągnąłem sporego łososia. Wyfiletowałem rybę a resztki zostawiłem dla błąkających się tutaj stworzeń. Jeden filet zjadłem ja drugi Raven. PO tak obfitym śniadaniu ruszyliśmy w stronę naszej kwatery głównej. Około południa byliśmy na miejscu. Tak nareszcie kochana kwatera. Pomyślałem że nie zaszkodzi zabrać Raven do kwatery Bet. A co tam.
- Chodź!
Zachęciłem kotkę do pójścia moimi śladami. Kiedy kończyłem ją oprowadzać wpadłem na Deimonda. Alfę.
- Co ona tu robi?
- Pomyślałem że nie zaszkodzi oprowadzić ja po miejscu niedostępnym dla obywateli. No i naszej sali treningowej.
- A idż pan z tobą. Zawsze masz zwariowane pomysły.
Ruszył swoją drogą. Popatrzyłem na Raven.
- Opowiesz coś o sobie?
<Raven?>
- Jesteś głodna?
- Może trochę.
Nieopodal płynął wartki strumyk a w nim...łososie i inne ryby. Zabrałem tam moją towarzyszkę. Nie byłą zachwycona wizją wody ale ja miałem na to swoje sposoby. Na pobliskim drzewie były liany.
- Perfect!!
Powiedziałem sam do siebie. Zerwałem cztery liany i zrobiłem z nich sieć. Zarzuciłem je na kilka minut do wody. PO chwili wyciągnąłem sporego łososia. Wyfiletowałem rybę a resztki zostawiłem dla błąkających się tutaj stworzeń. Jeden filet zjadłem ja drugi Raven. PO tak obfitym śniadaniu ruszyliśmy w stronę naszej kwatery głównej. Około południa byliśmy na miejscu. Tak nareszcie kochana kwatera. Pomyślałem że nie zaszkodzi zabrać Raven do kwatery Bet. A co tam.
- Chodź!
Zachęciłem kotkę do pójścia moimi śladami. Kiedy kończyłem ją oprowadzać wpadłem na Deimonda. Alfę.
- Co ona tu robi?
- Pomyślałem że nie zaszkodzi oprowadzić ja po miejscu niedostępnym dla obywateli. No i naszej sali treningowej.
- A idż pan z tobą. Zawsze masz zwariowane pomysły.
Ruszył swoją drogą. Popatrzyłem na Raven.
- Opowiesz coś o sobie?
<Raven?>
Od Raven C.d Skelton
- Być może... - mruknęłam - skąd to masz?
- Znalazłem w trawie, zerwałem ją dla ciebie...
Spojrzałam jeszcze raz na kwiat. Znowu się lekko tlił. No przyznaję, kocur nie byle jaki ale... nie ufam mu, nie wiem czy jest tego wart. Zbyt wiele mam w pamięci żeby bezgranicznie komuś ot tak zaufać. Odwróciłam wzrok w stronę gdzie zniknął ptak. Znowu trwała niezręczna cisza. Słońce chyliło się za horyzont.
- Wracamy do agencji? - zaproponował kot
Przytaknęłam. Po drodze zastała nas noc. Do MIAUK był jeszcze kawał drogi. Nie było sensu dalej iść więc postanowiliśmy zanocować pod wciętą skałą. Skelton zebrał pare patyków a ja rozpaliłam ogień.
- Jakie właściwie masz moce? - zapytał
Podniosłam łapę a płomień błysnął na różowo. Stworzyłam z niego smoka. Kot podziwiał w milczeniu to spoglądając na mnie to na ogień, ale ja wlepiałam wzrok w płomień.
- A ty? - mruknęłam
Kot zmienił się w smoka i z powrotem w kota. Rozmawialiśmy jeszcze długo ale obydwoje zasnęliśmy.
***
Rano obudził mnie Skelton:
<Skelton?>
- Znalazłem w trawie, zerwałem ją dla ciebie...
Spojrzałam jeszcze raz na kwiat. Znowu się lekko tlił. No przyznaję, kocur nie byle jaki ale... nie ufam mu, nie wiem czy jest tego wart. Zbyt wiele mam w pamięci żeby bezgranicznie komuś ot tak zaufać. Odwróciłam wzrok w stronę gdzie zniknął ptak. Znowu trwała niezręczna cisza. Słońce chyliło się za horyzont.
- Wracamy do agencji? - zaproponował kot
Przytaknęłam. Po drodze zastała nas noc. Do MIAUK był jeszcze kawał drogi. Nie było sensu dalej iść więc postanowiliśmy zanocować pod wciętą skałą. Skelton zebrał pare patyków a ja rozpaliłam ogień.
- Jakie właściwie masz moce? - zapytał
Podniosłam łapę a płomień błysnął na różowo. Stworzyłam z niego smoka. Kot podziwiał w milczeniu to spoglądając na mnie to na ogień, ale ja wlepiałam wzrok w płomień.
- A ty? - mruknęłam
Kot zmienił się w smoka i z powrotem w kota. Rozmawialiśmy jeszcze długo ale obydwoje zasnęliśmy.
***
Rano obudził mnie Skelton:
<Skelton?>
Oto Tora!
,,Zanim powiesz, że świat jest zły przyjrzyj się sobie."
Imiona: ToraPłeć : Kotka
Wiek : 2,5
Pseudonim: Mała
Urodziny : 20 kwietnia
Rasa : Maine Coon
Ranga: Zwykły członek
Stanowisko : Główny Medyk
Żywioł: Ziemia
Moc:
- Kontroluje każdą roślinę (Ma wpływ na jej wielkość, szybkość rozwoju, kształtu itp)
- Uzdrawianie za pomocą ziemi
- Kontrola nad wstrząsami
- Potrafi formować skały i ziemię w taki sposób jak jej się podoba
- Wskrzeszanie i "odrastanie" kończyn swoich lub cudzych
Umiejętności:
- siła 1/10
- zręczność 1/10
- szybkość 0/10
- inteligencja 2/10
- zmysły 1/10
Partner : Szuka.
Kociaki : -
Zauroczona w : -
Charakter : woli spędzać czas z innymi niż sama. Nie przeszkadza jej bycie w centrum uwagi jednak bardziej woli obserwować innych. Tora nie opowiada o swojej przeszłości nikomu tak samo jak o rodzinie. Jest to dla niej bardzo drażliwy temat. Jest szczera do bólu, lubi pomagać innym ale sama nie potrafi o nią prosić i jej przyjmować. Na ogół jest miła i przyjacielska ale czasem potrafi być naprawdę wredna i podła. Jest bardzo uparta, nie boi się ciężkiej pracy. Bardzo odporna psychicznie jak i fizycznie. Ma problemy z zaufaniem komuś. Potrafi myśleć naprawdę szybko i zrobić coś z niczego. Tora jest bardzo odważna, cały czas stara się pokonywać własne słabości i lęki. Nie da sobą manipulować i rządzić, jest szefową samej siebie. Jeśli chcesz podważyć jej autorytet, to naprawdę musisz być odważny albo głupi. W jednej chwili może być cicha i spokojna, a w ułamku sekundy może zmienić się w maszynę do zabijania.
Nauczyła się "kochać z głową", nie da się nikomu owinąć wokół palca. Potrafi zapanować nad swoimi emocjami, chodź czasami traci kontrolę. Wtedy lepiej nie być w pobliżu. Tora staje się wtedy agresywna, brutalna i nieprzewidywalna.
Historia : Tora przyszła na świat nie domu, nie u weterynarza ale w stodole. Tak rasowa kotka urodziła się w jakiejś starej stodole. Dlaczego? Jej rodzice wraz z ludźmi przeprowadzili się tutaj kilka lat wcześniej i tak zostali. Tora od samego początku zakochała się w lesie, potrafiła spędzać w nim całe dnie. Tam uczyła się polować, opanowywać swoje moce, jak wykorzystywać dary lasu do przeżycia itp. Dwa lata później kotka postanowiła opuścić rodzinne strony. Przez pół roku zwiedziła dość dużą część świata, jednak więcej się nauczyła.
Po tym czasie dołączyła do PIK
Coś Dodatkowego :
- Kotka uwielbia las. Zna go jak własną kieszeń.
- Tora zna zastosowanie każdej rośliny, przed nią żadna nie ma tajemnic. Wie o nich wszystko.
- Mimo tego, że kotka należy do rasy dość dużych kotów to jednak ma wielkość dachowca.
Ekwipunek: Tora ma przy sobie zawsze jakieś zioła.
Właściciel : Laylaa - Howrse
lay.laa0094@gmail.com - gmail
Polowanie na pisanki!
Witajcie, od początku marca (to znaczy od teraz - 12.03), aż do jego końca, trwa polowanie na pisanki! Za każde opowiadanie dostanie się wtedy jedną pisankę. Pod koniec eventu zostaną one wymienione na różnorakie drobiazgi, PU i $SP (do wyboru). Ale by dostać tą pisankę (P), należy mieć opowiadanie z etykietą - polowanie-na-pisanki-2016 (nie dotyczy questów, zadań eventowych)
Amnesi C.d. Narratora - ,,Poszukiwacze Skarbów"
Po kilku minutach do mojego (chwilowo) lwiego łebka dotarło że chodzi o ocean. Nie przepadałam na wodą. Ale skoro mus to mus. Ruszyłam wolnym krokiem. Ale skoro tam jest woda i rekiny to gdzie jest skarb, o którym słyszałam. No cóż muszę iść. Dotarłam na brzeg. Spienione fale uderzały o brzegi. Strome klify i ostre skały. Ble...ten widok odstraszał i to skutecznie. Jeszcze te głosy. Coś warczało, ryczało i wyło z głębi jeziora. Po chwili wynurzył się długi i ostry grzbiet. Wmurowało mnie. Okey. Nabrałam powietrza w płuca i wskoczyłam do wody. Teraz się zaczęło. Pod wodą głucha cisza. Zero ruchu. Płynęłam przed siebie. Prawdę mówiąc bardzo się bałam. PO kilku minutach coś otarło się o mój bok. Spojrzałam za siebie. Wokoło mnie krążyły trzy takie bestie.
Wiedziałam, że krzyk nie ma sensu. Zaczęłam szybko płynąć. Jeden z nich ruszył za mną. Bałam się ale wtedy prawy bok rekina zaatakował taki stwór.
To właśnie jego widziałam wcześniej. Na dnie zobaczyłam coś złotego. Miękko dotknęłam sypkiego piasku. Nie wiem kiedy ale na pewno kilka minut temu zaczęłam oddychać. Na dnie był taki znaczek
Przyłożyłam do tego łapę. Coś wciągnęło mnie do wielkiej podwodnej jaskini. Na środku stała kryształowa skrzynia. A za nią? Nie mogłam uwierzyć portal do H.A.U. Złapałam skrzynkę i wtedy zobaczyłam Ivorego. Niósł na swoich łapach moje ciało.
- Naprawdę muszę już wracać do ciemnego świata?
- Niestety. Musisz. Ale nie bój się. Wrócisz na tą wyspę za kilka lat.
Lekko się uśmiechnęłam. Za chwilę obudziłam się w swoim ciele. Złapałam skrzynię i wskoczyłam do portalu. Byłam już na terenach H.A.U. Leżałam na polanie wśród drzew. Nadal słyszałam cichy głos. Który mówił:,,Już niedługo...za kilka lat...". W łapie ściskałam kartkę. Dopiero wtedy zobaczyłam mały napis. Prawa...Jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłam. Spojrzałam na prawo. Skrzynka się rozpłynęła, a ja znowu leciałam w dół.
- Za co?
Spadałam na polanę. Byłam lwem Ivory znów o mnie zadbał. Ruszyłam na zachód. Czyli na prawo. To co tam zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Wielki zbiornik wodny z rekinami. A na łańcuchy moja kochana skrzyneczka. Załamałam się. ja chcę ten skarb a tam jest w ciul rekinów. Raz się żyje. Skoczyłam między bestie. Biegłam po ich grzbietach. Rekiny raz po raz delikatnie dotykały moich łap kłami i wtedy na nich pojawiały się rany. Kiedy byłam na środku. Spojrzałam w prawo. Miecz!!Hura!! Zabrałam go i przecięłam łańcuch. Miałam kryształową skrzynię w łapach. Ufając prawej stronie zobaczyłam portal. Miałam cichą nadzieję że to koniec. Wskoczyłam w niebieskie światło. Wylądowałam na polanie. Znaczy się...tak myślę, bo nic nie widziałam. Wyczułam skrzynię pod łapami.
- Później cie otworzę...
Położyłam sie obok i wykończona zasnęłam.
Akcept
Wiedziałam, że krzyk nie ma sensu. Zaczęłam szybko płynąć. Jeden z nich ruszył za mną. Bałam się ale wtedy prawy bok rekina zaatakował taki stwór.
To właśnie jego widziałam wcześniej. Na dnie zobaczyłam coś złotego. Miękko dotknęłam sypkiego piasku. Nie wiem kiedy ale na pewno kilka minut temu zaczęłam oddychać. Na dnie był taki znaczek
Przyłożyłam do tego łapę. Coś wciągnęło mnie do wielkiej podwodnej jaskini. Na środku stała kryształowa skrzynia. A za nią? Nie mogłam uwierzyć portal do H.A.U. Złapałam skrzynkę i wtedy zobaczyłam Ivorego. Niósł na swoich łapach moje ciało.
- Naprawdę muszę już wracać do ciemnego świata?
- Niestety. Musisz. Ale nie bój się. Wrócisz na tą wyspę za kilka lat.
Lekko się uśmiechnęłam. Za chwilę obudziłam się w swoim ciele. Złapałam skrzynię i wskoczyłam do portalu. Byłam już na terenach H.A.U. Leżałam na polanie wśród drzew. Nadal słyszałam cichy głos. Który mówił:,,Już niedługo...za kilka lat...". W łapie ściskałam kartkę. Dopiero wtedy zobaczyłam mały napis. Prawa...Jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłam. Spojrzałam na prawo. Skrzynka się rozpłynęła, a ja znowu leciałam w dół.
- Za co?
Spadałam na polanę. Byłam lwem Ivory znów o mnie zadbał. Ruszyłam na zachód. Czyli na prawo. To co tam zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Wielki zbiornik wodny z rekinami. A na łańcuchy moja kochana skrzyneczka. Załamałam się. ja chcę ten skarb a tam jest w ciul rekinów. Raz się żyje. Skoczyłam między bestie. Biegłam po ich grzbietach. Rekiny raz po raz delikatnie dotykały moich łap kłami i wtedy na nich pojawiały się rany. Kiedy byłam na środku. Spojrzałam w prawo. Miecz!!Hura!! Zabrałam go i przecięłam łańcuch. Miałam kryształową skrzynię w łapach. Ufając prawej stronie zobaczyłam portal. Miałam cichą nadzieję że to koniec. Wskoczyłam w niebieskie światło. Wylądowałam na polanie. Znaczy się...tak myślę, bo nic nie widziałam. Wyczułam skrzynię pod łapami.
- Później cie otworzę...
Położyłam sie obok i wykończona zasnęłam.
Akcept
Od Raven C.d. Narratora - ,,Poszukiwacze Skarbów"
Huh? Jesienne futro... kury... Lis! Teraz będę grzebać w ziemi, po prostu świetnie...
Wstałam i rozejrzałam się. Ruszyłam na wschód, ot tak. Widziałam wiele nor ale żadna nie była jakaś interesująca. Oczy miałam szeroko otwarte, na wypadek jakiegoś wściekłego zielska. W końcu zobaczyłam na skraju lasu coś czerwonego. Podbiegłam w tą stronę i zobaczyłam totalną zmianę krajobrazu. Wszystkie drzewa były rudobrązowe a trawa żółta. To chyba tu?... Rozglądałam się uważnie za dziurami. Również było ich mnóstwo. Ale tą jedną poznałam na kilometr. Miała około 5 m średnicy. Huh... Weszłam ostrożnie do środka. Czułam zapach śmierci... ten sam który non stop nękał mnie w przeszłości. Było ciemno. Moje oczy zabłysnęły różowym ogniem i w mig wszystko stało się jasne. Szłam raźniej przed siebie. W głębi jaskini zobaczyłam błysk. Ruszyłam biegiem, dotarłam do ścian jaskini. Była tam dziura a nad nią złoty znak:
Hm... Wyciągnęłam strzałę i wcelowałam w otwór. Usłyszałam pisk i ziemia się zatrzęsła. Powoli zaczęłam zsuwać się w dziurę. Na dole zobaczyłam krew i złamany tył mojej strzały. Zobaczyłam też skrzynkę. Tylko jej dotknęłam a ziemia znów zaczęła się trząść. Usłyszałam potężne kroki. Zauważyłam też że wokół jest pełno kości i podrapanych ścian. Szybko przywiązałam do strzały pnącze i wstrzeliłam w sufit. Ledwie się wciągnęłam a ujrzałam tuż przy końcówce mojego ogona potężne kły. Należały do rudego pyska który ledwo mieścił się w otworze. Trzymając skrzynkę zaczęłam uciekać, Ale zobaczyłam w głębi jaskini niebieskie światło. Czyżby to o czym myślę? Zwróciłam się biegiem w stronę rzekomego portalu. Wszędzie waliły się skały, gdy gigantyczne zwierze nawalało w sufit. Nagle usłyszałam trzask, jaskinia zamilkła. Stałam bez ruchu. Lekko rzuciłam okiem w tył a zobaczyłam rudego giganta węszącego po jaskini. Wielki pysk wsunął się w pole mojego widzenia. Stałam wciśnięta pomiędzy dwie skały. Myślałam że już mnie zauważy, gdy wielkie oko widniejące w szczelinie okazało się być ślepe, a w samym środku tkwił grot strzały. Wstrzymałam oddech. Gdy łeb zniknął a na jego miejsce pojawił się ogon wyśliznęłam się lekko z kryjówki. Rzuciłam kamieniem w stronę z której potwór się pojawił. Zwierzę puściło się tam dzikim pędem i minęło moją kryjówkę. Wzięłam skrzynię i pobiegłam w stronę światła. Ku uldze zobaczyłam obręcz, a w środku Varanth. Skoczyłam tam. Znowu mętlik w głowie. Zmieszane myśli i słowa. Wspomnienia mieszające się z wyobrażeniem przyszłości. Czułam pod łapami miękką trawę. Pachniała inaczej niż ta na wyspie. Otworzyłam oko. Zobaczyłam znajomy mi las. Dźwignęłam się na rozchybotane łapy. Skrzynia też była obok mnie. Kusiło mnie by zajrzeć do środka ale byłam na to zbyt zmęczona.
AKCEPT!
Wstałam i rozejrzałam się. Ruszyłam na wschód, ot tak. Widziałam wiele nor ale żadna nie była jakaś interesująca. Oczy miałam szeroko otwarte, na wypadek jakiegoś wściekłego zielska. W końcu zobaczyłam na skraju lasu coś czerwonego. Podbiegłam w tą stronę i zobaczyłam totalną zmianę krajobrazu. Wszystkie drzewa były rudobrązowe a trawa żółta. To chyba tu?... Rozglądałam się uważnie za dziurami. Również było ich mnóstwo. Ale tą jedną poznałam na kilometr. Miała około 5 m średnicy. Huh... Weszłam ostrożnie do środka. Czułam zapach śmierci... ten sam który non stop nękał mnie w przeszłości. Było ciemno. Moje oczy zabłysnęły różowym ogniem i w mig wszystko stało się jasne. Szłam raźniej przed siebie. W głębi jaskini zobaczyłam błysk. Ruszyłam biegiem, dotarłam do ścian jaskini. Była tam dziura a nad nią złoty znak:
Hm... Wyciągnęłam strzałę i wcelowałam w otwór. Usłyszałam pisk i ziemia się zatrzęsła. Powoli zaczęłam zsuwać się w dziurę. Na dole zobaczyłam krew i złamany tył mojej strzały. Zobaczyłam też skrzynkę. Tylko jej dotknęłam a ziemia znów zaczęła się trząść. Usłyszałam potężne kroki. Zauważyłam też że wokół jest pełno kości i podrapanych ścian. Szybko przywiązałam do strzały pnącze i wstrzeliłam w sufit. Ledwie się wciągnęłam a ujrzałam tuż przy końcówce mojego ogona potężne kły. Należały do rudego pyska który ledwo mieścił się w otworze. Trzymając skrzynkę zaczęłam uciekać, Ale zobaczyłam w głębi jaskini niebieskie światło. Czyżby to o czym myślę? Zwróciłam się biegiem w stronę rzekomego portalu. Wszędzie waliły się skały, gdy gigantyczne zwierze nawalało w sufit. Nagle usłyszałam trzask, jaskinia zamilkła. Stałam bez ruchu. Lekko rzuciłam okiem w tył a zobaczyłam rudego giganta węszącego po jaskini. Wielki pysk wsunął się w pole mojego widzenia. Stałam wciśnięta pomiędzy dwie skały. Myślałam że już mnie zauważy, gdy wielkie oko widniejące w szczelinie okazało się być ślepe, a w samym środku tkwił grot strzały. Wstrzymałam oddech. Gdy łeb zniknął a na jego miejsce pojawił się ogon wyśliznęłam się lekko z kryjówki. Rzuciłam kamieniem w stronę z której potwór się pojawił. Zwierzę puściło się tam dzikim pędem i minęło moją kryjówkę. Wzięłam skrzynię i pobiegłam w stronę światła. Ku uldze zobaczyłam obręcz, a w środku Varanth. Skoczyłam tam. Znowu mętlik w głowie. Zmieszane myśli i słowa. Wspomnienia mieszające się z wyobrażeniem przyszłości. Czułam pod łapami miękką trawę. Pachniała inaczej niż ta na wyspie. Otworzyłam oko. Zobaczyłam znajomy mi las. Dźwignęłam się na rozchybotane łapy. Skrzynia też była obok mnie. Kusiło mnie by zajrzeć do środka ale byłam na to zbyt zmęczona.
AKCEPT!
piątek, 11 marca 2016
Od Skeltona C.d Raven
-EEE a od kiedy tu należysz?
- Jakiś czas.
Ehh ta niezręczna cisza...Fak jest faktem że kotka mi się podobała i to bardzo. Ale co ja mogę? Nie umiem zagadać do takich fajnych laluni. Wskoczyłem w krzaki bo zobaczyłem coś błyszczącego. Była tam taka róża:
Zerwałem ją i zaniosłem ją do Raven. Kiedy podawałam ją kotce płomień mocniej buchnął. Nad naszymi głowami wzniósł się taki smok:
Zaś obok przebiegł lew:
Patrzyliśmy oczarowani jak zwierzęta powoli zbliżają się do siebie. PO chwili płomień rozbłysnąl a zwierzęta złączyły sie w jedno.
Taki ptak wzleciał wysoko w górę i się rozpłynął. Siedziałem obok Raven oczarowany. Kotka była jak w hipnozie. Zdjąłem łapę z róży. Ogromny płomień zniknął kwiat znów tylko delikatnie się tlił.
- To było piękne...-wyszeptałem patrząc na róże.
-...
<Raven?>
- Jakiś czas.
Ehh ta niezręczna cisza...Fak jest faktem że kotka mi się podobała i to bardzo. Ale co ja mogę? Nie umiem zagadać do takich fajnych laluni. Wskoczyłem w krzaki bo zobaczyłem coś błyszczącego. Była tam taka róża:
Zerwałem ją i zaniosłem ją do Raven. Kiedy podawałam ją kotce płomień mocniej buchnął. Nad naszymi głowami wzniósł się taki smok:
Zaś obok przebiegł lew:
Patrzyliśmy oczarowani jak zwierzęta powoli zbliżają się do siebie. PO chwili płomień rozbłysnąl a zwierzęta złączyły sie w jedno.
Taki ptak wzleciał wysoko w górę i się rozpłynął. Siedziałem obok Raven oczarowany. Kotka była jak w hipnozie. Zdjąłem łapę z róży. Ogromny płomień zniknął kwiat znów tylko delikatnie się tlił.
- To było piękne...-wyszeptałem patrząc na róże.
-...
<Raven?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)