Westchnęłam cicho rzekłam do kota:
- Jest zima, a ja jeszcze ani razu nie ślizgałam się na lodzie. Nie zjeżdżałam z górek. Nie nurkowałam w śniegu. Kim ja jestem? - przewróciłam się teatralnie na plecy. - Idziemy na dwór? - podskoczyłam jak małe szczenię.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. Wolałbym posiedzieć w ciepłym.. - miauknął, ale ja już wzięłam go w zęby i szybko zostawiłam za sobą siedzibę HAU. - Puść mnie, już! - syknął. - Zaraz zacznę krwawić. - pogroził. Położyłam go na śniegu, przez co warknął na mnie i wstał. - Nigdy więcej tak nie rób. - mruknął posępnie. Zerknął na mnie potem z wyrazem pyska pytającym, gdzie mamy iść.
- W góry. Chwytaj narty. - podałam mu miniaturowe, moje były nieco większe, ale ja przecież jestem psem!
- Jak my mamy tego używać? Mamy cztery kończyny. - przypomniał.
- Tak, dlatego na jedną nartę przypadają dwie łapki. - oznajmiłam. - Są dwa miejsca na łapki. Takie buciki.
- Widzę. - prychnął przywiązał sobie je sobie do obroży tak, że ciągnął je po śniegu. Miał szczęście, gdy on chodził sobie po twardszej warstewce, ja zapadałam się dość głęboko, do pasa.
Wreszcie dotarliśmy dość wysoko i naprzeciwko mieliśmy ładne miejsce do zjeżdżania. W sam raz dla początkującej osoby. Bo szczerze, to jeszcze nigdy nie zjeżdżałam.
<Deimond?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz