czwartek, 21 stycznia 2016

Od Charlotte C.d. Deimond'a

Zacisnęłam powieki i zesztywniałam z bólu przeszywającego moje ciało.
- Spadaj! - wysyczałam i wierzgnęłam niczym koń, na co pazury wyślizgnęły się ze skóry i pozostały na futrze ciągnąc je nieprzyjemnie, ale znośnie. - Nigdy nie tnij mnie pazurami. - warknęłam na kota, Ten zmarszczył brwi i wymościł sobie posłanie wygodnie w mej sierści.
- Lepsze pazury niż kotwiczka z obroży. - mruknął pod nosem co puściłam mimo uszu. Szłam łagodnym stokiem góry w dół, powoli znajdowaliśmy się coraz niżej, powietrze było gęściejsze i lepiej się oddychało. Ponadto mróz nie szczypał aż tak w oczy.
Po jakimś czasie usłyszałam tępy huk i miękki odgłos.. szurania? Odwróciłam się, a moje oczy ujrzały wzniesione tumany śniegu.
- Trzymaj się! - zagrzmiałam i wystartowałam sprintem dotychczas obraną ścieżką.
- Jest coraz bliżej! - meldował co chwilę kot. - Zrobię wszystko, co tylko chcesz, tylko szybciej! - dodał żałośnie.
- Nie mogę. - wydyszałam i na tym skończyła się moja odpowiedź.
- Nie mów już, tylko biegnij. Prawie dosięga nam ogonów! - chwilę potem zalała nas niezmącona biel i uderzyło nas coś twardego, co sprawiło, że straciłam oddech. Jakiś czas później zapanowała wokoło ciemność.
Potem
Pierwsze co poczułam, to był to tępy ból w okolicach żeber. Leżałam w norce jeden na jeden metr i czułam, że niedługo skończy się zapas powietrza tam obecny. Zastanawiałam się, jak jest z moim kocim przyjacielem, ale potem już przestałam rozmyślać i doczołgałam bliżej ściany przewróciłam się na plecy. Podskakując lekko kopałam łapkami, czy też pchałam nimi w dach. Wreszcie przysypana warstwą śniegu odsunęłam się, a w miejscu gdzie stałam - leżała górka śniegu. Na szczęście widziałam już światełko w maleńkiej dziurce i łapczywie łapałam powietrze. Dokopałam się wreszcie do końca i wypadłam na drogę czystej, zaśnieżonej krainy, której kompletnie nie kojarzyłam. I nie wiedziałam gdzie jest Deimond. I jak wrócić.
Warknęłam pod nosem i zsunęłam się z gładkiej zaspy, a potem zamaszystym ruchem kopnęłam okrągłą kulkę zlepionego śniegu, który rozpadł się w powietrzu i rozsypał się wokoło.
Stanęłam w miejscu i zawyłam donośnie. Wreszcie opadłam i mruknęłam z niezadowoleniem rozmasowując zmarznięte łapy i pysk. Poza tym cały czas coraz bardziej odzyskiwałam świadomość i zarazem traciłam ją przez zamarzanie. W dodatku ciągle czułam coś w klatce piersiowej.
- Pomocy.. - wyszeptałam i zwinęłam się w kłębek.
<Deimond? Rozkręciłam akcję!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz